Akcje stalowej spółki można było wczoraj sprzedać nawet z 25-proc. zyskiem. Tak dobrze dawno już nie było.
Pierwsze transakcje akcjami Drozapolu-Profil podczas wczorajszego debiutu zawarto po 3,40 zł, co oznacza wzrost o 6,25 proc. w porównaniu z ceną w ofercie publicznej (3,20 zł).
Potem było jeszcze lepiej: kurs spółki handlującej wyrobami stalowymi poszybował w pewnym momencie aż o 25 proc., osiągając 4 zł.
— Debiut można uznać za powód do radości. Notowania idą w górę, co jest przejawem zaufania inwestorów do strategii spółki — komentował Wojciech Rybka, prezes i główny akcjonariusz Drozapolu.
W kuluarach można się było spotkać z opiniami, że kurs jest nieco sztucznie windowany, o co nietrudno z racji niewielkich rozmiarów i płynności bydgoskiej spółki. I rzeczywiście w drugiej połowie sesji notowania nieco opadły, stabilizując się w okolicy 3,70-3,80 zł. Ale i te 17-18 proc. przebicia należy uznać za sukces.
Drozapol sprzedał w ofercie publicznej 4 mln nowych akcji, a Grażyna Rybka, żona prezesa, przy okazji upłynniła 1,55 mln walorów. W obu przypadkach obowiązywała cena 3,20 zł. W transzy drobnych graczy konieczna była redukcja o ponad 90 proc. Drozapol uzyskał około 12 mln zł.
— Środki te pójdą na rozbudowę sieci sprzedaży, budowę centrum serwisowego i przejęcie jednej firmy produkcyjnej. Listu intencyjnego należy się spodziewać w pierwszym kwartale przyszłego roku — twierdzi prezes.
Drozapol obiecywał w tym roku przychody wysokości 92 mln zł i 13,7 mln zł zysku netto.
— Szacunki sprzedaży są już przekroczone. W przypadku zysku netto nadwyżka też raczej będzie — tłumaczy Wojciech Rybka.
Pytany, czy jego rodzina, korzystając z wyższych cen, zamierza dalej pozbywać się akcji spółki, odpowiada:
— Zobowiązałem się, że przez rok tego nie zrobię. Potem zobaczymy. Będziemy rozmawiać na ten temat z inwestorami finansowymi, poznamy ich plany i wtedy podejmiemy decyzję, co dalej — dodaje prezes.