Trudne partnerstwo

Dorota Czerwińska
opublikowano: 2014-09-15 00:00

Zatrudnienie: Czy agencje rekrutacyjne pomogą długotrwale bezrobotnym znaleźć posady? Zależy, jaką współpracę zaproponują urzędnicy

Rząd chce, by Urzędy Pracy współpracowały — jak to jest na Zachodzie — przy aktywizacji długotrwale bezrobotnych z prywatnymi agencjami rekrutacyjnymi. Umożliwia to obowiązująca od maja Ustawa o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy. Podobno na ten rok zostało na ten cel zakontraktowane 230 mln zł — tak twierdzą firmy.

WAŻNE LICZBY:
WAŻNE LICZBY:
Im wiecej powiatów zostanie właczonych do programu aktywizacji bezrobotnych i im mniej osób kazdy wydeleguje, tym trudniej bedzie to zrealizowac — mówi Ewa Misiak, prezes Krajowego Centrum Pracy.
[FOT. TP]

Za znalezienie pracy bezrobotnemu lub skłonienie go do założenia działalności gospodarczej agencja dostanie około 11 tys. zł, ale w transzach. 20 proc. otrzyma za diagnozę zawodową i plan doprowadzenia do zatrudnienia, kolejne 20 proc., gdy bezrobotny dostanie pracę, a po 30 proc. po 90 i 180 dniach utrzymania przez niego posady. Nim więc agencja dostanie pieniądze, musi koszty aktywizacji pokryć sama. Ma to być skuteczniejsza metoda walki z długotrwałym bezrobociem, bo kładąca nacisk na efektywność. Dla porównania: średni koszt aktywizacji bezrobotnego w urzędach pracy na Mazowszu w 2013 r. wyniósł 7900 zł.

Niełatwy biznes

Wkrótce wojewódzkie urzędy pracy mają ogłosić przetargi. W każdym program ma objąć od kilkuset do ponad 2 tys. osób. — Nie jest to łatwy biznes. Do aktywizacji długotrwale bezrobotnych trzeba się odpowiednioprzygotować kadrowo i finansowo. Z tego, co wiem, żadna agencja, która jest naszym członkiem, nie podjęła jeszcze decyzji o uczestnictwie w tym przedsięwzięciu — mówi Jarosław Adamkiewicz, prezes Stowarzyszenia Agencji Zatrudnienia.

Nic dziwnego — szczegóły nie są jeszcze znane. Zainteresowane jest kontrolowane przez Work Service Krajowe Centrum Pracy, ale czy się zgłosi, zależy od tego, jakie grupy bezrobotnych będą wytypowane do zajęcia się nimi i od liczby delegowanych z różnych powiatów.

— Im więcej powiatów zostanie włączonych do programu i im mniej osób każdy wydeleguje, tym trudniej będzie to zrealizować. Lepiej, żeby w grę wchodzili bezrobotni z dwóch, trzech Powiatowych Urzędów Pracy niż z pięciu, bo wtedy biznes przestaje być rentowny. Przecież w każdym miejscu będziemy musieli tworzyć infrastrukturę, zatrudniać ludzi i ponosić inne koszty stałe — uważa Ewa Misiak, prezes Krajowego Centrum Pracy. Ważnych spraw jest, jej zdaniem, więcej.

— Nie wszystkie strony biorą to jednak pod uwagę i to największe zagrożenie dla powodzenia reformy. Urzędy odmawiają dialogu technicznego. Jestem pewna, że brak konsultacji doprowadzi do niepowodzenia w różnych województwach — ostrzega Ewa Misiak. Dodaje, że jeśli jej firma wystartuje w przetargach, to najpewniej w konsorcjum ze spółką-matką.

— To biznes dla profesjonalistów i wysokospecjalizowanych agencji zatrudnienia. Firmy szkoleniowe, które chciałyby wziąć udział w tym programie, nie udźwigną tego finansowo, bo projekty wymagają nawet kilkumilionowych inwestycji. Im na zasadzie parasola proponuję poszukiwanie większych partnerów i budowę silnych konsorcjów — dodaje Ewa Misiak.

