TREKKING STANOWI MAŁĄ CZĘŚĆ OFERTY BIUR
Koszt pieszej zagranicznej wyprawy to minimum 1000 dolarów
WESPRZEĆ, DORADZIĆ, ODRADZIĆ: Podczas niektórych wyjazdów trekkingowych turyści przebywają na tak dużej wysokości, że ważny jest stan serca i wydolność płuc. Niektórzy proponują klientom przed wyjazdem oświadczenie, w którym turysta deklaruje, że jest w dobrym stanie zdrowotnym i bierze na siebie odpowiedzialność. Tymczasem klienta trzeba wesprzeć, doradzić, a czasami odradzić szczególnie trudną wyprawę — mówi Szymon Sado, prezes firmy Opal. fot. Borys Skrzyński
Dziś wyprawy trekkingowe są popularne w wąskim gronie turystów. W organizującej wyjazdy przygodowe firmie Kampio turyści tego rodzaju przynoszą mniej niż pięć procent dochodu. Z kolei firmy Haxel i Marcus-Graf wysyłają na trekking około 300 osób rocznie. O małej popularności tej turystyki świadczy fakt, że nie ma ona polskiej nazwy, a wielu ludzi w ogóle nie wie, na czym ona polega.
— Trekking to podróżowanie pieszo w ciekawym terenie. W górach jest to określenie wyprawy innej niż wspinaczkowa. Łatwy trekking to po prostu wycieczka, trudny może wymagać korzystania z podstawowego sprzętu asekuracyjnego. Oprócz gór ciekawe programy trekkingowe mogą odbywać się na terenach wyżynnych, obszarach leśnych (jak Alaska czy Norwegia) lub na pustyni — wyjaśnia Dominik Górka z krakowskiego biura Haxel.
— Treking to wypoczynek na pograniczu turystyki, sportu i wyczynu, bo dla przeciętnego człowieka wejście na Mount Everest ma rangę wyczynu — dodaje Szymon Sado, prezes firmy Opal.
Jechać każdy może
Ze względu na zróżnicowane pod względem trudności trasy, uczestnicy wypraw to osoby ze wszystkich przedziałów wiekowych.
— Wśród naszych klientów często zdarzają się młodzi biznesmeni, którzy kupują odpowiedni strój i przywożą swoje zdjęcia z ekstremalnych wypraw alpinistycznych. Bardziej zainteresowani turystyką są studenci, którym oferujemy 10-procentowe zniżki. Najwięcej jest ludzi interesu w średnim wieku, którzy cenią sobie aktywny wypoczynek i interesują się trekkingiem. Kilkakrotnie jechały z nami osoby, które właśnie przeszły na emeryturę i oszczędności całego życia przeznaczyły na ciekawy wyjazd. Dla niektórych osób okazją do zdecydowania się na wyprawę może stać się kredyt turystyczny — zapewnia Marek Dworzyński, szef Marcus-Graf.
Na dalekie wyprawy rzadko jeżdżą osoby samotne. Najczęściej są to pary lub znajomi. Im więcej osób się zbierze, tym lepiej, bo firmy organizują wyprawy dla grup od 6 do 15 osób.
— Jednak, jeśli cztery osoby chcą jechać w takim małym składzie, jest to możliwe, jeśli pokryją koszty za brakujących turystów — mówi Jerzy Gilarowski z biura Kampio.
Przed wyjazdem
Jest wiele spraw, które trzeba załatwić przed wyjazdem. Na przykład w przypadku wyprawy do Afryki konieczne są szczepienia.
— Jeśli turysta przyjeżdża do Tanzanii i tam okazuje się, że nie ma tzw. żółtej książeczki, teoretycznie może zostać wycofany z wyprawy — twierdzi Jerzy Gilarowski.
— Do państw arabskich nie można wjechać z wizą izraelską w paszporcie, u wschodnich sąsiadów trzeba chodzić w starych ubraniach i starać się nie wyglądać na turystę. W Birmie nie wolno nosić wojskowych ubrań, bo można zostać aresztowanym — dodaje Marek Dworzyński.
W krajach byłego Związku Radzieckiego turyści — oprócz narażenia na kradzieże — muszą więcej płacić za bilety. W ciekawy sposób kilka lat temu uniknęli wyższych taryf pracownicy Marcus- -Graf.
— Udawaliśmy grupę głuchoniemych Ukraińców. Przy obcych ludziach posługiwaliśmy się językiem migowym, nikt nie mógł się z nami porozumieć. Dzięki temu uwierzono, że jesteśmy z Ukrainy i za wszystko płaciliśmy niższe ceny niż turyści. Przez trzy tygodnie wydaliśmy wtedy 150 dolarów od osoby — przyznaje Marek Dworzyński.
Przygotować się nie da
Przedstawiciele firm organizujących trekking twierdzą, że trudno przygotować się do ciężkiej trasy. Osoby, które decydują się na wyjazd, powinny przez całe życie uprawiać aktywny wypoczynek.
— Przed wyjazdem organizujemy jedno lub dwa spotkania dla grupy. Pilot ostrzega turystów, że będą dźwigać bagaż, mogą zdarzyć się problemy z jedzeniem, czasem nawet przerysowuje sytuację, żeby przygotować wyjeżdżających na trudy podróży — informuje Marek Dworzyński.
Na szczęście, liczba tras pozwala na dobór wyjazdu o odpowiednim stopniu trudności.
— Nawet programy trekkingowe w Himalajach można wybrać tak, by odpowiadały wydolności organizmu. Osoby wprawione w chodzeniu po górach mogą decydować się na trekkingi w Ladakhu czy do bazy pod K2. Można się jednak wybrać na trekking do bazy pod Annapurną, określany jako „coca-cola way” — wyjaśnia Dominik Górka.
Mimo to przedstawiciele firm przyznają, że trafiają się osoby, które odstają od grupy i opóźniają wyprawę.
— Załamania podczas trekkingu zdarzają się często. Pilot zarządza wtedy nawet dwudniowy odpoczynek. Bywają też nieliczne sytuacje, gdy turysta musi wrócić i opuścić najcięższy odcinek — mówi Marek Dworzyński.
Sztuka dla sztuki
Organizatorzy wypraw trekkingowych zgodnie twierdzą, że na razie klientów jest niewielu.
— Gdy jadą małe grupy, trudno osiągnąć liczący się efekt finansowy. Ale nie pieniądze są dla nas najważniejsze, lecz satysfakcja, że dzięki wyprawom trekkingowym poszerzamy krąg prawdziwych turystów — twierdzi Marek Śliwka z poznańskiego Logos Touru.
Przedstawiciele firm organizujących trekking twierdzą, że oferują ceny i dwukrotnie niższe od biur podróży, ale za wyprawę trzeba zapłacić niebagatelną sumę — od 1000 dolarów wzwyż. Być może właśnie ceny powodują, że trekking to wciąż jeszcze wypoczynek dla elit.
OGRANICZENI CZASOWO: Dalekie wyjazdy nie trwają dłużej niż 2-3 tygodnie. Dzieje się tak dlatego, że najczęściej uczestnikami trekkingów są biznesmeni, którzy nie mogą zostawić firmy na dłużej — tłumaczy Jerzy Gilarowski z firmy Kampio. fot. Borys Skrzyński