Ukończył Wydział Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, ale artystą jest wszechstronnym – zajmuje się m.in. kostiumografią i scenografią. W stronę teatru skierował go przypadek.
W 2009 r., kiedy był na trzecim roku studiów, został zaproszony do współpracy przy spektaklu „Niech żyje wojna” reżyserowanym przez Monikę Strzępkę w teatrze w Wałbrzychu. Ich współpraca trwała przez wiele lat, owocując wieloma przedstawieniami, m.in. „Nie-Boską komedią”, „W imię Jakuba S.”, „Courtney Love”. Pracował również z innymi wybitnymi postaciami teatru swojego pokolenia, m.in. Wiktorem Rubinem i Jolą Janiczak nad „Sprawą Gorgonowej”, z Jackiem Poniedziałkiem – „Kto się boi Virginii Woolf” czy Wojtkiem Klemmem – „Edyp tyran”. Realizował projekty w Niemczech, Islandii, a także w Japonii. Został zaproszony przez Magdę Szpecht do współtworzenia spektaklu w Tokio. W 2016 r., zainspirowany historią swojej rodziny, zrobił film dokumentalny „Morgenrot”.
Podczas lockdownu zwrócił się ku obiektom świetlnym, odnajdując w nich nowy środek wyrazu.
– Wróciłem z podróży chwilę przed wybuchem pandemii. W Warszawie czułem się bardzo osamotniony. Wtedy przypomniałem sobie, że kiedy robiłem spektakl na Islandii, kupiłem czerwoną lampkę grzewczą, żeby się uchronić przed depresją. I to mnie zainspirowało – wspomina Michał Korchowiec.
Obiekty świetlne
Zmagając się z narastającym przygnębieniem, zaczął eksperymentować z kolorem i światłem. Poszukiwał sposobu na dosłowne i metaforyczne rozświetlenie przestrzeni. Inspiracją była lampka, która pomogła mu podczas mroźnych nocy polarnych na Islandii. Pierwsze obiekty powstawały z przedmiotów codziennego użytku – kloszy, szklanek i kieliszków. Nie miał wiedzy technicznej na temat konstruowania takich rzeźb, więc eksperymentował.
Przełom nastąpił, gdy przypadkowo stworzył obiekt, któremu gra świateł i barw nadała zupełnie nowy wymiar. Kombinując z teorią kolorów, zauważył, że odpowiednio dobrane elementy mogą zmieniać odcienie i tworzyć efekt przejścia między barwami.
Rzeźby świetlne Michała Korchowca to modułowe obiekty złożone z wielu szklanych elementów i wewnętrznego filtra. Wykorzystanie prostych zasad fizyki daje efekt ich ożywania. Gdy zapada zmrok, powoli rozświetlają się kolorowym gradientem. Wytwarzane są z dmuchanego szkła formowanego w żelaznych formach i ręcznie malowane. Artysta współpracuje z Polskimi Hutami Szkła Łużyce, ale sam projektuje wszystkie elementy, wybiera kolory i definiuje detale techniczne. Nadal pracuje nad rzeźbami świetlnymi w swoim mieszkaniu, które pełni też rolę pracowni.
Jego prace są zarejestrowane w Unii Europejskiej jako rzeźby świetlne – Michał Korchowiec odrzucił propozycję sklasyfikowania ich jako lampy, ponieważ chciał podkreślić ich artystyczny charakter.
– To nie są lampy, tylko rzeźby, na które się patrzy, nośniki światła i emocji, które odmieniają otoczenie – tłumaczy twórca.
Najnowsza kolekcja obejmuje elementy pozwalające na powiększenie klasycznej rzeźby 1.0 (limitowanej do 400 sztuk sygnowanych i numerowanych wspólnie) oraz dwa większe obiekty SE.1 i SE.2 (limitowane do dwóch serii po 30 sztuk). Kosztują od 3,2 do 8,6 tys. zł, ale cena unikatowych obiektów zaczyna się od 14 tys.
