Turyści przejdą lekarzom koło nosa

Alina Treptow
opublikowano: 2014-10-21 00:00

NFZ liczy pieniądze wydane za granicą, a polskie placówki medyczne tracą rynkową szansę — alarmują eksperci

Dwa lata temu w związku z dyrektywą transgraniczną, która otworzyła pacjentom drzwi do placówek medycznych w całej UE, eksperci wróżyli branży świetlaną przyszłość. Polska z racji niższych cen miała być jednym z atrakcyjnych kierunków dla medycznych turystów. Rzeczywistość okazała się mniej różowa. Choć unijne prawo weszło w życie w zeszłym roku, Polska wciąż go nie wdrożyła. Ustawa czeka na podpis prezydenta, a eksperci obawiają się, że wejście w życie nowych przepisów… niewiele zmieni.

MILIARD DO POMNOŻENIA:
MILIARD DO POMNOŻENIA:
Dyrektywa transgraniczna miała przyciągnąć do polskich klinik unijnych pacjentów, a razem z nimi pieniądze ich ubezpieczycieli. Część placówek liczyła, że przychody zza granicy wzrosną nawet kilkakrotnie.
[FOT. WM]

Jarosław Fedorowski, prezes Polskiej Federacji Szpitali, zwraca uwagę, że nie bez winy jest polski regulator, bo choć umieścił turystykę medyczną wśród naszych specjalności eksportowych (dzięki czemu w ramach rządowego programu firmy mogą liczyć na dofinansowanie działań promocyjnych), lista spraw, których nie załatwił, jest znacznie dłuższa.

— Nadal nie doczekaliśmy się wymaganego przez dyrektywę narodowego punktu kontaktowego, czyli specjalnej komórki koordynującej ruch chorych. To ona, we współpracy z przedsiębiorcami, powinna zająć się promocją, informowaniem o polskiej ofercie medycznej, sprawdzeniem jakości placówek etc. Obecnie zagraniczny pacjent nie może sprawdzić polskiej oferty, bo nie ma gdzie. Np. w Niemczech powstały specjalne strony internetowe z listą sprawdzonych świadczeniodawców i innymi potrzebnymi pacjentom informacjami.

Natomiast zainteresowanych leczeniem w Polsce tamtejszy punkt kontaktowy odsyła na polskojęzyczną stronę Narodowego Funduszu Zdrowia [NFZ red.] — mówi Jarosław Fedorowski.

Bez przygotowania

NFZ nie odpowiedział na nasze pytanie, kiedy w Polsce powstanie punkt konsultacyjny. Wiadomo jedynie, że jego działania będzie kontrolowała komórka funduszu odpowiedzialna za współpracę z zagranicą.

Marek Wójcik, ekspert ds. ochrony zdrowia w Związku Powiatów Polskich, zwraca uwagę, że obecnie regulator bardziej troszczy się o to, żeby pieniądze nie wypływały z polskiego systemu, niż o ich napływ. W obawie, że tysiące Polaków wyjadą na leczenie (m.in. do Czech), wprowadził ograniczenia w zakresie refundacji. Np. na zabiegi wymagające pobytu w szpitalu pacjenci liczący na zwrot kosztów muszą uzyskać zgodę płatnika.

— W 2015 r. na leczenie Polaków za granicą zarezerwowano 360 mln zł. Obawiam się jednak, że w kolejnych latach ta kwota będzie rosnąć razem ze świadomością społeczeństwa — zapowiada Marek Wójcik. Tę opinię podziela Krzysztof Łanda, prezes fundacji WatchHealtCare. Jego

zdaniem, Polska stanie się ofiarą nowych przepisów, a nie beneficjentem. — Placówki medyczne nie tylko nie zyskają dodatkowych pacjentów z zagranicy, ale też stracą krajowych. Kolejki do szpitali czy specjalistów de facto są kolejkami do pieniędzy NFZ. Fundusz je tworzy, ustanawiając sztuczne limity finansowania świadczeń — tłumaczy Kszysztof Łanda.

Stracona okazja

Zdaniem Jarosława Fedorowskiego, zapobiegając, zamiast wspierać, Polska bezpowrotnie traci szansę na rozwój turystyki medycznej. — Druga okazja może się nam nie trafić — ostrzega Jarosław Fedorowski.

Ekspert uważa, że oddolne inicjatywy nie zastąpią centralnej, której gwarancję daje państwo. Sprawy w swoje ręce postanowiło wziąć województwo kujawsko- -pomorskie, które właśnie uruchomiło klaster turystyki zdrowotnej pod agendą Portu Lotniczego Bydgoszcz.

Lotnisko i pięć działających w regionie jednostek służby zdrowia chcą wspólnie zachęcić zagranicznych pacjentów do korzystania z usług medyczno-uzdrowiskowych. Na początku przyszłego roku zostanie uruchomiony specjalny portal, który ułatwi kontakty na linii pacjent — placówka.

— Pod koniec marca przyszłego roku uruchomimy stałe połączenie lotnicze między Bydgoszczą a Skandynawią — zapowiada Tomasz Moraczewski, prezes Portu Lotniczego Bydgoszcz.