Nasze stocznie mogą w skromnym zakresie ograniczyć moce. Poinformujemy o tym Komisję Europejską.
Komisja Europejska (KE) ma wątpliwości dotyczące planów naprawczych polskich stoczni. Ministerstwo Gospodarki (MG) do końca lutego miało przedstawić wyjaśnienia, głównie dotyczące redukcji mocy, osiągnięcia rentowności i prywatyzacji.
— Wysyłamy pismo do KE — powiedziano nam wczoraj w biurze prasowym MG.
Szczegółów nie ujawniono. Wiadomo jednak, że w liście resort opiera się na informacjach uzyskanych ze stoczni.
— Planujemy wyłączyć z produkcji jeden dok, co będzie oznaczało redukcję mocy o blisko 30 proc. — mówi Arkadiusz Aszyk, wiceprezes Stoczni Gdynia.
Wyłączenie doku nie oznacza jednak jego zamknięcia. Stocznia chce zrezygnować z budowania w nim statków, ale zamierza budować inne stalowe elementy.
— Mamy zamiar wyłączyć jedną z trzech pochylni, ale od marca 2010 r. Do tego czasu mamy bowiem zamówienia — mówi Iza Matuszczak, rzecznik Stoczni Szczecińskiej Nowej.
Podobne plany ma Stocznia Gdańsk.
— Chcemy zrezygnować z dzierżawy jednej z pochylni od połowy 2010 r. — informuje Andrzej Buczkowski, wiceprezes Stoczni Gdańsk.
Sławomir Urbaniak, wiceminister skarbu, informował miesiąc temu „PB”, że Bruksela domagała się redukcji mocy do 500 CGT rocznie. To oznaczałoby cięcia prawie o połowę. Później Unia dementowała informację o żądaniu drastycznych cięć. Czy zadowolą ją plany stoczni? Jeśli nie, konieczny będzie zwrot pomocy publicznej. Chyba że udowodnimy Brukseli, iż jedynie przy niewielkiej redukcji zdolności stocznie są w stanie znowu być rentowne. Bo przecież to powrót do zysków jest — zdaniem Unii — kluczem do akceptacji programów i pomocy.