Oficjalna premiera kolekcji odbyła się w październiku 2024 r. podczas Venice Design Week – weneckiego tygodnia dizajnu. Kolekcję na początku listopada można było zobaczyć na wystawie w warszawskim Studiu Jaskółka, a od 19 grudnia pomarańczowa rzeźba 1.0+ będzie pokazywana na wystawie „Rewizje nowoczesności. Modernizm w III RP” w Muzeum Narodowym w Krakowie.
– Chcę mieć wpływ na to, gdzie i jak zostaną pokazane. Moje rzeźby bardzo się zmieniają, kiedy jest jasno i kiedy ciemno, więc nie każde targi i pokazy są dla mnie odpowiednie. Halowe wydarzenia nie oddają w pełni magii moich obiektów – wyjaśnia twórca.
Jego działalność wykracza poza Polskę. Współpracuje z galerią na Islandii, a premiera rzeźb 1.0+ odbyła się w Nowym Jorku. Artysta sądzi, że zainteresowanie jego twórczością wynika z jej unikatowości – jego rzeźby świetlne to innowacja, która przyciąga uwagę zarówno w mediach społecznościowych, jak i na międzynarodowych targach. W 2022 r. został laureatem plebiscytu Must Have 2022 organizowanego przez Łódź Design Festival, który wyróżnia najlepsze wdrożenia polskich projektantów i producentów.
Domek w Afryce
– Zbuduję oazę na pustyni – mówi Michał Korchowiec.
Ma niewielki dom na granicy Algierii z Marokiem. Chciał zrobić film o wolności Berberów – rdzennej ludności północnej Afryki, jednak nie zakończył projektu, bo człowiek o imieniu Mubarak, który pozwolił mu postawić budynek na swoim terenie, wyjawił polskiemu artyście swoje marzenie o zamianie pustyni w oazę – samowystarczalny ogród, który pozwoli przetrwać jego ludziom. Pomysł tak przemówił do Michała Korchowca, że postanowił go zrealizować. Szczególnie że jego realizacja to niezbyt wielka inwestycja, bo teren jest rozlewiskiem wód gruntowych, które jeszcze 20 lat temu było pastwiskiem.
– Wzrastający w środku pustyni ogród byłby obrazem nadziei na odrodzenie się tego, co pozornie umarło. A to bardzo silna metafora – mówi twórca rzeźb świetlnych.
W najbliższych latach planuje skoncentrować się na działalności artystycznej. Zamierza zachować pełną kontrolę nad tworzeniem rzeźb świetlnych, rozważa jednak możliwość sprzedaży pomysłu – kiedyś, jeśli znajdzie odpowiednie warunki i odbiorców, którzy zrozumieją jego wizję. Przyznaje, że choć mocno angażuje się w rozwój swojej marki, pozostaje otwarty na inne kierunki nie tylko artystyczne – własne życie postrzega jako przestrzeń do wprowadzania różnorodności i zmian. W swojej karierze wielokrotnie zmieniał sposób ekspresji. Chce dokończyć film dokumentalny i zamieszkać kiedyś w mikrodomu wśród natury, jedząc uprawiane przez siebie warzywa i lepiąc garnki z gliny.
– Może wtedy znowu zacznę malować, ale już nie o traumie, tylko o szczęściu – planuje artysta.
Czas wolny poświęca przede wszystkim na regenerację i pielęgnowanie relacji z przyjaciółmi. Uwielbia podróżować, ale nie są to klasyczne wycieczki – jego celem jest poznawanie nowych kultur, ludzi i ich problemów.
– Nie mam nic oprócz sztuki, którą zrobiłem. Te obiekty przytuliły mnie w bardzo trudnym momencie. Rozpoczęły w moim życiu proces, który pozwolił mi na docenienie samego siebie. Pomogły mi sobie zaufać i dalej mnie tego uczą. One są kawałkiem mojego serca – kwituje Michał Korchowiec.