Eksport płodów rolnych z Ukrainy był w listopadzie zbliżony do przedwojennego stycznia tego roku. Sporo produktów zostaje na polskim rynku, co martwi rolników.
W listopadzie eksport płodów rolnych pierwszy raz od wybuchu wojny przekroczył 7 mln zł, a konkretnie sięgnął 7,2 mln ton. Poinformował o tym na Facebooku Taras Kaczka, wiceminister rozwoju gospodarczego, handlu i rolnictwa Ukrainy. Listopadowy eksport jest zbliżony do poziomu notowanego tuż przed wybuchem wojny, czyli w styczniu tego roku. Wówczas za granicę trafiło 7,8 mln ton zbiorów ukraińskich rolników.

Ukraińskie zboże dla Afryki i Europy
Mimo odblokowania portów czarnomorskich, przewozy statkami spadły o 8,8 proc. w stosunku do października, ale dostawy koleją wzrosły o 14,4 proc. Sporo płodów rolnych trafia np. z Ukrainy do dotkniętej suszą Rumunii oraz innych państw Unii Europejskiej. Przywóz produktów z Ukrainy do Polski utrzymuje się natomiast na stałym poziomie. Mirosław Marciniak, analityk infoGrain, opracowujący raporty i prowadzący bloga dotyczącego rynku zbożowego szacuje, że na nasz rynek wjeżdża tygodniowo 40 tys. ton kukurydzy oraz 30 tys. ton rzepaku. Podobne są szacunki rolników, którzy – doliczając inne zboża – oceniają dostawy z Ukrainy na około 100 tys. ton tygodniowo. Problem w tym, że krajowym producentom rolnym coraz trudniej konkurować z ukraińskim importem.
- Nie jesteśmy przeciwni przywozowi zboża z Ukrainy. Popieramy tworzenie korytarzy zbożowych, by płody rolne z Ukrainy trafiały do polskich portów, a stamtąd na przykład do państw Afryki, by uchronić jej mieszkańców przed głodem, a kraje europejskie przed migracją uchodźców z regionów dotkniętych brakiem pożywienia. Problem w tym, że wiele zboża przywożonego z Ukrainy zostaje w Polsce, przyczyniając się do spadku cen – twierdzi Tadeusz Szymańczak, rzecznik prasowy Polskiego Związku Producentów Roślin Zbożowych, uprawiający także kukurydzę z centralnej Polsce.
Mirosław Marciniak szacuje, że około połowa importowanej kukurydzy zostaje na naszym rynku, ale z resortu rolnictwa płynęły sygnały, że może to być nawet 80 proc. Spadają też portowe przeładunki, co może świadczyć o tym, że mniej ziarna wysyłamy za granicę. Na przykład Zarząd Morskich Portów Szczecin Świnoujście podał niedawno, że po 11 miesiącach tego roku, czyli na koniec listopada, spadły o 9 proc. r/r.
Obecnie tzw. mokra kukurydza kosztuje około 650 zł za tonę, a jeszcze niedawno w niektórych regionach Polski jej ceny dochodziły do 1 tys. zł. Mirosław Marciniak zakłada jednak, że spadek cen w Polsce wynika nie tylko z importu. W ostatnich tygodniach przeceny nastąpiły także na rynkach światowych.
Wynika to m.in. z utrzymania korytarzy transportowych przez Morze Czarne oraz ogromnych zbiorów w Brazylii, będącej istotnym graczem na rynku międzynarodowym. Portal analityczny UkrAgro Consult podał, powołując się na raport Foreign Agricultural Service, związanej z amerykańskim Departamentem Rolnictwa, że w nadchodzącym sezonie zbiory kukurydzy w Brazylii sięgną 126 mln ton, o 9 proc. więcej niż w ubiegłym. W znacznym stopniu może więc ona zaspokoić popyt nie tylko w Europie, ale także w Chinach, wpływając na ceny na świecie.
Ochrona krajowego rynku
Polscy rolnicy liczą na ochronę rynku. Tadeusz Szymańczak podkreśla, że już w latach poprzedzających wybuch wojny w Ukrainie branżowe organizacje wnioskowały o ochronę przed importem z krajów zza naszej wschodniej granicy. Rolnicy np. z Ukrainy nie muszą stosować się do unijnych wymogów związanych np. z nawożeniem roślin itp., co wpływa na koszty ich działalności. Resort rolnictwa sygnalizował już możliwość podjęcia działań mających na celu ograniczenie przywozu zboża z Ukrainy na nasz rynek, ale na razie nie ma konkretnych działań.
Podpis: Katarzyna Kapczyńska