Surowce skorzystały na konflikcie

Jagoda Fryc
opublikowano: 2014-07-07 00:00

Czerwcowy rajd złota i ropy naftowej nakręcił wyniki funduszy surowcowych. Najlepszy — PKO Złota — zarobił ponad 14 proc.

Notowania kontraktów na złoto wzrosły w czerwcu o ponad 6 proc., a ceny ropy naftowej o 2,5 proc. To spowodowało, że w gronie najlepszych funduszy ubiegłego miesiąca znajdziemy przedstawicieli grupy rynku surowców i metali szlachetnych. Ich średni zysk wyniósł 4 proc., ale najlepszy — PKO Złota — zyskał 10 pkt proc. więcej.

Fundusz ze stajni PKO TFI nie inwestuje jednak bezpośrednio na rynkach surowcowych. Kupuje akcje spółek zajmujących się ich wydobyciem, a te w czerwcu wzrosły nawet o 30 proc. Silne zwyżki cen złota oraz ropy naftowej wynikały głównie z napiętej sytuacji w Iraku. Paweł Grubiak, członek zarządu Superfund TFI, uważa, że choć nie można wykluczyć kontynuacji trendu wzrostowego na wykresach tych dwóch surowców, to jednak jest to mało prawdopodobny scenariusz.

— W przypadku ropy naftowej rynkowe fundamenty sprzyjają niedźwiedziom, ze względu na dużą produkcję ropy naftowej w USA, zapowiedzi znaczącego wzrostu eksportu ropy z Libii po porozumieniu rządu z rebeliantami, a także coraz mniejsze obawy o podaż tego surowca z Iraku. Wzrost cen ropy byłby więc możliwy jedynie w obliczu nowych niepokojów politycznych na Bliskim Wschodzie lub szans na większy popyt na ten surowiec, np. dobre dane makro z USA i Chin — tłumaczy Paweł Grubiak.

Ryszard Rusak, dyrektor inwestycyjny ds. akcji Union Investment TFI, przypomina o drugiej stronie medalu. Potencjalna eskalacja konfliktu na Bliskim Wschodzie wpłynie na wzrost cen ropy, na czym skorzystają inwestujący w surowce, ale może być równocześnie istotnym czynnikiem ryzyka dla światowych rynków akcji.

— Destabilizacja w Iraku oraz ewentualna groźba zbrojnego zatargu pomiędzy Iranem a Arabią Saudyjską, która jest potentatem, jeśli chodzi o wydobycie i system transportu ropy naftowej, mogłaby spowodować wzrost cen ropy, co zdecydowanie negatywnie wpłynęłoby na globalną gospodarkę i mogłoby zakończyć trwającą od kilku lat hossę. Ten czarny scenariusz jest na szczęście mało prawdopodobny — przekonuje Ryszard Rusak.