ŚWIAT SIĘ NIE KOŃCZY NA JASNYM PEŁNYM

Wojciech Surmacz
opublikowano: 2000-02-11 00:00

ŚWIAT SIĘ NIE KOŃCZY NA JASNYM PEŁNYM

Samo południe: Na razie nie chcemy walczyć z największymi w kraju. Po prostu nie jesteśmy w stanie produkować tyle piwa, żeby zaopatrywać całą Polskę. Dlatego w tym roku będziemy sprzedawać piwo tylko na południu.

Zakup Browaru Namysłów przez Chicago Poland Investment Group to dopiero początek jej inwestycji w Polsce. Być może polonusi ulokują pieniądze w branży budowlanej i spożywczej. Ryan Gostomski nie chce zdradzać szczegółów, ale zapewnia, że nie tylko piwo interesuje chicagowskich inwestorów. Ma jednak sporo do powiedzenia o polskim rynku piwnym, ponieważ jest piwowarem i prezesem browaru.

„Puls Biznesu”: W marcu 1999 roku grupa kapitałowa Chicago Poland Investment Group (ChPIG) kupiła Browar Namysłów. Jest Pan jego prezesem i jednocześnie jednym z udziałowców ChPIG. To pierwsza tego typu amerykańska inwestycja w Polsce. Jak dużym potencjałem finansowym dysponujecie?

Ryan Gostomski: Obracamy ponad 100 milionami dolarów.

— Skąd się wzięły te pieniądze?

— Od kilku prywatnych osób należących do naszej grupy w USA. Ale wciąż szukamy nowych inwestorów, również w Polsce. Mogą kupić nasze akcje i wejść do spółki. Nie chcemy, żeby inwestycje w tym kraju spoczywały wyłącznie na naszych barkach. Namysłów jest na razie naszą forpocztą. To miejsce, które nasi potencjalni partnerzy mogą odwiedzić, aby zobaczyć jak działamy. Na terenie browaru jest średniowieczny zamek, chcemy tam zorganizować specjalny pensjonat. Rozmawiamy już na ten temat z pewnym przedsiębiorstwem hotelowym.

— Kim są wspomniane przez Pana osoby prywatne?

— W zasadzie są to ludzie wywodzący się wyłącznie ze środowiska Polonii amerykańskiej. Na przykład mój ojciec — Michał Gostomski. To on wspólnie z Marianem Nowackim, byłym piłkarzem Legii Warszawa, stworzył Chicago Poland Investment Group. Spotkali się w połowie lat 90. w Chicago na prezentacji polskich przedsiębiorstw przeznaczonych do prywatyzacji. Tam zetknęli się z Browarami Górnośląskimi (BG). Postanowili zainwestować w polskie browarnictwo, a później być może wykorzystywać inne możliwości tego rynku. Tak narodził się pomysł stworzenia polonijnej grupy kapitałowej.

— Inwestycja w Browary Górnośląskie się nie powiodła. Dlaczego?

— Browar z Zabrza staraliśmy się kupić trzy lata temu, ale to nam się nie udało. Prawdopodobnie miały na to wpływ duże koncerny piwowarskie, działające na tym rynku. Wydaje mi się, że syndyk masy upadłościowej, który w dalszym ciągu chce sprzedać BG, jest blokowany przez grupę South African Breweries. Górny Śląsk to bardzo atrakcyjny rynek dla piwowarów i afrykańscy inwestorzy postanowili go zdobyć.

— Czy zamierzacie jeszcze walczyć o BG?

— Myślę, że nie. One są w bardzo kiepskim stanie. Czekałyby nas zbyt duże nakłady na modernizację. To zbyt ryzykowny interes. Chicago Poland Investment Group przeważnie udziela pożyczek małym i średnim przedsiębiorstwom. Nie mogą to być jednak podmioty bez perspektyw rozwoju.

— W takim razie, gdzie jeszcze zamierzacie ulokować swój kapitał?

— Teraz zainwestujemy w dystrybucję piwa. W Namysłowie mamy już niezłą moc produkcyjną, ale musimy mieć też siłę dystrybucyjną. W dalszym ciągu czekają nas więc spore wydatki na browar. Oprócz tego mamy swoje udziały w firmie informatycznej Milion Zillion z Gdańska i klubie piłkarskim Ryan Odra Opole. Chcemy też inwestować w budownictwo i branżę spożywczą. Mamy taką możliwość w regionie, w którym działamy, czyli na Opolszczyźnie, ale nie mogę na razie zdradzać szczegółów. Wszystko musimy jeszcze przeanalizować pod względem prawnym i finansowym.

— Czyli piwo nie jest waszą specjalizacją?

— Nie. Weszliśmy w piwo, bo jestem z zawodu piwowarem. Od pięciu lat badamy polski rynek piwny. Jest on rzeczywiście bardzo atrakcyjny i dlatego zdecydowaliśmy się na tę inwestycję.

— Co zamierzacie dalej robić z Namysłowem?

— Na razie osiągnęliśmy poziom produkcji wynoszący ponad pół miliona hektolitrów rocznie. W najbliższych latach chcemy go zwiększyć do miliona. Ale na to potrzeba jeszcze sporych pieniędzy.

Dotychczas zainwestowaliśmy tam około 15 mln USD. Przypuszczam, że należy w ten browar włożyć jeszcze drugie tyle. Myślę, że przez najbliższe 3-4 lata na ten cel trzeba będzie przeznaczać co najmniej 5 mln USD rocznie.

