Dwa lata temu w związku z dyrektywą transgraniczną, która otworzyła pacjentom drzwi do placówek medycznych w całej UE, eksperci wróżyli branży świetlaną przyszłość. Polska z racji niższych cen miała być jednym z atrakcyjnych kierunków dla medycznych turystów. Rzeczywistość okazała się mniej różowa. Choć unijne prawo weszło w życie w zeszłym roku, Polska wciąż go nie wdrożyła. Ustawa czeka na podpis prezydenta, a eksperci obawiają się, że wejście w życie nowych przepisów… niewiele zmieni.

Jarosław Fedorowski, prezes Polskiej Federacji Szpitali, zwraca uwagę, że nie bez winy jest polski regulator, bo choć umieścił turystykę medyczną wśród naszych specjalności eksportowych (dzięki czemu w ramach rządowego programu firmy mogą liczyć na dofinansowanie działań promocyjnych), lista spraw, których nie załatwił, jest znacznie dłuższa.
— Nadal nie doczekaliśmy się wymaganego przez dyrektywę narodowego punktu kontaktowego, czyli specjalnej komórki koordynującej ruch chorych. To ona, we współpracy z przedsiębiorcami, powinna zająć się promocją, informowaniem o polskiej ofercie medycznej, sprawdzeniem jakości placówek etc. Obecnie zagraniczny pacjent nie może sprawdzić polskiej oferty, bo nie ma gdzie. Np. w Niemczech powstały specjalne strony internetowe z listą sprawdzonych świadczeniodawców i innymi potrzebnymi pacjentom informacjami.
Natomiast zainteresowanych leczeniem w Polsce tamtejszy punkt kontaktowy odsyła na polskojęzyczną stronę Narodowego Funduszu Zdrowia [NFZ red.] — mówi Jarosław Fedorowski.
Bez przygotowania
NFZ nie odpowiedział na nasze pytanie, kiedy w Polsce powstanie punkt konsultacyjny. Wiadomo jedynie, że jego działania będzie kontrolowała komórka funduszu odpowiedzialna za współpracę z zagranicą.
Marek Wójcik, ekspert ds. ochrony zdrowia w Związku Powiatów Polskich, zwraca uwagę, że obecnie regulator bardziej troszczy się o to, żeby pieniądze nie wypływały z polskiego systemu, niż o ich napływ. W obawie, że tysiące Polaków wyjadą na leczenie (m.in. do Czech), wprowadził ograniczenia w zakresie refundacji. Np. na zabiegi wymagające pobytu w szpitalu pacjenci liczący na zwrot kosztów muszą uzyskać zgodę płatnika.
— W 2015 r. na leczenie Polaków za granicą zarezerwowano 360 mln zł. Obawiam się jednak, że w kolejnych latach ta kwota będzie rosnąć razem ze świadomością społeczeństwa — zapowiada Marek Wójcik. Tę opinię podziela Krzysztof Łanda, prezes fundacji WatchHealtCare. Jego
zdaniem, Polska stanie się ofiarą nowych przepisów, a nie beneficjentem. — Placówki medyczne nie tylko nie zyskają dodatkowych pacjentów z zagranicy, ale też stracą krajowych. Kolejki do szpitali czy specjalistów de facto są kolejkami do pieniędzy NFZ. Fundusz je tworzy, ustanawiając sztuczne limity finansowania świadczeń — tłumaczy Kszysztof Łanda.
Stracona okazja
Zdaniem Jarosława Fedorowskiego, zapobiegając, zamiast wspierać, Polska bezpowrotnie traci szansę na rozwój turystyki medycznej. — Druga okazja może się nam nie trafić — ostrzega Jarosław Fedorowski.
Ekspert uważa, że oddolne inicjatywy nie zastąpią centralnej, której gwarancję daje państwo. Sprawy w swoje ręce postanowiło wziąć województwo kujawsko- -pomorskie, które właśnie uruchomiło klaster turystyki zdrowotnej pod agendą Portu Lotniczego Bydgoszcz.
Lotnisko i pięć działających w regionie jednostek służby zdrowia chcą wspólnie zachęcić zagranicznych pacjentów do korzystania z usług medyczno-uzdrowiskowych. Na początku przyszłego roku zostanie uruchomiony specjalny portal, który ułatwi kontakty na linii pacjent — placówka.
— Pod koniec marca przyszłego roku uruchomimy stałe połączenie lotnicze między Bydgoszczą a Skandynawią — zapowiada Tomasz Moraczewski, prezes Portu Lotniczego Bydgoszcz.