Sokół do foki i zysk wysoki

Rafał Kerger
opublikowano: 2008-01-11 10:01

Inwestowanie w numizmatykę stało się tematem rozmów przy niedzielnym obiedzie. A Allegro numizmatycznym parkietem. Z własną spekułą.

numizmatyce niezwykle ostatnio głośno. Nie ma w tym przypadku. Korzystające z hossy na rynku firmy numizmatyczne są coraz bogatsze. Jedna z największych, Emonety.pl, zmieniła nawet właściciela — kupiła ją giełdowa spółka Netmedia.

Dariusz Leśniak, były właściciel, dziś szef Emonety.pl, jest zadowolony. Spił śmietankę, prawie jak w czasach, kiedy pierwszy raz chwycił Pana Boga za nogi i zarobił krocie na akcjach Banku Śląskiego.

— Nie mogę powiedzieć, za ile sprzedałem firmę. Wcale nie chciałem się jej pozbywać. Wahałem się do ostatniej chwili i coś mnie przekonało — puszcza oko Dariusz Leśniak.

Dziś jest gwiazdą. Dzieli się na prawo i lewo swą wiedzą o monetach, opowiada o hitach rynkowych, o przyszłości polskiej giełdy numizmatycznej. Podobnie jak Renata Pawlukiewicz, dyrektor w firmie prowadzącej portal E-numizmatyka.pl

Nie ironizuję. Nie kwestionuję wiedzy fachowców. Oni ją mają. Leśniak ma do tego kolekcję monet wartą 2 mln zł. Część dziadkowych, część własnych. Tuzy tego rynku mają jednak też cele biznesowe. Zupełnie inne od celów Michała Adamca z Tarnowskich Gór, świeżo upieczonego inwestora numizmatycznego.


Ale to żre
Michał Adamiec od lat prowadzi z żoną zakład fryzjerski przy rynku. Numizmatami zainteresował się miesiąc temu.

— Słuchaj, Dorota. Wiesz, jaka przebitka jest dziś na monetach, co kiedyś twój wujek zbierał? Szok. Nawet 100 proc. w miesiąc. Kupujesz za tysiąc, za miesiąc sprzedajesz i masz dwa tysiące.

— Eee…

— Rozejrzałem się na Allegro. Nie żartuję, najlepiej żrą zwierzątka: sokół, puchacz, foka szara albo taki węgorz.

— Żrą, ale chyba jak są głodne. Puchacz? Co to jest?

— Puchacz Bubo bubo. Nominał 20 zł. Srebrna moneta wydana przez NBP w 2005 r. Na razie dała zarobić jakieś 400 procent.

Michał Adamiec pierwszą dyskusję z żoną o inwestycji w numizmaty pamięta dokładnie. Szybko się bowiem okazało, że wejście w ten rynek nie jest proste.

— Żeby zarobić, musiałem mieć monety srebrne po cenach nominalnych, po jakich je sprzedaje NBP. Ze złotych też są zyski, ale trudniej je skonsumować, bo to towar mniej płynny i droższy — opowiada Michał Adamiec.

Żeby kupić dziś najlepsze inwestycyjnie kolekcjonerskie monety po cenie emisyjnej, można się w nocy, w przeddzień emisji, ustawić w kolejce przed oddziałem NBP. Ostatni hit: monetę emitowaną w grudniu (10 zł z wizerunkiem Konrada Korzeniowskiego) jedna osoba, jak miała szczęście, mogła nabyć w liczbie dwóch sztuk. Tego jednak nie proponujemy, chyba że ktoś lubi zarywanie nocek i listy kolejkowe. Michał Adamiec też chciał takich początków uniknąć. Niestety, w grudniu w firmach oferujących abonamenty na zakup najbardziej dochodowych srebrnych monet kolekcjonerskich zabrakło tych na 2008 r. Dziś niektóre oferują kupno abonamentu na rok 2009.

Kupując abonament, mamy pewność, że po cenie nominalnej dostaniemy po jednej monecie kolekcjonerskiej ze wszystkich planowanych przez NBP emisji. Niezależnie, czy moneta będzie bardzo popularna, czy nie.

Firmy handlujące numizmatami podpisują umowy z bankiem dużo wcześniej. Kupują monety po niższych cenach hurtowych. Na tym zarabiają. Do tego każą sobie płacić także za obsługę abonamentu. Na portalu E-numizmatyka.pl abonament srebrny na 2009 r. kosztuje 89 zł, na monety złote — 99 zł, na oba — 149 zł. Kupujemy niejako kota w worku, bo plan emisji na 2009 r. nie jest jeszcze znany. A co za tym idzie, nie wiemy nic o atrakcyjności przyszłorocznych monet.

— Na tym rynku jest więcej — jak to ujmujecie — kotów w worku — przyznaje Michał Adamiec.

