Studiowała w Polsce, ale wróciła do Grecji

Jakub Krupa
opublikowano: 2015-07-04 18:24

W anarchizującej dzielnicy Exarchia jedną z pierwszych spotkanych osób jest Angelika, w której żyłach płynie polska krew. Pracuje w jednej z kawiarni, a mieszkała i studiowała w Polsce przez kilkanaście lat. Wróciła do Grecji.

Jest zdecydowanie przeciwko przyjęciu porozumienia z kredytodawcami. Widać, że to dla niej ważne, kiedy tłumaczy mi swoje poglądy (piękną polszczyzną). 

- Mieliśmy kilka lat rządów inspirowanych polityką centroprawicy i realizowania postulatów Troiki. To nie działa. Przejdź się ulicami: ludzie biedni, bezdomni, trafisz pewnie na narkomanów. Głosowanie jutro na „tak” na pewno niczego nie zmieni. Głosowanie na „nie” daje mandat do rozmowy o zmianie podejścia, przemyśleniu naszych opcji. O ile mogę zrozumieć, dlaczego bogaci chcą głosować za przyjęciem porozumienia, o tyle nie widzę powodu, dla którego zwykły Grek powinien w ogóle to rozważać - argumentuje. W piątek była na placu Syntagma na wiecu poparcia dla kampanii „nie”. 

Do rozmowy dołączają się kolejne osoby. Prowadzący kiosk po drugiej stronie ulicy Grek niemieckiego pochodzenia opowiada mi o tym, że przemoc, zamiast fizycznej, stała się kapitałowa. - Poprzednie pokolenia doświadczyły wojny na polu walki, fizycznej. My mamy do czynienia z codziennym starciem interesów, kapitału z interesem zwykłych ludzi. Nie chcę porównywać tych dwóch dramatów, ale ta przemoc ekonomiczna, trwająca latami, też jest paskudnie wyniszczająca - mówi. 

Angelika namawia mnie do rozmowy z  Babisem, kolegą z rodzinnej wyspy. Jest młodym prawnikiem, skończył studia w 2011 roku, jutro będzie szefem jednej z komisji wyborczych. - Ale już jestem doświadczony, trzy razy organizowałem wybory, teraz referendum - żartuje Babis. 

Zgadza się z Angeliką. - Tu mniej chodzi o decyzję kredytową, to bardziej polityka. Syriza, mimo swoich błędów, wprowadza stopniowe reformy dotyczące prawa i gospodarki, myśląc o długoterminowym powodzeniu kraju, dalej niż ten dług. Jego i tak przecież się nie da spłacić, sam MFW to przyznał - podkreśla. Ten argument pada nie po raz pierwszy: ewidentnie moi rozmówcy czytają gazety i śledzą rozwój sytuacji.  

- Prawica zniszczyła ten kraj - przekonuje Babis. - Rządzili tu wiele lat, populistycznie unikając bolesnych reform. Nie mam powodu, żeby im znowu zaufać - mówi i podaje przykład ze swojej specjalizacji, czyli prawa. - Kraj jest dramatycznie przeregulowany. Są sprawy dotyczące bankructwa osoby prywatnej, które mają termin wyznaczony na połowę lat 2030. To jakiś absurd - irytuje się. - Albo inny przykład: podczas głosowania ktoś wsadzi do koperty (Grecy głosują wkładając kartę do koperty - JK) kawałek sera. Głos nieważny - wiadomo. Ale my musimy to zgłosić i zachować w naturalnym stanie, do powtórnego liczenia, a przecież ser się psuje i śmierdzi. Respektowanie takich regulacji nie ma sensu - mówi. 

Babis ma też jednoznaczne poglądy na temat obecnego rządu. - Warufakis jest dobrym ekonomistą, ale przydałoby mu się więcej taktu i rozsądku w negocjacjach, jego zachowanie nie pomaga - twierdzi. I podkreśla, że chociaż będzie w niedzielę głosował, ma dużo zastrzeżeń wobec tego, jak to referendum zostało zorganizowane. - Za mało czasu, naginanie procedur, brak porządnych informacji - wylicza.  

- Manipulacje, uproszczenia, przestawienie kolejności na karcie do głosowania - dociskam. - No tak, ale gra się tak, jak przeciwnik pozwala. Zobacz, co się dzieje w mainstreamowych mediach. Ta propaganda i straszenie ludzi są okropne - zgodnie odpowiadają. 

Babis broni Tsiprasa i jego rządu. - To pokazuje, że nie planowali takiego rozwoju wydarzeń. My przecież nie jesteśmy bez winy, powinniśmy być współodpowiedzialni za znalezienie rozwiązania tej sytuacji. Gdyby Tsipras chciał, mógłby zwołać to referendum dwa miesiące temu i spokojnie wygrać. Teraz są w trudniejszej sytuacji - podkreśla, dodając: - Napisz to wyraźnie: to nie jest głosowanie za lub przeciwko Europie. Jesteśmy jednoznacznie za Unią Europejską, ale chcemy zobaczyć zmianę podejścia - mówi. 

I nawet jeśli ich pomysł na Grecję najbliższych lat opiera się na wprowadzeniu niepewności i ryzyka, jak podkreślają, "przynajmniej będzie jakakolwiek nadzieja, że będzie lepiej i będziemy mieli poczucie, że to była nasza decyzja".  

- Starszym się nie chce, pewnie zagłosują na „tak”. Ale my chcemy powalczyć, spróbować czegoś innego niż lekarstwa Troiki. Zobaczymy, czy zadziała - deklarują. - Na koniec i tak będziemy musieli się dogadać. To nie jest za lub przeciwko memorandum, tylko za sposobem jego negocjowania - dodają. 

Po ponad dwóch godzinach rozmowy, rozumiem ich frustrację. Przez lata greckie rządy słynęły z korupcji, naginania danych, braku potrzebnych reform. Wejście Troiki, bez lokalnej wrażliwości i zrozumienia greckiej kultury, okazało się równie bezproduktywne. Wybory w niedzielę są tylko złe - ale różnie stawiają akcenty.

Referendum w Atenach (RELACJA) >>