O Józefie Stawinodze krążą różne pogłoski. Wiadomo, że przybył do Wolverhampton koło Birmingham z Włoch niedługo po wojnie, jako weteran. Nie wiadomo jednak, czy służył w polskim II Korpusie, czy też w SS, jak twierdzi jego dawny znajomy.
Przez 35 lat, aż do śmierci w październiku zeszłego roku, Polak - znany w Wolverhampton jako Fred - mieszkał w namiocie na trawniku między jezdniami ruchliwej obwodnicy miasta. Ten pustelnik uznany był nawet przez miejscową społeczność hinduską za świętego.
Teraz okazało się, że Józef Stawinoga pozostawił po sobie tysiące funtów. Mężczyzna nigdy nie pobierał bowiem przysługującej mu emerytury i korzystał tylko z posiłków dowożonych mu przez serwis charytatywny rady miejskiej Wolverhampton.
Obecnie adwokaci brytyjskiego ministerstwa skarbu poszukują jego
spadkobierców. Nie ujawniają sumy spadku, ale musi ona być znaczna, gdyż Józef
Stawinoga zmarł w wieku 82 lat.