Monety w dobrej cenie Adamiec zdobył przez znajomego. Znaczy znajomy prowadzący małą firmę złotniczo-numizmatyczną mu je obiecał. Chodzi o hit obecnego sezonu: srebrną monetę sokół wędrowny z dochodowej serii „Zwierzęta świata”, której emisja odbędzie się 16 stycznia. Nominał 20 zł. Cena emisyjna — 91 zł. Na Allegro można ją dziś kupić za 300 zł.

— Obiecał mi 10 monet. Co zrobiłem? To, co wszyscy. Wystawiłem aukcję na Allegro. W święta sprzedałem monety, których jeszcze nie mam, i otrzymałem pieniądze na dalsze inwestycje. A właściwie mam otrzymać. Bo kupujący jeszcze nie zapłacili — uśmiecha się Michał Adamiec.

Zapytany o to, czy nie ma wrażenia, że na tym rynku jest wirtualnie — odpiera z rozbrajającą szczerością:

— Tak, ale dopóki bańka tej niewiarygodnej hossy nie pęknie — wszyscy będą się dobrze bawić. Bo zarabia każdy. Nawet ten, który nie ma dostępu do monet po cenach emisyjnych.

W połowie grudnia kupił także na Allegro abonament na monety srebrne na 2008 r. z ostatniego sortu, o jakim słyszał — za 360 zł, czyli około 300 proc. drożej, niż powinien kosztować.

— Cieszę się. Te 300 zł odbiłem sobie, sprzedając sokoła, którego dostanę w ramach tego abonamentu. Do tego kupiłem też od bardzo miłej pani trzy inne monety z kolekcji „Zwierzęta świata”. Puchacza, fokę szarą i świstaka. Za 1150 zł. Uważam, że za pół roku zarobię. Myślę zresztą, że już dziś zarobiłbym na tej trójce ze stówkę. Inwestuję też w srebrną serię „Polscy podróżnicy i badacze”. Próbuję również skupić kilka monet z serii „Poczet królów i książąt polskich” — ciągnie Michał Adamiec.


Uwaga na zasadzki
Nasz przewodnik zapewnia, że z powodu pewnej wirtualności rynku numizmatycznego — gdzie często sprzedaje się coś, czego się faktycznie jeszcze nie ma i gdzie finansowy próg wejścia jest bardzo niski — trzeba być bardzo rozważnym. Małych i większych oszustów oraz cwaniaków jest niemało. Adamiec zaledwie w miesiąc natknął się na jaskrawe tego dowody.

— Na Allegro, które jest de facto giełdą numizmatów wartościowych, działają grupy inwestorów, które dzięki fikcyjnemu kupowaniu numizmatów od siebie nawzajem, powyżej ich aktualnej wartości, pompują cenę. Mechanizm podobny do zmów spekulantów pompujących kurs spółek wydmuszek na GPW. Z tym, że prostszy. Żeby pompować cenę monety na Allegro, wystarczy mieć znajomych posiadających konta na serwisie. Nie trzeba nic kupować. Wystarczy tylko zalicytować. A potem — w razie wygrania aukcji — nie zrealizować transakcji po zawyżonej cenie — opowiada Michał Adamiec.

Inną praktyką jest sprzedawanie — po wyższej niż średnia cenie — niewyemitowanych jeszcze monet w gradingu, i to z najwyższą notą PR70. Grading to szacowanie, stopniowanie, określanie kategorii stopnia stanu zachowania się numizmatu (monety). Kosztuje od około 30 zł za sztukę. Przeprowadzają go wyspecjalizowane firmy. Jedną z najbardziej znanych w Polsce jest sieć GCN i ECC. Ale nawet ona nie oszacuje monety, której nie ma.

— Oprócz tego należy się spodziewać nieuczciwych kontrahentów. Najpierw kupią od ciebie monetę, a potem wstrzymują się z zapłatą dwa--trzy tygodnie, dopóki nie zobaczą, czy cena będzie rosła. Jeśli rośnie, przeleją pieniądze. Jeśli nie, spróbują się wycofać — mówi Michał Adamiec.

Czy to koniec haczyków? Pewnie nie. Każdy gracz ma swoją historię. Zawsze można kupić monetę wadliwą albo podrabianą. To się jednak Michałowi Adamcowi nie zdarzyło. Po miesiącu ma w portfelu srebrnych monet za 11 tys. zł, licząc po czwartkowych cenach z Allegro. Do tego jeden abonament na 2008 r. Zainwestował około 7 tys. (licząc 910 zł, jakie musi dać znajomemu, za obiecane 10 monet sokoła wędrownego, które już odsprzedał). W miesiąc zarobił około 50 procent. Większość na srebrnym sokole, po którego długa kolejka pod oddziałami NBP ustawi się w nocy z 15 na 16 stycznia. n