Sektor odpadów woła o inwestycje

Aleksandra RogalaAleksandra Rogala
opublikowano: 2019-08-06 22:00

Polski rynek recyklingu jest wciąż za mały — mówi Sławomir Mazurek, wiceminister środowiska. Bez inwestycji nie spełnimy wymagań UE

Z tego artykułu dowiesz się:

  • Jakie plany ma resort środowiska wobec producentów opakowań
  • Skąd ma popłynąć strumień pieniędzy na recykling
  • Jak rozwinąć rynek recyklingu

Śmieci to w Polsce gorący temat. Od ubiegłych wakacji emocje budzą pożary oraz związana z nimi nowelizacja ustawy o odpadach, która zaostrzyła wymagania wobec firm działających na rynku. Końcówka tegorocznych wakacji też zapowiada się ciekawie — ledwie przez Sejm przeszła kolejna kontrowersyjna ustawa śmieciowa, a już trwają prace nad nową. Dotyczy podatku od nieekologicznych produktów (opakowań).

— Już od pewnego czasu prowadzimy rozmowy i analizy dotyczące rozszerzonej odpowiedzialności producenta [ROP-red.]. W drugiej połowie sierpnia przeprowadzimy konsultacje rozwiązań regulacyjnych — mówi Sławomir Mazurek, wiceminister środowiska odpowiedzialny w resorcie za odpady.

ROP to postulowany przez Unię Europejską mechanizm, który ma obciążyć firmy, m.in. wprowadzające na rynek plastikowe opakowania, odpowiedzialnością (głównie finansową, ale nie tylko) za ich późniejsze zagospodarowanie i recykling. Dotyczy to ogromnej części rynku — szacuje się, że w Polsce co roku zużywa się 3,5 mln ton tworzyw sztucznych, z czego jedna trzecia wykorzystywana jest do produkcji opakowań. Rynek plastiku w Polsce — jak wynika z wyliczeń Deloitte’a — jest wart 80 mld zł, a sam rynek opakowań — według Polskiej Izby Opakowań — może mieć wartość 40 mld zł. Na razie nie do końca wiadomo, co znajdzie się w projekcie nowych przepisów.

— Mamy przed sobą ambitny cel, jakim jest transformacja w kierunku gospodarki o obiegu zamkniętym, która musi znaleźć odbicie m.in. w ekoprojektowaniu, czyli wymogach dotyczących produkcji opakowań, ich składu, a także w rozwoju instalacji do recyklingu. Analizujemy, jak działa ROP w innych krajach. Mamy bardzo konkretne prawo unijne regulujące poziom recyklingu [w przyszłym roku powinno do niego trafiać 50 proc. odpadów komunalnych — red.] i wszystko to, co wynika z pakietu odpadowego przyjętego przez Unię Europejską — mówi wiceminister.

Podatek od opakowań

ROP ma przynieść potężny zastrzyk finansowy budżetowi państwa i samorządom — rynek szacuje, że ok. 2 mld zł. Obecnie opłaty recyklingowe zapewniają ok. 40 mln zł. Resort na razie unika szacunków.

— Każda kwota, która bazuje na tym, ile realnie kosztuje zagospodarowanie odpadów w Polsce, czyli ich zbiórka, składowanie i przetwarzanie, jest wiarygodna. Obecnie analizujemy, jakie nakłady producenci powinni ponieść, aby mieć udział w finansowaniu zagospodarowania odpadów — mówi Sławomir Mazurek.

Dziś system jest finansowany głównie z tzw. podatku śmieciowego, czyli opłaty za wywóz odpadów, którą gminy pobierają od mieszkańców. To pieniądze nie tylko na odbiór odpadów, ale też ich zagospodarowanie. Koszty rosną — m.in. w związku z coraz wyższymi opłatami środowiskowymi, których żąda UE, i uwarunkowaniami rynkowymi.

— System potrzebuje dodatkowego strumienia pieniędzy. Przedsiębiorcy zdają sobie sprawę, że będą musieli pokryć koszty selektywnej zbiórki i przetwarzania odpadów, co jest istotą ROP — mówi Sławomir Mazurek.

Jego zdaniem kluczowe jest wprowadzenie przepisów, które sprawią, że odpad przestanie być śmieciem, a zacznie mieć wartość.

— Gdy uda nam się to osiągnąć, napędzimy koniunkturę na rynku recyklingu. Dziś wartość mają np. puszki aluminiowe czy szklane butelki po piwie, za które jest pobierana kaucja. Dyrektywy UE dają nam też możliwość wprowadzenia wymogów związanych z udziałem recyklatu w opakowaniach. To sprawi, ze butelka PET wreszcie będzie coś warta i trafi do recyklerów — mówi Sławomir Mazurek.