— Jeżeli browar osiągnie pułap rozwoju, do którego dążycie, co wtedy? Sprzedacie go?

— To możliwe. Ale na razie moim zadaniem jest stworzenie dobrego, konkurencyjnego i silnego browaru. Potem będziemy myśleć, co z nim dalej robić.

— Planujecie wejście ze swoim piwem na rynek ogólnopolski?

— Ewentualnie tak, ale Namysłów to browar regionalny. Na razie nie chcemy walczyć z największymi w kraju. Po prostu nie jesteśmy w stanie produkować tyle piwa, żeby zaopatrywać całą Polskę. Dlatego w tym roku będziemy sprzedawać piwo tylko na południu. Najważniejsze są dla nas Opole, Wrocław, Katowice i Kraków.

— Jak Pan ocenia nasz rynek piwowarski?

— Myślę, że na tym rynku jest jeszcze miejsce dla każdego. Może się na nim sporo wydarzyć. Prawdopodobne jest na przykład połączenie naszego browaru z innym regionalnym producentem piwa. Takie firmy, jak Strzelec czy Browary Lubelskie, chcą stworzyć w Polsce grupę małych i średnich browarów. Jesteśmy otwarci na takie pomysły. Poza tym producenci z innych krajów z dużymi tradycjami piwowarskimi bacznie obserwują polski rynek.

Tutaj ciągle sprzedaje się tylko piwo jasne pełne i strong. Nie ma zróżnicowania gatunków. Jest jeszcze cała gama produktów, które można do Polski wprowadzić. Świat się nie kończy na piwie jasnym pełnym. Myślę, że ten kraj w końcu się otworzy na inne gatunki i to już powoli następuje. Widać to w pubach. Coraz częściej można tam spotkać niemieckie piwo pszeniczne czy niszowe trunki belgijskie i angielskie. Tego typu piwa jeszcze się w Polsce nie produkuje. W USA od połowy lat 80., jak grzyby po deszczu wyrastają minibrowary-puby. Ta idea jeszcze się w Polsce nie przyjęła, ale myślę, że to kwestia niedalekiej przyszłości.

Zjawiskiem wartym uwagi jest sposób działania koncernów. Heineken, Carlsberg czy Warsteiner mogą spowodować, że krajowe piwo straci swój tradycyjny smak. Na razie produkują gatunki poniekąd zgodne z polską tradycją, ale z biegiem czasu to się zmieni. Dobrym przykładem jest Lech. Od 1996 r. daje się odczuć ciągłą zmianę smaku piwa z jego browarów. Inwestor z RPA wdraża tam swoje receptury. Trochę szkoda, bo polskie piwo może być przez to mniej rozpoznawalne za granicą.

— Czy chcecie eksportować swoje piwo?

— Wyjeżdżając do USA, często zabieram kilka butelek piwa z Namysłowa. Wielu znajomych po spróbowaniu go pytało, kiedy będzie można kupić je w Chicago. Dlatego postanowiliśmy dostarczać nasz produkt na rynek amerykański. Jesteśmy w trakcie załatwiania formalności związanych z eksportem. Być może wcześniej będziemy jednak wysyłać piwo do Anglii. Anglicy sami się nami zainteresowali. Zadzwonili z prośbą o przysłanie partii towaru do testowania. Decyzja o ewentualnej współpracy należy w tym wypadku do nich.

— Z jakimi polskimi markami będzie Pan konkurował w Stanach Zjednoczonych?

— Na początku lat 90. na tamtejszym rynku były obecne tylko Żywiec i Okocim. Teraz oprócz nich jest też m.in. Lech, Van Pur i Piast. Można je kupić w stanach Illinois i Minnesota.

— Zamierzacie wyjść poza te dwa stany?

— Mam w Kalifornii przyjaciela, z którym studiowałem w Niemczech. Pracuje w regionalnym browarze na zachodnim wybrzeżu. Jego piwo sprzedaje się w sieci sklepów ze zdrową żywnością. Rozprowadza tam również piwo zagraniczne. Zapewnił mnie, że na tych samych półkach zawsze jest miejsce dla polskiego browaru niszowego. Stwierdził, że jeżeli będziemy tylko gotowi do eksportu, to możemy rozmawiać o ewentualnej współpracy. Sam jestem ciekaw, jak by to funkcjonowało.

— Jest Pan sponsorem drugoligowego klubu piłkarskiego Odra Opole. To inwestycja czy działalność dobroczynna?

— To inwestycja. Przede wszystkim ze względu na grupę docelową. Kibice to nasi potencjalni klienci. Mamy nadzieję, że w przyszłości, tak jak w Stanach Zjednoczonych, będziemy mogli sprzedawać piwo na imprezach sportowych. Ciągle układamy się z władzami Opola. Z rozmów wynika, że już w tym roku będziemy mogli sprzedawać piwo przed stadionem.

"Heineken, Carlsberg czy Warsteiner mogą spowodować, że krajowe piwo straci swój tradycyjny smak. Na razie produkują gatunki poniekąd zgodne z polską tradycją, ale z biegiem czasu to się zmieni. Dobrym przykładem jest Lech. Od 1996 r. daje się odczuć ciągłą zmianę smaku piwa z jego browarów. Inwestor z RPA wdraża tam swoje receptury. Trochę szkoda, bo polskie piwo może być przez to mniej rozpoznawalne za granicą".