Tupanie w niszy

Michalina SzczepańskaMichalina Szczepańska
opublikowano: 2012-03-30 00:00

Co łączy szkoleniowca, lekarza, finansistę, prawnika, znaną pisarkę i przedstawicieli kilku innych profesji? Miękkie skórzane buty. Z blachą.

Nie z kijem golfowym, nie w klubie tenisowym i nie na kursie pilotażu, lecz na parkiecie (drewnianym) i w butach z blachą można spotkać menedżerów z największych warszawskich korporacji. Stepują — bo lubią. Dwa razy w tygodniu. I tupią do wszystkiego — do musicali, hip-hopu, tanga i paso doble, a nawet do muzyki klasycznej.

— Żeby efekt nie tylko zobaczyć, ale też usłyszeć, trzeba bardzo dokładnie wycelować w podłogę. Dla mnie to dążenie do precyzji jest najciekawsze — mówi Katarzyna Kozłowska, dyrektor zespołu ds. nadzoru w Pioneer Investments. Bo choć stepowanie jest powszechnie uznawane za rodzaj tańca, bardziej odpowiednie wydaje się określanie go jako formy instrumentu perkusyjnego.

— W takim perkusyjnym uderzeniu nogą jest coś niesamowitego. To połączenie instrumentu i energii... To coś dla ludzi nadpobudliwych, takich jak ja — przyznaje Maciej Chojnacki, szefujący zespołowi ds. szkoleń sieci agencyjnej w Polkomtelu. Stepowanie wymaga determinacji, dyscypliny i poświęcenia. Cechy potrzebne stepującym pokrywają się więc z cechami dobrych menedżerów.

— Często ludzie przychodzący pierwszy raz na zajęcia myślą, że wystarczy kupić odpowiednie buty i efekty przyjdą same. Ale, tak jak w życiu zawodowym, nie przyjdą — twierdzi Beata Rozmanowska, właścicielka warszawskiej szkoły stepowania Tap to Tap.

Po godzinach

Stepowanie to świetny relaks po wyczerpującej pracy umysłowej. Ale menedżerowie ćwiczą nie tylko z potrzeby fizycznego zmęczenia. Także z chęci robienia czegoś innego niż wszyscy.

— Praca bywa powtarzalna i męcząca, a stepowanie pozwala się wybić poza zawodową codzienność — przyznaje Katarzyna Kozłowska. W tym tańcu niełatwo ukryć brak umiejętności.

Maciej Chojnacki twierdzi, że potknięcia tancerzy w „Tańcu z gwiazdami” lub na pokazach są dla laika nie do wychwycenia. Jeśli stepujący źle uderzy, od razu to słychać. Aby osiągnąć mistrzostwo, trzeba się więc solidnie napracować. Tak samo jak w biznesie.

— Moja najzdolniejsza uczennica po dwóch latach intensywniej pracy osiągnęła poziom sceniczny i występowała ze mną na pokazach. Ale już przeciętnie po sześciu miesiącach treningu można się pobawić rytmem i próbować improwizacji przy umiarkowanie skomplikowanych rytmicznie utworach — zapewnia Beata Rozmanowska.

Z Ameryki

Stepowanie narodziło się w Stanach Zjednoczonych w latach 20. i 30. XX wieku. Prekursorem był Clayton Bates, który jako dwunastolatek stracił nogę w wypadku i stepował w protezie. Najbardziej kojarzeni z tzw. tap dance są jednak Fred Astaire i Gene Kelly, dzięki świetnym kreacjom filmowym, które przemówiły do współczesnych amatorów tej dyscypliny.

— W dzieciństwie posadzono mnie przed telewizorem i oglądałem z mamą wszystkie musicale. Niestety, nie miałem gdzie nauczyć się stepowania. Wiele lat później natrafiłem na szkołę stepowania i... zasłoniłem się córką, że to ona tak bardzo chce się uczyć. Później przyprowadziłem żonę i stepujemy rodzinnie — opowiada Maciej Chojnacki.

Beata Rozmanowska wspomina, że na lekcje stepowania, którego uczyła się w Szwajcarii u muzyka i tancerza Andreasa Danela, jej rodzice wydali tyle, ile kosztuje dobry samochód. Teraz propaguje tę sztukę w Polsce. Ze swoimi uczniami trzykrotnie przygotowała występy teatralne — stepujące numery przeplatały się w nich z opowieścią o stepowaniu, snutą przez pisarkę Katarzynę Grocholę.

— Żeby zdążyć na stepowanie, innego dnia siedzę dłużej w pracy. Rodzina bardzo wspiera tę pasję, np. rozkładając w domu podłogę, na której można ćwiczyć do woli i nie tylko dźwięk dobrze słychać, ale też blachy nie niszczą powierzchni — opowiada Katarzyna Kozłowska.

Czego potrzeba, by zacząć? Przede wszystkim butów. Ze skórzaną podeszwą, do której przykręcone są specjalnie odlane blaszki. Najlepsze produkują amerykańska spółka Capezio i australijski Bloch. Są niezwykle solidne, obcas jest klejony z kolejnych warstw cienkiej skóry, dzięki czemu buty nie obciążają stawów, lecz doskonale amortyzują uderzenia o podłogę.

Takie buty sprowadza się do Polski m.in. z Londynu, a ich cena sięga 300 zł (ale są także znacznie droższe modele). Koszt lekcji stepowania w grupie Tap to Tap to 300 zł miesięcznie (w sumie 8 zajęć, dwa razy w tygodniu po 1,5 godziny), lekcje indywidualne kosztują 200 zł za godzinę. Później już tylko pot — spływający po plecach po piorunująco szybkim utworze, krew — pulsująca w żyłach w wystukiwanym rytmie, i łzy — uniesienia, po udanym występie i bisach publiczności.

— Moim wielkim marzeniem jest klimatyczna restauracja z muzyką na żywo i parkietem do kameralnych pokazów stepowania. Być może to moja przyszłość… — snuje plany Maciej Chojnacki. &