Spotkanie USA, Wlk. Brytanii i Hiszpanii na Azorach zakończyło się praktycznie postawieniem ultimatum. Zarówno Irakowi jak i Radzie Bezpieczeństwa ONZ, która musiała wczoraj zadecydować czy poprze stanowisko USA. Dyplomaci prowadzili rozmowy telefoniczne i szukali możliwości osiągnięcia kompromisu. Tuż po 16.00 nadeszła informacja, że głosowania nie będzie, co prawdopodobnie oznacza, że albo nie było większości, albo Rosja oświadczyła, że się nie wstrzyma, bo stanowisko Francji było znane. Prezydent Bush wystąpił wczoraj w telewizji z orędziem do narodu, w którym postawił Irakowi ultimatum. Wojna powinna zacząć się w tym tygodniu — prawdopodobnie po środzie, bo we środę w parlamencie tureckim będzie głosowana sprawa zezwolenia na wejście 62 tys. wojsk USA. Wybrany został najgorszy wariant: wojna bez poparcia ONZ. Oczywiście sojusznicy USA będą twierdzili, że działają zgodnie z prawem, bo rezolucja 1441 daje im możliwość uderzenia bez wyraźnej zgody Rady Bezpieczeństwa. Między innymi dlatego nie głosowano nowej rezolucji — jej odrzucenie uniemożliwiałoby taką interpretację poprzedniej.
Rynki akcji zareagowały tak jak można było przypuszczać, że zareagują, kiedy inwestorzy będą już pewni, kiedy wojna się rozpocznie – dużymi wzrostami. Podobnie sytuacja wyglądała na rynku walutowym (dolar znacznie się wzmocnił) i towarowym (ceny ropy wyraźnie spadły). Wszyscy liczą na krótką wojnę, po której ma nadejść czas prosperity. Przedwojenna zwyżka jest kontynuowana tyle, że czas do wybuchu wojny tak ją skrócił, że jest bardzo gwałtowna. W Eurolandzie, po naradzie wojennej na Azorach, początek sesji był bardzo słaby. Indeksy spadały tyle ile w piątek rosły. Było to zachowanie lekko aberracyjne, bo przecież od piątku niewiele się zmieniło. Czego oczekiwali inwestorzy po spotkaniu na Azorach? Że przyniesie światu gałązkę oliwną? Dopiero po decyzji o nie głosowaniu nowej rezolucji RB ONZ, kiedy indeksy w USA zaczęły mocno wzrastać inwestorzy rzucili się do kupowania akcji i sesje zakończyły się mocnymi wzrostami
Jeśli chodzi o GPW to piątkowa sesja była deprymująca i podłamała morale w obozie byków. Można było wczoraj oczekiwać wstrzymywania się z decyzjami skoro rozstrzygnięcie miało być tak blisko. Jednak byłem lepszego zdana o zarządzających funduszami. Uważałem, że powinni przewidzieć to, co się stanie na rynkach światowych. Jakimś usprawiedliwieniem dużego spadku są wypowiedzi ministra G. Kołodki, który zapowiedział dymisję, jeśli jego program reform nie zostanie przyjęty. Tyle, że na Węgrzech nie ma ministra Kołodki, a BUX spadł o 1,7 proc. Niewykluczone, że pojawiające się w Eurolandzie artykuły prasowe o tym, że obecna sytuacja może doprowadzić do fiaska w procesie rozszerzenia UE, pomagały niedźwiedziom. Zachowanie rynku było fatalne, a jedynym pozytywem był mały obrót. Nie ma nawisu podażowego, więc zwrot rynku może być bardzo gwałtowny.
Dzisiaj otrzymamy trochę danych makro, a o 20.15 swoją decyzję odnośnie poziomu stóp procentowych poda FOMC. Nie oczekuję zmiany stóp. Fed powinien poczekać na rozstrzygnięcia w wojnie z Irakiem. W czasie naszej sesji (14.30) dowiemy się jak wyglądał sektor nieruchomości w USA. Tym razem dane będą mocno obserwowane, bo budzi się niepokój czy nie zbliża się koniec hossy na tym rynku. O 11.00 instytut ZEW poda swój raport o koniunkturze w marcu wraz ze swoim indeksem nastroju, a o 12.00 dowiemy się jaka była produkcja przemysłowa w Eurolandzie w styczniu. Wpływ tych wszystkich raportów powinien być mocno ograniczony.
Uważam, że rynki światowe nadal będą z nadzieją czekały na szybkie zakończenie wojny. Jeśli nie powstanie zaniepokojenie możliwością fiaska wejścia do UE to WGPW powinna wkrótce zacząć zachowywać się podobnie. Dzisiaj powinniśmy mieć na rynku odbicie, a jego styl i obrót na sesji dużo nam powiedzą o rzeczywistej sytuacji.