Stali odbiorcy są zależni od stali

Katarzyna Żelazek
opublikowano: 2004-10-21 00:00

Odbiorcy stali nie powinni być zaskoczeni wzrostem cen. Były analizy, alarmowali dostawcy. Deweloperzy kupowali na zapas, ale nie było na to stać stoczni.

Franciszek Magnowski, odpowiedzialny za zakupy w Gdańskiej Stoczni Remontowej im. Józefa Piłsudskiego, powołuje się m.in. na precyzyjne analizy fachowców, które pokazują, jak będzie rosło na świecie zapotrzebowanie na stal, a w ślad za nim i ceny. Wzrost cen stali, to jednak dla stoczni niemały problem. Zużywają dużo tego surowca, a jednocześnie nie stać ich na zamrażanie pieniędzy w zakupach na zapas.

Dolar do 20 centów

Wystarczy wspomnieć, że na przykład Stocznia Gdynia na przestrzeni roku zużywa średnio 150 tys. ton stali, czyli 15 tys. ton stali na jedną jednostkę. Tutaj wzrost cen stali szacowany jest na ponad 100 proc.

— W analogicznym czasie, w roku ubiegłym stocznia płaciła za tonę stali 320 USD, a obecnie płacimy 600-650 USD — mówi Mirosław Piotrowski ze Stoczni Gdynia.

Cena stali musi mieć więc wpływ na rachunek końcowy.

— Blachy, konstrukcje stalowe oraz silnik główny pochłaniają blisko 20 proc. kosztów budowy statku — mówi Mirosław Piotrowski.

Rachunek jest więc prosty: każdy wzrost ceny stali o dolara to wzrost kosztu budowy statku o 20 centów.

Wzrost cen stali, który nastąpił już w grudniu 2003 roku, z kulminacją w styczniu i lutym 2004 roku, nie był zaskoczeniem dla Allconu, gdyńskiej grupy świadczącej usługi od generalnego wykonawstwa, przez przedsięwzięcia deweloperskie, po inwestycje i zarządzanie nieruchomościami.

Oszczędność

W związku z dużą ilością zleceń i trwających już realizacji inwestycji, dział logistyki Allcon prowadził i prowadzi stały monitoring cen wszystkich niezbędnych do realizacji produktów, w tym oczywiście również stali. Informacje o podwyżkach zaczęły napływać od dostawców oraz od wykonawców konstrukcji stalowych, z którymi firma współpracuje.

— Tuż przed planowaną podwyżką dokonaliśmy zakupu około 260 ton stali na budowę na Pustki Cisowskiej. Udało się nam dokonać zakupu jeszcze po starych cenach (X zł/kg), a nie po podwyżce, gdy cena osiągnęła 1,78X zł/kg. Z oczywistych względów — tajemnica handlowa — muszę utajnić konkretne ceny, ale przelicznik wskazuje, że zaoszczędziliśmy w ten sposób 78 proc. na zakupach stali. Było to naszym dużym sukcesem — relacjonuje Sergiusz Gniadecki, prezes Allcon Investment.

— Mieliśmy dużo szczęścia — cieszy się również Jan Paszkowski, zastępca dyrektora ds. technicznych Gdańskiej Stoczni Remontowej, który kontraktuje nowo budowane statki — w czasie drastycznego wzrostu cen stali nie zakontraktowaliśmy żadnej jednostki.

Stocznia Gdynia miała mniej szczęścia, część umów trzeba było renegocjować.

Furtka w umowach

Jan Paszkowski przyznaje, że niegdyś w kontraktach stocznia nie pozostawiała furtki, którą można otworzyć w sytuacjach wyjątkowych, choćby takich, jak 100-procentowy wzrost cen stali.

— W tej chwili w ofertach zapisujemy, że w przypadku kolejnej podwyżki cen stali umowa będzie renegocjowana — przyznaje Jan Paszkowski.

Również Stocznia Gdynia dba o to, aby w umowach z armatorami zawierać element indeksacyjny, czyli uzależniający cenę statku od wzrostu cen surowców.

Władze Stoczni Gdynia nie ukrywają, że oprócz cen problemem stało się również samo pozyskiwanie stali.

— Huty, znając obecną sytuację i wiedząc, że ceny w dalszym ciągu będą rosły, nie zawierają ze stoczniami długoterminowych umów, ale najwyżej na dwa, trzy tygodnie. Dzisiaj sytuacja jest na tyle dynamiczna, że mamy obawy co do dostaw wyrobów hutniczych w ogóle. Ta sytuacja oznaczałaby koniec przemysłu okrętowego w Polsce — twierdzi Mirosław Piotrowski.