ŚNIEG ZASKOCZYŁ OPONIARZY

Zięba Grzegorz, Zielke Mariusz
opublikowano: 1999-11-29 00:00

ŚNIEG ZASKOCZYŁ OPONIARZY

TO NIE MY: Przedstawiciele TC Dębica, kierowanej przez Zdzisława Chabowskiego, twierdzą, że winę za brak opon zimowych ponoszą dystrybutorzy. fot. BS

Zmiana ogumienia w samochodzie z letniego na zimowe okazała się w tym sezonie rzeczą wyjątkowo trudną. W niektórych regionach kraju kierowcy muszą oczekiwać nawet po kilka dni na taką operację. Krajowi producenci, którzy wykreowali popyt, mają kłopoty z logistyką, bo w wielu serwisach można kupić jedynie importowane gumy.

— We wrześniu i listopadzie sprzedaliśmy już o 80 proc. więcej opon zimowych niż w całym ubiegłym sezonie. Na razie okres oczekiwania wynosi około tygodnia. Opon ciągle brakuje w hurtowniach — mówi Mieczysław Wójtowicz z firmy Romigum z Krosna.

— Wzrost sprzedaży jest prawie dwukrotnie większy niż rok temu. Czekamy na kolejną dostawę, bo od dwóch dni brakuje większości najpopularniejszych rozmiarów — dodaje Eugeniusz Rafałowski z firmy Gumar z Białegostoku.

— Zwykle trzeba czekać 3-4 dni, by zmienić ogumienie. Stomil Olsztyn i Dębica nie są w stanie zaspokoić zapotrzebowania rynku. Trochę łatwiej jest z oponami zagranicznymi, ale one są od 50 do 100 proc. droższe niż krajowe — twierdzi Henryk Banaś z firmy Auto-gum z Częstochowy.

Siła mediów

Większość handlowców podkreśla, że w obecnym roku opony zimowe zostały uznane przez polskich kierowców za niezbędne wyposażenie samochodów.

— W tym roku o oponach zimowych szeroko się mówiło w różnych mediach. Audycje motoryzacyjne nawoływały już w lecie do pełnego przygotowania samochodu na okres zimowy — przypomina Andrzej Łyczak z firmy Inbud-Faro z Lublina.

Jednak na dwukrotny wzrost zapotrzebowania na ogumienie zimowe nikt z branży się nie przygotował. Sytuacja zaskoczyła zarówno handlowców, jak i producentów.

— Trudno tutaj szukać winnych. Ten towar zamawia się już w czerwcu i w lipcu u producenta. Nikt nie chce ryzykować utopienia nadmiernych pieniędzy. Obawiano się raczej stagnacji na rynku. Nic z początku nie zapowiadało takiego obrotu rzeczy — uważa Andrzej Łyczak.

— By zaopatrzyć się w odpowiednią liczbę opon przed sezonem zimowym, należy zainwestować kilkaset tysięcy złotych. Myśmy w lecie zamówili ogumienie za 400 tys. zł i to okazało się o połowę za mało — zaznacza jeden z handlowców, który prosił o zachowanie anonimowości.

Rynek opon zimowych załamał się całkowicie podczas listopadowego ataku zimy. Na dramatycznie rosnący popyt nałożyły się również problemy transportowe. Zasypane drogi południowej Polski uniemożliwiły dotarcie do zakładów oponiarskich w Dębicy.

— W województwie podkarpackim bez opon zimowych nie była możliwa jazda samochodem — mówi Mieczysław Wójtowicz.

Podobną sytuację mieli kierowcy w całej południowo-wschodniej Polsce. Ale i w innych miejscach kraju komunikacja została w dużym stopniu sparaliżowana.

Oby do końca roku

Przedstawiciele Dębicy twierdzą, że tylko od dystrybutorów zależy, jak szybko zapewnią pełną podaż na rynku.

— Na tę przykrą sytuację złożyło się kilka elementów. Po pierwsze nagły atak zimy zwiększył zapotrzebowanie. Do tego doszły także kłopoty z logistyką, bo drogi zostały w naszym województwie kompletnie zasypane. Trzeba jednak powiedzieć, że to zbytnia ostrożność dystrybutorów sprawiła, że nie poczynili oni wcześniej odpowiednich zapasów — twierdzi Jacek Szklarek z TC Dębica.