Wszyscy trzej odpowiadać będą przede wszystkim za wyrządzenie wielkiej szkody majątkowej, którą w przypadku Emila D. i Andrzeja K. (były wiceminister łączności w rządzie SLD) prokuratura oszacowała na 237,2 mln zł, a w przypadku Macieja S. (wystąpił ze spółki we wrześniu 2006 r.) — na 188 mln zł.
— Pośredniczyli w inwestycjach na rynku walutowym, które zgodnie z wyciągami z indywidualnych rachunków klientów przynosiły krociowe zyski. W rzeczywistości jednak nawet nie stworzyli subkont dla konkretnych klientów, nie prowadzili we właściwy sposób ksiąg rachunkowych spółki, a ich inwestycje przynosiły ogromne straty. Mimo to części klientów wypłacali rzekome zyski, co w konsekwencji doprowadziło do powstania wielkiej finansowej dziury, której w kwietniu 2007 r. nie dało się już zasypać — wyjaśnia nasz informator, zbliżony do prokuratury.
Wszyscy trzej właściciele Interbroka będą też oskarżeni o to, że spółka działała bez wymaganej licencji Komisji Papierów Wartościowych i Giełd, a potem Komisji Nadzoru Finansowego (KNF). W najgorszej sytuacji jest Emil D., który na co dzień prowadził działalność firmy, a dziś, jako jedyny z całej trójki, wciąż jest w areszcie. Przed sądem będzie dodatkowo odpowiadał za poświadczanie nieprawdy w dokumentach przedstawianych klientom i — przede wszystkim — fałszowanie gwarancji bankowych, wystawianych przez BRE Bank.
Więcej o aferze w poniedziałkowym Pulsie Biznesu.