Trzeba nam silnego banku o narodowym charakterze
Nie tylko ja tak sądzę: Rząd powinien zweryfikować swoją politykę względem kapitału zagranicznego, w bankach którego udział, moim zdaniem, nie powinien przekraczać 45-50 proc. — twierdzi Krzysztof Pietraszkiewicz.
Dyrektor generalny Związku Banków Polskich nie narzeka na kondycję i poziom usług świadczonych przez instytucje finansowe. Jest z nich dumny, nawet gdy stoi w kolejce do kasy jakiegoś prowincjonalnego banku. By nie marnować czasu, rozmyśla wtedy m.in. o najlepszych proporcjach między kapitałem rodzimym i obcym w polskich bankach. Za dopuszczalną granicę uznaje 50 proc.
„Puls Biznesu”: Czy czasem wstydzi się Pan za polskie banki?
Krzysztof Pietraszkiewicz: Wszystko jest względne. Nie wolno zapominać, że mówimy o podmiotach, które stale podnoszą poziom swoich usług, zmieniają się na lepsze. I rzeczywiście mam coraz mniej powodów do wstydu. A wręcz przeciwnie. Jestem coraz bardziej dumny, a upoważniają mnie do tego wyniki badań oceniające kondycję i sprawność naszych instytucji bankowych. Cieszy mnie to szczególnie dlatego, że, generalnie, stereotyp banku jest raczej mało pozytywny, bo pożycza pieniądze, które potem trzeba zwrócić. A kto to lubi?
— A z usług którego banku Pan korzysta?
— Chyba nie liczycie panowie na to, że ujawnię, gdzie trzymam swoje pieniądze. Korzystam z usług kilku banków — zarówno najmniejszych, jak i liderów rynku. Zależy to od tego, jaką usługę chcę nabyć, na jakich warunkach, na jaki czas.
Czasem, gdy znajomi proszą mnie o pomoc w wyborze najlepszej oferty, służę wyłącznie radą. Unikam wskazywania konkretnych banków, a najczęściej odsyłam do naszego ośrodka informacji o bankach.
— Jak banki obsługują szefa ZBP?
— Staram się nie nadużywać zajmowanego stanowiska, by usprawnić załatwienie swoich prywatnych spraw. Czasem nawet lubię postać w kolejkach, aby wysłuchać uwag lub narzekań klientów. To bardzo cenne źródło informacji oraz element mojej pracy. W trakcie urlopu lubię zajrzeć do jakiegoś małego, lokalnego oddziału lub banku, żeby przyjrzeć się, jak tam obsługują klientów i co należy poprawić.
— I co z tego wynika?
— Później wracam do Warszawy i myślę...
— Potem dzwoni Pan do prezesa banku i mówi mu: „Słuchaj, źle się dzieje, bo widziałem, jak...”?
— Moja pozycja nie jest aż tak wyjątkowa, żebym mógł pozwolić sobie na takie telefony. Najczęściej jednak proszę przedstawicieli tego banku o zwrócenie uwagi na jakieś negatywne zjawiska, o ile występują. Warto jednak podkreślić, że zarząd związku i komisja rewizyjna, składające się z wybitnych bankowców zajmują się przygotowaniem rozwiązań poprawiających jakość usług sektora bankowego.
— Konkretnie. Czy udało się Panu coś załatwić?
— Kilka lat temu, kiedy byłem na wczasach, miałem poważny problem z wypłaceniem pieniędzy z użyciem czeku. Poświęciłem na to wiele godzin. Zrozumiałem, że porozumienie między bankami oraz z Pocztą Polską nie funkcjonuje tak, jak zakładaliśmy. Trzeba było to uprościć, wdrożyć nowe rozwiązania i udało się. Ale zawsze będzie coś do usprawnienia.
— Czy Związek Banków Polskich rzeczywiście może ingerować w politykę banków?
