Sobieraj odchodzi z Alior Banku

Eugeniusz TwarógEugeniusz Twaróg
opublikowano: 2017-06-01 20:11
zaktualizowano: 2017-06-01 21:02

Nie przestraszył się kryzysu, dynamicznie rozwijał bank, choć właściciel był bankrutem. Przeprowadził największe prywatne IPO. Wojciech Sobieraj nie dał jednak rady dobrej zmianie.

Człowiek instytucja, polski Steve Jobs, wizjoner, cudowne dziecko polskiej bankowości  – tymi epitetami Wojciech Sobieraj był opisywany przez ostatnie lata. 

Wojciech Sobieraj
fot. GK, Puls Biznesu

Człowiek niezwykle kontaktowy, urodzony handlowiec i PR-owiec łatwo zjednywał sobie ludzi. Ale nawet jego krytycy, których zresztą wielu nie było i nigdy publicznie nie obnosili się ze swoim zdaniem, oddawali mu sprawiedliwość za to, co osiągnął.

Były już szef Alior Banku jest niezwykle rzutkim i sprawnym menedżerem, który w czasach, gdy na świecie banki padały jak muchy skoszone przez kryzys 2008 r., uruchomił bankowy start-up, który dzisiaj jest w pierwszej dziesiątce największych instytucji finansowych w kraju i zarządza aktywami przekraczającymi 60 mld zł.

Wojciech Sobieraj wystartował z projektem pod nazwą Alior w listopadzie 2008 r. Przypomnijmy, że dwa miesiące wcześniej upadł Lehman Brothers, a cały rynek finansowy zatrząsł się w posadach i nikt w branży nie wiedział, co przyniesie jutro. Ktoś powie, że w Polsce sytuacja była nieco inna, że kryzys bezpośrednio w nas nie uderzył, co jest prawdą, ale z dzisiejszej perspektywy było to przedsięwzięcie niezwykle ryzykowne. Wystarczy dodać, że z uruchomionych wtedy start-upów bankowych: Allianz Banku, FM Banku i Aliora przeżył tylko trzeci.

Startup w kryzysie

O ile kryzys ominął Polskę, to miał skutki huraganu na zachodnich rynkach, gdzie działał właściciel banku – grupa inwestycyjna Carlo Tassara. Pomimo włoskiej nazwy jest to biznes francuski z polskimi konotacjami, bo założycielem wehikułu finansowego jest polski emigrant Romain Zaleski. To on dał się przekonać Wojciechowi Sobierajowi do inwestycji w bank w Polsce. Był rok 2007 r. Wojciech Sobieraj był w trakcie rekonwalescencji po leczeniu w USA. Podczas konferencji prasowej, na której ogłoszono start Aliora opowiadał, jak siedział w Nowym Jorku na spotkaniu z potencjalnym inwestorem i podczas długiej rozmowy nie wytrzymały pooperacyjne szwy i krew lała mu się aż do buta.

Determinacja, wola walki, siła charakteru, to cechy charakterystyczne dla późniejszego szefa Aliora. Startup postanowił zbudować po odejściu z Banku BPH.Dzisiaj to zapomniana marka, której likwidatorem był zresztą Wojciech Sobieraj. 11 lat temu była to jedna z najszybciej rosnących instytucji finansowych w kraju, która dzięki fuzjom i pomysłowości wspięła się na trzecie miejsce w branży. W szczytowym momencie „Bepeh” w atmosferze politycznej kłótni został najpierw połączony z Pekao, a następnie wydzielono nowy tzw. mały BPH z 200 oddziałami. To co najlepsze zostało jednak w Pekao.

Carlo Tassara wyłożył na bank w Polsce 400 mln EUR. Wiano solidne, wystarczające na postawienie najnowocześniejszego wówczas systemu informatycznego, który i dzisiaj nic nie stracił ze swojej świeżości.

Startując w szczycie kryzysu Alior nie wdepnął na minę, jaka pokaleczyła konkurentów: kredyty walutowe. Wojciech Sobieraj od samego początku zadeklarował, że będzie pożyczać tylko w złotówkach oraz, że będzie finansować się tylko z depozytów, co na tle branży uzależnionej od zagranicznego finansowania było sporą nowością.

