„Polska należy do państw, w których konsumpcja produktów bez recepty jest najwyższa w Unii Europejskiej, a pod względem lekomanii zajmujemy drugie miejsce, za Francją. Polski model w sposób niebezpieczny zmierza ku najgorzej ocenianym z celowościowego punktu widzenia rozwiązaniom w Zjednoczonym Królestwie, które są uznawane za najbardziej liberalne w negatywnym znaczeniu tego słowa”. Tak Ministerstwo Zdrowia (MZ) uzasadnia konieczność uregulowania pozaaptecznej sprzedaży leków i wprowadzenia ograniczeń w ich sprzedaży. Rynek ten, według danych IMS Health, jest wart obecnie niespełna 400 mln zł. Będzie mniej.

Koniec swobody
Zgodnie z przedstawionym na początku stycznia projektem rozporządzenia w sklepach czy na stacjach benzynowych będzie można sprzedawać tylko wąski katalog leków, w dodatku w znacznie mniejszych opakowaniach niż do tej pory. We wtorek kończą się konsultacje społeczne projektu. Sprzeciw głośno wyraża PASMI, czyli Polski Związek Producentów Leków bez Recepty, a także organizacje, które zrzeszają właścicieli sieci sklepów.
— Około 90 proc. leków, obecnie dostępnych poza aptekami, nie będzie mogło być sprzedawanych — w tym 90 proc. leków przeciwbólowych, 77 proc. substancji na ból głowy oraz wszystkie leki na przeziębienie, zgagę i nadkwaśność. Uważamy, że to problem przede wszystkim dla konsumentów, zwłaszcza z terenów wiejskich. Stracą najbardziej dostępny kanał dystrybucji leków, dzięki którym można doraźnie poradzić sobie z problemem zdrowotnym — mówi Ewa Jankowska, prezes PASMI.
PASMI postuluje m.in. wprowadzenie dłuższych okresów przejściowych, pozostawienia na starym poziomie dopuszczalnych dawek paracetamolu i kwasu acetylosalicylowego czy ujednolicenia wielkości opakowań „na poziomie zapewniającym rentowność ich sprzedaży”. Tymczasem przedstawiciele sieci handlowych podkreślają, że sprzedaż leków to nie jest dla nich, z finansowego punktu widzenia, istotna część biznesu. — To jednak kolejny w ostatnim czasie przypadek ingerencji władz w naszą branżę.
Rolą handlu jest dostarczanie świadomemu konsumentowi tego, co chce kupić. Chcemy, by tak zostało, tym bardziej że nie znamy przypadku, by ktoś nakupił leków pozaaptecznych i się nimi otruł — mówi Robert Krzak, przewodniczący Forum Polskiego Handlu, zrzeszającego firmy z polskim kapitałem. Wtóruje mu Renata Juszkiewicz, prezes Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji, do której należą sieci marketów z zagranicznym kapitałem.
— To uderzenie w naszą branżę i jednocześnie w konsumentów, dla których większa konkurencja zawsze jest korzystna — sieci mają większe możliwości negocjacji cen z hurtowniami, co wprost przekłada się na niższe ceny detaliczne. W uzasadnieniu rozporządzenia brakuje tymczasem konkretnego wskazania skutków ekonomicznych zmian — mówi Renata Juszkiewicz.
Nadmierny liberalizm
Resort zdrowia w uzasadnieniu do rozporządzenia informuje, że spełnia ono postulaty środowiska farmaceutycznego, w tym Naczelnej Izby Aptekarskiej (NIA).
„W naszej ocenie nowe regulacje ograniczą nadmierne spożycie leków wśród pacjentów, jednocześnie zapewniając im dostęp do niezbędnych preparatów umożliwiających tzw. doraźną terapię. W praktyce oznacza to, że leki w sprzedaży pozaaptecznej dalej będą istnieć. Projekt zakłada ograniczenie ilości substancji, ich dawek, a także zmniejszenie wielkości opakowań, co należy uznać za właściwy kierunek zmian” — informuje NIA w odpowiedzi na nasze pytania. Izba uważa jednak, że projekt wymaga sporych poprawek. Wszystko przez to, że — według farmaceutów — pozwala na zbyt wiele.
„Nasz niepokój budzi fakt istnienia w obecnie konsultowanym wykazie substancji silnie działających — zarówno na dorosłych, jak i małych pacjentów. Należą do nich m.in. leki stosowane w chorobach przewodu pokarmowego, a także leki przeciwuczuleniowe — dawkowanie tych preparatów w niekontrolowany sposób może prowadzić do nieostrego widzenia, częstego bólu głowy, senności, a nawet niewydolności wątroby. Ponadto w wykazie widnieją preparaty, które nie są przeznaczone do doraźnej terapii (np. stosowane w leczeniu wrzodów żołądka) oraz leki dostępne na receptę lekarską. W tych obszarach lista wymaga więc wprowadzenia niezbędnych korekt” — informuje NIA.
Nowe zasady sprzedaży leków bez recepty poza aptekami to tylko jedna z wielu fundamentalnych zmian na rynku farmaceutycznym, które planuje wprowadzić resort zdrowia pod wodzą ministra Konstantego Radziwiłła. W ministerstwie toczą się również prace nad uregulowaniem reklam tych produktów oraz suplementów diety, tymczasem już na etapie prac sejmowych jest mała, poselska nowelizacja prawa farmaceutycznego, wprowadzająca jedną dużą zmianę — po jej wprowadzeniu nowe apteki będą mogli otwierać jedynie farmaceuci lub należące do nich spółki. Zmiany te popiera samorząd aptekarski, przeciw natomiast są właściciele sieci aptek, dla których wejście w życie nowych przepisów oznaczałoby kres możliwości rozwoju biznesu. W walce z ministrem zdrowia sieci znalazły sprzymierzeńca w resortach rozwoju i finansów. — Rozmawialiśmy o tym na Komitecie Ekonomicznym Rady Ministrów i uzgodniliśmy, że apteka nie powinna być tylko dla farmaceuty. Myślę, że w Sejmie będzie zmiana tego zapisu w ustawie — powiedział Mateusz Morawiecki w rozmowie z TVN24. Ministerstwo Zdrowia pracuje nad dużą nowelizacją prawa farmaceutycznego, która ma zostać poddana szerokim konsultacjom społecznym.