STUDENCI OMIJAJĄ SWOJE SPÓŁDZIELNIE
Dawni chlebodawcy żaków dzisiaj wegetują
Przed 1989 rokiem w Polsce działały 23 studenckie spółdzielnie pracy. Dziś pozostało ich zaledwie kilka. Aby utrzymać się na rynku, imają się produkcji włókien szklanych, sprzedają wagi sklepowe czy proponują treningi jazdy konnej. Po pracach przy konserwacji rurociągu Przyjaźń zostało wspomnienie.
Szefowie spółdzielni studenckich są zgodni: w ciągu ostatnich dziesięciu lat zainteresowanie ich usługami znacznie zmalało. Z pośrednictwa pracy korzysta coraz mniej słuchaczy szkół wyższych, a pracodawcy rzadziej odpowiadają na oferty spółdzielni.
— Kiedyś przed naszymi drzwiami ustawiały się długie kolejki, a dzisiaj przychodzi kilkanaście osób dziennie — mówi Wojciech Jędrzejewski, zastępca kierownika zakładu usługowego Plastuś, filii studenckiej spółdzielni pracy Universitas w Warszawie.
Każda ze spółdzielni miała przed 1989 rokiem kilka filii. Potem okazało się, że trzeba je zamykać.
Konserwacja Przyjaźni
— Prowadziliśmy siedem zakładów, a dzisiaj mamy tylko jeden. Zmiany w naszym kraju spowodowały, że nie ma już dużych zleceń, takich jak prace konserwatorskie przy rurociągu Przyjaźń, malowanie mostów czy też porządkowanie wielkich placów budów — wspomina Jerzy Fiksiński, kierownik Zakładu Usług Różnych przy Spółdzielni Pracy Akademik w Poznaniu.
Zdaniem Ryszarda Markowskiego, prezesa Studenckiej Spółdzielni Pracy Technoservice z Gdańska, dawniej przepisy były znacznie korzystniejsze dla spółdzielni. Miały liczne przywileje socjalne, takie jak wczasy czy darmowe bilety na różnego rodzaju imprezy.
Nowy układ sił
Okazało się, że ręka wolnego rynku boleśnie dotknęła studenckie spółdzielnie, które w większości uległy likwidacji. Studenci, którzy kiedyś chętnie korzystali z usług spółdzielni, zaczęli zakładać konkurencyjne przedsiębiorstwa. Powstały nowe spółki, które dziś na przykład trudnią się dorywczymi pracami porządkowymi.
— Wielu studentów omija przepisy i podejmuje pracę na czarno. Dochodzi także do tego, że po tym, jak otrzymają pracę za naszym pośrednictwem, umawiają się ze zleceniodawcami na jej kontynuację już bez naszego udziału — informuje Jerzy Fiksiński.
Jest jeszcze inny aspekt sprawy. O swoich studentów w ostatnich latach zaczęły się troszczyć uczelnie. W największych szkołach wyższych utworzono biura pracy.
— Studenci z coraz większym profesjonalizmem podchodzą do rynku pracy i z roku na rok wykazują większe zainteresowanie. Zgłosiło się do nas 10 tys. osób, a rocznie za naszym pośrednictwem otrzymuje zlecenia około 2 tys. — mówi Artur Kędzierski, szef Studenckiego Biura Pracy przy Uniwersytecie Warszawskim.
Kiepskie stawki
Studenci podejmują najróżniejsze prace.
— Najczęściej są to proste prace fizyczne i inne prace dorywcze. Zatrudniają się np. przy czyszczeniu statków czy też jako hosstesy w supermarketach — dodaje Ryszard Markowski, prezes Studenckiej Spółdzielni Pracy Technoservice z Gdańska.
Chętnych do pracy dorywczej jest znacznie więcej niż ofert ze strony zleceniodawców. Stawki za godzinę oscylują w granicach 5-7 złotych.
— Młodzi ludzie często gardzą takimi pieniędzmi, bo są nastawieni na jak najszybszy zysk. Jednak jeśli komuś naprawdę na pracy zależy, to na pewno ją podejmie — zapewnia Jerzy Fiksiński.
Czarne chmury
Wszystkie spółdzielnie studenckie oprócz pośrednictwa pracy prowadzą inną działalność gospodarczą. Spółdzielnia Technoservice z Gdańska zajmuje się produkcją włókien szklanych, warszawska spółdzielnia Universitas posiada zakład treningowy koni, zakład usług komunalnych i ośrodek wypoczynkowy, natomiast poznański Akademik zajmuje się sprzedażą wag sklepowych.
Prezesi spółdzielni zgodnie twierdzą, że prowadzenie działań wykraczających poza pośrednictwo pracy jest konieczne. W przeciwnym razie studenckie spółdzielnie nie byłyby w stanie uzyskiwać dodatniej rentowności.
STUDENT ZAWSZE W CENIE: Pracodawcy zatrudniają studentów okresowo, gdyż zatrudnienie na zasadach umowy o pracę wiąże się z większymi kosztami. Studenci są zwolnieni z ZUS-u i dlatego jest to dla pracodawców opłacalne — mówi Artur Kędzierski, szef Studenckiego Biura Pracy przy Uniwersytecie Warszawskim. fot. Tomasz Zieliński