Właściciel bankrutem

Szybko okazało się, że kryzys 2008 r. nie tylko nie zabił młodego startupu, ale pomógł mu stanąć na nogi. Z polskiego rynku zaczęły się bowiem wycofywać zagraniczne grupy finansowe w tym światowy gigant HSBC, prowadzący w Polsce niewielki biznes w segmencie konsumer finance. Alior przejął od Brytyjczyków portfel kredytów gotówkowych i kart kredytowych o wartości 1 mld zł. Dla banku budującego dopiero bilans zakup był jak dawka sterydów dla kulturysty.

Z czasem kryzys uderzył w Aliora rykoszetem. Carlo Tassara, jak wiele funduszy inwestycyjnych, miał mnóstwo akcji kupionych na kredyt, w tym w sektorze bankowym – głównie we Włoszech i we Francji. Lewar pokruszył się w skutek potężnej przeceny aktywów na rynkach finansowych i właściciel Aliora stanął na granicy bankructwa. Pojawiły się pogłoski, że bank Wojciecha Sobieraja trafi do Pekao, którego właściciel, Unicredit był jednym z wierzycieli funduszu rodziny Zaleskich.

Problemy właściciela poważnie zaczęły martwić Komisję Nadzoru Finansowego, ponieważ nadzorcy nie w smak był inwestor, na którego portfelu rękę trzymali inwestorzy. Rosnący szybko Alior potrzebował kapitału na rozwój, a główny akcjonariusz nie był w stanie pieniędzy do biznesu dołożyć.

W 2012 r. zaczęły się poszukiwania nowego inwestora dla banku. Jednak odkupem akcji od Carlo Tassary interesowały się głównie fundusze inwestycyjne, a KNF nie chciała zamieniać jednego funduszu na inny i postawiła warunek: albo inwestor strategiczny, albo żaden. Tu Wojciech Sobieraj po raz kolejny wykazał się ogromną sprawnością. Porzucił rozmowy z kupcami i zaczął przygotowywać bank do giełdy. 2012 r., rok dołka na rynku bankowym, kiedy przez Europę przetaczała się druga fala kryzysu związana z kryzysem greckim, nie był najlepszy do kuszenia inwestorów akcjami, szczególnie banku. Tymczasem IPO zakończyło się dużym sukcesem. Łączna wartość oferty wyniosła 2,1 mld zł i była to największa prywatna emisja w historii GPW.

Bank stał się spółką giełdową, z rozproszonym akcjonariatem i jednym dużym inwestorem -  Carlo Tassara, który zachował w ręku ponad 30 proc. akcji. Fundusz zobowiązał się sprzedać pakiet akcji w ciągu roku.

 Szerokie horyzonty

Ostatecznie rodzina Zaleskich rozstała się z Aliorem w 2015 r. po długim procesie sprzedaży swoich akcji. Zainteresowanie mniejszościowym pakietem było ogromne, a konkurencja o udziały spora. Najpierw wydawało się, że kupującym będzie Societe Generale, zdeterminowane by powiększyć stan posiadania na ryku polskim, gdzie Francuzi posiadali dotąd Eurobank. To wtedy po raz pojawiły się pogłoski, że Wojciech Sobieraj skłania się do rezygnacji z dalszej pracy w Aliorze. Prezes banku nie mógł znaleźć wspólnego języka z ekipą przysłaną z Paryża, przyzwyczajonej do innej kultury korporacyjnej niż panująca w Aliorze.

Gdyby Francuzi kupili bank dymisja Wojciecha Sobieraja pewnie nastąpiłaby wcześniej. Soc-Gen został jednak przelicytowany przez PZU, który stał się mniejszościowym właścicielem. Wydawało się, że z takim inwestorem Alior zawojuje rynek. W banku były pomysły i know how, u akcjonariusza pieniądze. Wojciech Sobieraj widział już Aliora w gronie pięciu największych banków w Polsce. Szybki zmierzał w tym kierunku. W 2014 r. przejął Meritum, bank bilansowo nieduży, ale z dobrze rozwiniętym consumer finance, mocno konkurujący z Aliorem. Potem błyskawicznie przeprowadził dwa przejęcia SKOK-ów, na prośbę nadzoru zresztą. Kiedy inni bankowcy wzbraniali się przed angażowaniem w sektor kas spółdzielczych, Wojciech Sobieraj raz dwa uwinął się z problemem. Akcja, za którą KNF była mu wdzięczna, stronników w obozie obecnej władzy raczej mu nie przysporzyła.