— Staramy się jedynie rozwiązywać problemy natury ogólnej. Współdziałamy bowiem zarówno bankami niszowymi, jak i ogromnymi sieciowymi. A to zupełnie inna skala problemów. Walne zgromadzenie, zarząd lub Sekcje określają, co musimy, lub co warto szybko rozwiązać. Oto nasze, wypracowane propozycje. Najczęściej banki te propozycje przyjmują.
— Nie może Pan jednak zapominać, że banki utrzymują przecież ZBP. Płacą, więc niekoniecznie oczekują krytyki...
— Rzeczywiście, dlatego unikamy krytyki, chyba że wiąże się to z łamaniem któregoś z porozumień. Niekiedy bardzo trudno jest pogodzić nierzadko dalece rozbieżne interesy konkurujących ze sobą banków. Dlatego jesteśmy przez nie raczej traktowani jako grupa specjalistów, zatrudnianych do wykonywania konkretnych zadań.
— Czy nie miewa Pan czasem rozterek wynikających z tego, że jako szef organizacji reprezentującej interesy banków, jest Pan też nie zawsze zadowolonym ich klientem? Nie grozi Panu rozdwojenie jaźni.
— W ciągu ośmiu lat istnienia ZBP klienci zaledwie kilkanaście razy występowali o pomoc w rozstrzygnięciu konfliktów. W takich przypadkach występowaliśmy do prezesa banku z prośbą o zainteresowanie się sprawą. Przy okazji rozwiązywany był nieraz jakiś problem natury szerszej. Często bowiem klient znajdował się w niewygodnej sytuacji nie z winy banku czy swojej, ale dlatego, że nagle zmieniały się regulacje prawne lub jakichś konkretnych regulacji brakowało.
— Czy Związek Banków Polskich zmieni kiedyś nazwę? Na przykład na Związek Banków Polskojęzycznych, bo przecież coraz więcej w naszym kraju instytucji kontrolowanych przez zachodni kapitał.
— Nazwy nie zmienimy, bo to są nadal polskie banki, tylko z obcym kapitałem. Uważam jednak, że rząd powinien zweryfikować swoją politykę względem kapitału zagranicznego i nie dyskryminować rodzimego kapitału, zmodyfikować sposób prywatyzacji i zmniejszyć obciążenia banków.
Udział zagranicznego kapitału, moim zdaniem, nie powinien przekraczać 45-50 proc., i nie jestem w tym poglądzie odosobniony, bowiem, jak dowodzą wyniki badań — podobnego zdania są Polacy. Potrzebujemy własnych, mocnych banków o narodowym charakterze.
— ...Bank o narodowym charakterze? Kto może, Pana zdaniem, stworzyć taką instytucję? Pekao SA i Bank Handlowy? Czy może Handlowy i PKO BP? A może jeszcze ktoś inny, np. Citibank, który przecież także należy do ZBP?
— Na takie spekulacje jest zdecydowanie za wcześnie. Można powiedzieć trochę przewrotnie, że najlepsze scenariusze zostały już dawno zaprzepaszczone.
— Ile banków będzie w Polsce za kilka lat?
— Mniej więcej tyle, ile teraz. Połączonych banków komercyjnych będzie mniej, za to pojawią się banki hipoteczne, kasy budowlane i wiele innych instytucji finansowych. Generalnie Polska jest krajem solidnie „niedobankowionym”. Są miejsca, gdzie od oddziału banku mieszkańców dzieli 50 kilometrów. System skazany jest więc na rozwój, zarówno jakościowy, jak i ilościowy.
— Pytanie całkiem przyziemne, ale problem ten spędza klientom sen z powiek i skutecznie odstręcza od chodzenia do banku: kiedy w każdym banku będą ogólnodostępne toalety?
— Szczęśliwie w bankach kolejki są coraz mniejsze. Problem jest jednak szerszy i dotyczy wszystkich instytucji użyteczności publicznej. W bankach jednak trzeba mieć na względzie kwestie bezpieczeństwa — ochrony pieniędzy klientów. Problem musi zostać rozwiązany, ale w specyficzny sposób.
— Monitoring korzystających z bankowych toalet?
— ...