Za mało recyklerów

Więcej odpadów do recyklingu wymaga większych mocy przerobowych.

— Musimy dokonać analizy luk inwestycyjnych, czyli oszacować, ile instalacji tak naprawdę brakuje w systemie. Bez tego nie pozyskamy funduszy z UE na ich dofinansowanie — podkreśla Sławomir Mazurek.

Nie wszystkie instalacje będą mogły liczyć na wsparcie. Wiceminister podkreśla, że chodzi głównie o infrastrukturę, która pozwoli lepiej segregować odpady i ponownie je wykorzystywać.

— Z publicznych pieniędzy na pewno nie będzie już finansowane mechaniczno-biologiczne przetwarzanie odpadów. Prawdopodobnie nie będzie też wsparcia dla spalarni, które do tej pory mogły liczyć na duże dotacje. W dyrektywach unijnych spalanie traktowane jest już jako utrata zasobów, więc jest w hierarchii niżej niż recykling — twierdzi Sławomir Mazurek.

Przyznaje jednak, że spalarnie, zwłaszcza takie, które umożliwiają odzyskanie energii, są uzupełnieniem systemu zagospodarowania odpadów.

— Nie mamy pełnego pokrycia takimi instalacjami, a w procesie przetwarzania zawsze zostają odpady resztkowe, nienadające się do dalszego przetworzenia, które trzeba jakoś zagospodarować. Dyrektywy zobowiązują jednocześnie do ograniczenia składowania do 10 proc. wytwarzanych odpadów komunalnych. Spalanie odpadów resztkowych jest opcją alternatywną — mówi Sławomir Mazurek.

Jego zdaniem przyszłość to rozwój rynku recyklingu, na którym „widać ogromną potrzebę rozwoju infrastruktury”, a także innowacyjne, ekologiczne rozwiązania, które pomogą wytwarzać mniej śmieci nienadających się do przetworzenia. Wyzwań nie brakuje. Poprawa wskaźników recyklingu nie uda się bez poprawy jakości selektywnej zbiórki.

— Dlatego w nowelizacji ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach wprowadziliśmy zachęty — umożliwiliśmy samorządom obniżanie opłat dla mieszkańców z zysków ze sprzedaży selektywnie zebranych odpadów — wyjaśnia wiceminister.

Mimo wprowadzenia przepisów, które miały uszczelnić rynek gospodarki odpadami i zwiększyć nadzór nad składowiskami (spowodowały one m.in. gwałtowny wzrost opłat za wywóz odpadów), w Polsce wciąż płoną hałdy śmieci. Liczba pożarów rośnie z roku na rok — wynika z danych GUS. Minister uważa jednak, że legislacja zrobiła swoje.

— Dzięki wprowadzonym przepisom nielegalne praktyki zostały znacząco ograniczone. Mamy w Polsce pewne trudności z zagospodarowaniem odpadów, w tym z frakcją kaloryczną, która nagromadziła się przez lata. Problem w tym, że wydawano mnóstwo pieniędzy na instalacje, których efektywność jest bardzo niska, i zdecydowano się na system, w którym de facto nie segregowano odpadów. Teraz nadrabiamy stracony czas — puentuje Sławomir Mazurek.

OKIEM EKSPERTA

Recyklerom pracy nie zabraknie

JÓZEF MOKRZYCKI, prezes firmy Mo-BRUK

Dlaczego recyklerzy sprowadzają odpady do recyklingu z zagranicy, skoro mamy ich nadpodaż w Polsce? Problem w tym, że szara strefa wciąż ma się dobrze — zamiast do recyklingu odpady trafiają do nielegalnych magazynów czy na nielegalne składowiska, a później są, również nielegalnie, zakopywane w ziemi, porzucane w lasach, a nawet podpalane. Polska gospodarka wytwarza na tyle dużo odpadów, że mamy potencjał, a nawet wielką potrzebę rozwoju kolejnych instalacji do ich profesjonalnego przetwarzania.

Z szacunków naszej firmy, opartych wyłącznie na obserwacji, wynika, że mamy ok. 40-procentowy niedobór takich instalacji. Konkretnych danych brak — nie mają ich resort środowiska, samorządy ani Główny Urząd Statystyczny. Nie jesteśmy w stanie rzetelnie ich zebrać, bo działające nielegalnie firmy, których jest bardzo dużo, nie prowadzą monitoringu, nie uiszczają kaucji na wypadek porzucenia odpadów ani nie prowadzą ewidencji. Chodzimy więc po tym rynku z zamkniętymi oczami. Śmiało można jednak założyć, że aby przetworzyć wszystkie odpady, które zgromadziliśmy przez lata w systemie, potrzebujemy 5-8 lat. Recyklerom pracy nie zabraknie.