Wczoraj rząd przyjął ustawę stoczniową rozszerzającą katalog statków objęty zerową stawką VAT. Przepisy wprowadzają też ulgi podatkowe na etapie produkcji oraz zwolnienie z VAT materiałów używanych do budowy statków. Stocznie chętnie z nich skorzystają, ale boją się pułapek.

— Propozycje podatkowe mogą usprawnić realizację kontraktów, ale zanim zostaną wprowadzone, warto, by służby finansowe firm oraz organy podatkowe państwa jednoznacznie ustaliły zasady stosowania przepisów — mówi Krzysztof Kulczycki, jeden z udziałowców spółki Crist, należącej także do Ireneusza Ćwirki i funduszu Mars z Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Obawia się, że na przykład w trakcie budowy statku przedsiębiorcy nie zapłacą VAT, a po kilku latach fiskus zakwestionuje część transakcji, uznając, że danina była należna. Nie obędzie się więc bez interpretacji podatkowych.
Polonizacja statków
Kontrowersji w branży nie budzą natomiast proponowane gwarancje Korporacji Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych, bo stocznie od dawna z nich korzystają. Rząd będzie ich udzielać, pod warunkiem że co najmniej 30 proc. produktów do budowy statków będzie pochodziło z Polski.
— Korzystaliśmy z gwarancji nawet wtedy, kiedy wskaźnik sięgał 50 proc. Podobne zasady stosują instytucje niemieckie czy francuskie, ale jeśli jakiś element konieczny do wykonania kontraktu nie jest wytwarzany w kraju i trzeba go kupić za granicą, jest traktowany jako rodzimegopochodzenia — tłumaczy Krzysztof Kulczycki. Przedsiębiorca postuluje obniżenie kosztu gwarancji KUKE. — Ich oprocentowanie jest wyższe niż w bankach komercyjnych. Proponujemy zrównanie — mówi współwłaściciel Crista.
Kolejnym rozwiązaniem proponowanym przez rząd jest możliwość wyboru między CIT a 1 proc. ryczałtowym podatkiem od wartości produkcji sprzedanej. Andrzej Wojtkiewicz, prezes Remontowej Shipbuilding, zapewnia, że stocznia na bieżąco będzie analizować, który wariant jest bardziej korzystny, i elastycznie decydować o wyborze formy opodatkowania. Ryczałt od produkcji sprzedanej opłaca się bowiem tylko przy wysokiej rentowności kontraktów. Jarosław Łasiński, prezes Stoczni Gdańsk, uważa, że ustawa pomoże stoczniom kiedy poprawi się sytuacja na rynku zamówień statków.
Batory wolno płynie
Pomóc mają rządowe programy. Paweł Brzezicki, wiceminister gospodarki morskiej, szacuje zamówienia na budowę okrętów obronnych, bunkierek LNG i statków LPG, promów pasażerskich i rybackich na 25 mld zł. Pytanie, jak je sfinansować. Receptą ma być zaproponowany przez wicepremiera Mateusza Morawieckiego projekt Batory.
Stoczniowe zamówienia ma sfinansować specjalnie utworzony fundusz. Na jego uruchomienie trzeba jednak poczekać, a kontrakty będą potrzebne wkrótce — zwłaszcza Stoczni Szczecińskiej, która w latach 2008-09 zaprzestała budowy statków, bo Bruksela zakwestionowała dopłacanie m.in. do jej nierentownych kontraktów. Rząd zapowiada wznowienie działalności zakładu w Szczecinie. [KAP] © Ⓟ
Stocznie w ruinie czy w rozkwicie?
Rządowi urzędnicy zapewniają, że ustawa stoczniowa pozwoli odbudować sektor. Rząd reanimuje zdrowego pacjenta — twierdzi Forum Obywatelskiego Rozwoju. Różnicę zdań widać na przykładzie Stoczni Szczecińskiej. Rząd ubolewa, że jej majątek od lat niszczeje, bo po zakwestionowaniu przez Brukselę państwowych dopłat do statków w Szczecinie wstrzymano ich budowę. „W Szczecinie (…) przemysł stoczniowy rzeczywiście się nie odrodził. Ale nie ze względu na politykę tego czy innego rządu, tylko dlatego, że Trójmiasto stało się zbyt potężnym zagłębiem produkcyjnym, aby również w Szczecinie mogło utrzymać się konkurencyjne centrum stoczniowe” — uważa FOR.
Trójmiejska spółka pracownicza, czyli Grupa Remontowa, obecnie radzi sobie dobrze, a nieźle prosperowała nawet wtedy, gdy musiała konkurować nie tylko z dotowaną stocznią ze Szczecina, ale także z Gdyni i Gdańska, w których udało się utrzymać działalność. „Pozostawiony w spokoju przez niedoinformowanych polityków, polski przemysł stoczniowy fantastycznie się odrodził” — twierdzi FOR.
Warto jednak przypomnieć, że duży dok w Stoczni Gdynia, za 150 mln zł pożyczone od państwowej Agencji Rozwoju Przemysłu (ARP), kupił Crist. Miał kłopoty ze spłatą, dopiero niedawno zrefinansował pożyczkę w PKO BP. Przejmując dok, Crist zdobył wielomiliardowe kontrakty na specjalistyczne jednostki offshore, jednak procesuje się o finanse z armatorami, którzy je zamówili. Konflikt negatywnie wpłynął na bilans spółki, musiała więc posiłkować się pożyczką i dokapitalizowaniem z funduszu Mars.
Crist nie miał pieniędzy także na jej spłatę, obecnie strony uzgodniły porozumienie, ale nie ujawniają szczegółów. Stocznię Gdańsk natomiast, w okresie poprzednich rządów PiS, sprzedano inwestorom ukraińskim. Kryzys i restrykcyjna umowa prywatyzacyjna omal nie doprowadziły jej do upadku.
Konflikt rosyjsko-ukraiński i polskie poparcie dla Kijowa zaowocowało politycznymi decyzjami i podjęciem przez państwowe firmy działań umożliwiających restrukturyzację stoczni, dzięki czemu przetrwała.