Czego uczą pilotaże

Do współpracy publiczno-prywatnej miały przygotować obie strony pilotaże, które odbyły się w kilku województwach. Agencja zatrudnienia, która podjęła się aktywizacji długotrwale bezrobotnych na Mazowszu, znalazła pracę dla większości. Gorzej było z utrzymaniem zatrudnienia. Zaledwie co czwarty pracował przez trzy miesiące. Agencja nie osiągnęła więc minimum określonego przez WUP w Warszawie na 50 proc. ani nie wypełniła własnej deklaracji złożonej w ofercie (74 proc.).

— Wyniki pilotażu potwierdziły, że aktywizacja długotrwale bezrobotnych jest trudna i często nie przynosi oczekiwanych rezultatów. Niezależnie od tego, czy takie działania podejmuje urząd pracy, czy prywatna agencja zatrudnienia — twierdzi Aleksander Kornatowski, wicedyrektor Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Warszawie.

W pilotażach na Mazowszu i Dolnym Śląsku brała udział firma WYG International. — Decyzje o starcie w przetargach będziemy podejmować zależnie od ich warunków. To nie będzie łatwy kawałek chleba. Jeśli duże agencje pracy myślą, że wejdą i wygrają te przetargi, to się mylą. To nie są kontrakty dla podmiotów zajmujących się ludźmi, którzy chcą pracować — podkreśla Tomasz Gierwatowski, dyrektor zarządzający WYG International.

Pilotaż w Małopolsce obejmuje 1000 osób, połowa nie ma pracy od ponad dwóch lat. Trwa od 1 listopada 2013 r., a zakończy się 30 kwietnia 2015 r. Do połowy sierpnia agencja Ingeus, która bierze udział w pilotażu, znalazła zatrudnienie dla 245 osób. Ale celem jest utrzymanie zatrudnienia przez sześć miesięcy przez co najmniej 350 bezrobotnych.

— To bardzo trudna, pełna wyzwań praca, ale wierzymy, że się uda — mówi Anna Karaszewska, dyrektor generalna agencji Ingeus, która od 25 lat aktywizuje bezrobotnych w Wielkiej Brytanii, a od czterech lat działa w Polsce.

Pani dyrektor dodaje, że jej marzeniem jest, aby nie tylko jej pracownicy byli zdeterminowani do realizacji celów założonych przez zamawiającego usługę, ale też żeby sukces projektu, czyli przywrócenie jak największej liczby osób bezrobotnych do trwałego zatrudnienia był nadrzędną sprawą dla urzędów pracy, kierujących bezrobotnych do agencji pracy. Bo przecież — zauważa — nie chodzi o to, żeby agencjom udowadniać, że i one nie poradzą sobie z długotrwale bezrobotnymi.

— Odpowiedzialność za sukces projektu po stronie również zamawiającego usługę we współpracy publiczno-prywatnej to kluczowy punkt. Warto pamiętać, że dzięki aktywizacji długotrwale bezrobotnego państwo ma korzyści nie tylko społeczne, ale przede wszystkim ekonomiczne — mówi Anna Karaszewska.

Uważa, że warunki, stworzone przez ustawę, są trudne, bo , jak mówi, w 18 miesięcy trzeba stworzyć od postaw przedsiębiorstwo skutecznie przywracające osoby bezrobotne do zatrudnienia i musi ono odnieść sukces i przynieść zwrot z inwestycji. Apeluje, aby warunki współpracy przygotowywane przez urzędy pracy były racjonalne.

— Każdy przetarg będzie przez nas szczegółowe analizowany. Jeśli ocenimy, że warunki pozwolą nam odnieść sukces, weźmiemy w nich udział. Nie możemy sobie pozwolić na porażkę i zepsucie reputacji. Bo ryzyko jest duże i to wyłącznie dla agencji — komentuje Anna Karaszewska.