Sezon budowlany dobiega końca. Tymczasem ceny prętów do zbrojenia betonu — po wakacyjnej korekcie — zaczynają rosnąć. Tylko w ostatnim tygodniu ceny u dilerów zwiększyły się o 22-31 zł za tonę, czyli o 1-1,5 pkt proc. Dystrybutorzy są zgodni, ceny prętów to barometr stalowego rynku — jeśli rosną, to w ślad za nimi należy spodziewać się zwyżki cen także innych produktów hutniczych. Czy podobnie będzie teraz? — Obecny wzrost cen nie jest efektem zwiększonego popytu, bo ten na krajowym rynku ma stabilny poziom, może nawet się nieco obniżył. To głównie kwestia spadku kursu złotego. Producenci podnoszą ceny, które podają przeliczając na euro — mówi Jerzy Bernhard, prezes Stalprofilu. Polscy producenci podnoszą ceny, podczas gdy w Niemczech zarówno pręty, jak i używany do ich produkcji złom tanieją. — W Polsce złom podrożał o 10 proc., czyli 20-30 zł za tonę. W Niemczech potaniał o 10 EUR. Podobnie pręty. Jeśli do tej pory za zachodnią granicą tona kosztowała około 500 EUR, to teraz kosztuje 490 EUR. Kiedyś eksportowaliśmy więc pręty po 500 EUR, przy kursie 4 zł, dziś postawiliśmy na eksport za 490 EUR za tonę, ale przy kursie 4,3
zł, więc zyskujemy więcej — tłumaczy Krzysztof Walarowski, prezes Ferrostalu Łabędy, producenta prętów z grupy Cognor. Mówiąc w uproszczeniu, wzrost cen w Polsce to efekt kursowej motywacji dilerów do zwiększenia eksportu i dyktowania na rodzimym rynku takich cen jak za granicą. — Nie zawsze jednak musi się to przełożyć się na rentowność — przestrzega Jerzy Bernhard. Dużo zależy od kursowych i cenowych wahań, które wpływają na przeszacowanie zapasów. W I kw. tego roku ceny dynamicznie rosły, natomiast w II kw. było więcej cenowych wahań i w efekcie firmy przeszacowywały wartość zapasów w dół. Producenci i dystrybutorzy boją się załamania rynku w IV kw., jeśli więc przy obecnych kursowych zwyżkach ktoś kupi dużo stali, a czarny scenariusz się ziści, to może okazać się, że w IV kw. znów będzie musiał przecenić stal z magazynu. Odbiorcy prętów na razie śpią spokojnie. — Wyższe ceny stali nie powodują zawirowań na rynku budowlanym, ale będziemy je obserwować. Jeśli bowiem okaże się, że są tylko efektem zmian kursowych, nie będzie problemu — raz będą trochę rosnąć, raz trochę spadać. Gdyby jednak okazało się, że to trwały trend, może być kłopot, bo w budownictwie jest wyraźne spowolnienie — mówi Paweł Ludwig, reprezentujący portugalską grupę Mota Engil.