W 2016 r. przyszedł czas na pionierską transakcję: kupno banku be portfela walutowego. W drodze podziału na część bez franków i część z kredytami walutowymi, Alior przejął zdrowe aktywa Banku BPH wraz z siecią i ludźmi, resztę zostawiając grupie GE, właścicielowi banku.

Wolnego – nie pozwalam!

Na podobnych zasadach Wojciech Sobieraj chciał odkupić od Austriaków Raiffeisen Polbank. W grudniu 2016 r. wszystko było już gotowe to domknięcia transakcji. Potrzeba była tylko zgoda rady nadzorczej Aliora. Wydawało się, że jest to już formalność, bo przecież przeprowadzenie transakcji rekomendował zarząd, który już nie raz udowodnił, że potrafi takie operacje przeprowadzić. Tymczasem na posiedzeniu rady zakup wydzielonej części Raiffeisena zablokował przewodniczący – Michał Krupiński, ówczesny prezes PZU. Podważył on wycenę przejmowanych aktywów, uznając cenę sprzedaży za zawyżoną. Transakcja nie doszła do skutku, wprawiając w osłupienie Wiedeń, który był przekonany, że sprawa jest już zamknięta.

Na początku tego roku znowu pojawiły się pogłoski, że Wojciech Sobieraj gotów jest odejść z Aliora. Plotka nasiliła się miesiąc temu. Wydawał się tym bardziej zasadna, że w banku trwało kuriozalne NWZA, zwołane w marcu, z kwietniowym terminem w celu dokonania zmian w radzie nadzorczej, zakończone ostatecznie w drugiej połowie maja. Rynek zaczął huczeć od plotek, że Michał Krupiński, szef rady nadzorczej szykuje się do przejęcia posady po Wojciechu Sobieraju. Ostatecznie walne zakończyło się wymianą tylko jednego członka rady nadzorczej: człowieka Mateusza Morawieckiego, wicepremiera, zajął człowiek Michała Krupińskiego, kojarzonego ze środowiskiem politycznym Zbigniewa Ziobry, ministra sprawiedliwości o oponenta ministra rozwoju w rządzie.

Wydawało się, że napięcie wokół Aliora opada, że zszedł on z głównej linii strzału, bo na celowniku pojawił się Pekao, w którym za tydzień odbędzie się NWZA a wraz z nim nastąpi całkowita wymiana rady nadzorczej, będąca prawdopodobnie preludium do zamian w zarządzie.

Dymisja Wojciecha Sobieraja jest zatem dużym zaskoczeniem dla pracowników banku, obserwatorów i inwestorów. Wczoraj akcje Aliora potaniały aż 8,5 proc. po komunikacie odejściu założyciela banku.

Wojna stronnictw

Wojciech Sobieraj stał się ofiara przybierającej na sile wojnie między grupami Mateusza Morawieckiego i Zbigniewa Ziobry. Stronnictwo ministra sprawiedliwości jest w wyraźnej ofensywie. Po tym jak Mateuszowi Morawieckiemu nie udało się przejąć, zgodnie zresztą z podziałem kompetencji w ramach rządu, władzy nad PZU, wydawało się, że jest to tylko nic nie znacząca porażka. Teraz okazuje się, że przegrana  bitwa umocniła jego adwersarzy, którzy sięgają po więcej. Na NWZA Pekao w przyszłym tygodniu rada nadzorcza banku zostanie obsadzona w większości ludźmi ministra Ziobry i prezes Beaty Szydło, która jest z nim w sojuszu po tym, jak osobiście zaangażowała się w obronę PZU przed zakusami Mateusza Morawieckiego. Otwiera to drogę do przejęcia pełni władzy nad bankiem zatrudniającym 16 tys. osób. Posiadającym drugą co do wielkości sieć oddziałów w kraju i cały wianuszek spółek do obsadzenia. Pozbycie się Wojciecha Sobieraja z Aliora ułatwi konsolidację władzy w potężnej grupie finansowej: PZU-Pekao-Alior, której aktywa przewyższają bilans największej instytucji finansowej w kraju – PKO BP, będącego twierdzą Matusza Morawieckiego.