"Puls Biznesu": 24 lipca w Pekinie odbędzie się szczyt poświęcony 50. rocznicy nawiązania stosunków dyplomatycznych między UE a Chinami. Dziś są one szczególnie trudne z powodu wsparcia Pekinu dla Moskwy w wojnie przeciwko Ukrainie i z powodu sporów handlowych. Czy na szczycie będzie wiało chłodem?
Prof. Marcin Jacoby: Oczywiście. Ale ten chłód jest odczuwalny od dłuższego czasu. Obecnie kością niezgody jest przekierowanie chińskiej nadwyżki produkcji do Europy przy jednoczesnym subsydiowaniu tamtejszych producentów przez władze centralne i lokalne.
Drugim źródłem napięć są rozbieżności polityczne. Stany Zjednoczone wywierają na Europę coraz większą presję, by konfrontować się z Chinami i ograniczać wymianę handlową, co jest sprzeczne z naszymi interesami gospodarczymi.
Z drugiej strony Pekin utwierdza się w polityce przeciwnej wobec UE, wspierając Rosję i Koreę Północną. Kolejnym przykładem była niedawna dyplomatyczna deklaracja poparcia dla Iranu w jego konfrontacji ze Stanami Zjednoczonymi.
Nie spodziewam się, że szczyt w Pekinie doprowadzi do przełomu.
Z naszej strony w Pekinie będą obecni szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, oraz António Costa, przewodniczący Rady Europejskiej. Po drugiej stronie – premier ChRL Li Qiang. Zapowiadano, że rozmowy dwustronne potrwają dwa dni i obejmą także kwestie gospodarcze. Wciąż jednak nie wiadomo, czy w szczycie weźmie udział Xi Jinping. Czy jego nieobecność będzie miała symboliczne znaczenie?
Oczywiście. Chiny – i szerzej Azja – to kultury, w których symbole mają kluczowe znaczenie. Nieobecność Xi oznaczałaby znaczne obniżenie rangi spotkania.
Głównymi zarzutami Komisji Europejskiej wobec Pekinu pozostają subsydiowana nadprodukcja, dyskryminacja zagranicznych firm na rynku chińskim oraz ograniczenia eksportowe. To właśnie na tych kwestiach Unia zamierza się skupić. Czy Chiny zrobią krok w tył?
Apele do Chińczyków nie przynoszą efektu. Pocieszeniem jest jednak rosnąca świadomość wśród unijnych polityków, że mają do czynienia z wyjątkowo twardym zawodnikiem. Obecnie Europa znajduje się w trudnym położeniu. Fundamentem Unii jest swobodny przepływ usług i kapitału. Chińczycy nie mają takiego problemu, ponieważ chronią swój rynek i dotują firmy.
Pewne jest, że Europę i Chiny dzieli coraz więcej. Myślę jednak, że mimo tych rozbieżności Chińczycy rozumieją, że warto utrzymywać z nami dobre relacje gospodarcze i szukać kompromisu - zwłaszcza teraz, gdy rynek amerykański zamyka się na ich eksport.
Pewne jest, że Europę i Chiny dzieli coraz więcej. Myślę jednak, że mimo tych rozbieżności Chińczycy rozumieją, że warto utrzymywać z nami dobre relacje gospodarcze i szukać kompromisu – zwłaszcza teraz, gdy rynek amerykański zamyka się na ich eksport.
Pekin zabiega o zniesienie unijnych ceł na samochody elektryczne, nałożonych jesienią ubiegłego roku. W czerwcu chińskie Ministerstwo Handlu poinformowało, że negocjacje z Brukselą są na końcowym etapie. Czy z perspektywy Chin poprawa relacji będzie zależeć od rozwiązania tej kwestii?
To trudny temat i zapewne będzie się jeszcze długo ciągnął. Nie sądzę, by Komisja Europejska całkowicie zniosła cła – to uderzyłoby w naszą motoryzację. Ale nasz rynek jest dla Chin bardzo atrakcyjny. Tamtejsi producenci zmagają się z ogromną nadprodukcją u siebie i ostrą konkurencją. Rynek europejski w pewnym stopniu ich ratował, a że ich produkty są bardzo konkurencyjne – stosunkowo łatwo było im zwiększać w Europie sprzedaż kosztem tutejszych marek.
Pekin dobrze wie, że Europa boi się zostać w tyle w wyścigu technologicznym. Transformacja energetyczna nie uda się bez chińskich paneli fotowoltaicznych i pojazdów elektrycznych. Jeśli chcemy nadal być częścią tego procesu, jesteśmy poniekąd skazani na współpracę z Chinami.
Czy mimo licznych różnic - pana zdaniem - Unia powinna nadal dążyć do kompromisowego porozumienia z Chinami – zwłaszcza w obliczu ceł zapowiadanych przez Donalda Trumpa?
Wkraczamy w erę czystego politycznego i ekonomicznego pragmatyzmu, co zresztą widzimy na przykładzie Amerykanów.
Jeśli Unia Europejska chce przetrwać jako spójna całość i silny gracz na arenie międzynarodowej, a także nadal cieszyć się dobrobytem, musi kierować się wspólnym interesem, nie oglądając się na Stany Zjednoczone. Trzeba dogadywać się zarówno z Amerykanami, jak i z Chińczykami.
Zerwanie więzi handlowych z Państwem Środka byłoby katastrofą dla naszego dobrobytu. Bez Chin nie będzie lekarstw, dostaw metali ziem rzadkich ani transformacji energetycznej.
W Pekinie doskonale wiedzą, że wypracowanie wspólnego stanowiska z Europą jako całością jest bardzo trudne. Ich strategią jest negocjowanie z pojedynczymi państwami - zwłaszcza z Niemcami, Francją i Węgrami - i unikanie szerszych porozumień,.
Z kolei naszą odpowiedzią powinno być prowadzenie jednej, spójnej polityki wobec Pekinu, choć wypracowanie takiego podejścia jest niezwykle trudne.
Moim zdaniem w całej tej rozgrywce najrozsądniejszą politykę wobec Chin prowadzi Ukraina.
To znaczy?
Mimo oczywistego udziału chińskich firm w dostawach komponentów o podwójnym zastosowaniu dla rosyjskiej machiny wojennej Kijów pozostaje wstrzemięźliwy w krytykowaniu Chin i unika antychińskich deklaracji.
Ukraina wie, że firmy z Państwa Środka będą uczestniczyć w odbudowie kraju, oferując konkurencyjne ceny i dostarczając nowoczesne technologie. To przemyślana strategia i pragmatyczne podejście. Na Chiny nie ma co się obrażać – trzeba szukać z nimi pola do współpracy.
W oczach Chińczyków nie jesteśmy istotnym partnerem gospodarczym. Nie mamy ani zaawansowanych technologii, ani imponującego w ich oczach potencjału ekonomicznego.
Szefowa KE przed szczytem podkreśliła, że podejście Pekinu do Moskwy będzie kluczowe dla przyszłości relacji UE–Chiny. Tymczasem w ubiegłym tygodniu Xi Jinping wraz z szefem MSZ Rosji Siergiejem Ławrowem zapowiedzieli pogłębianie wszechstronnego strategicznego partnerstwa obu krajów.
Coraz bliższy sojusz Pekinu z Moskwą jest efektem działań Waszyngtonu. Im bardziej zaostrzą się relacje chińsko-amerykańskie, tym silniejsze będzie zbliżenie Chin z Rosją, Iranem i Koreą Północną.
Wojna w Ukrainie nie leży w centrum zainteresowania Chin. Im zależy na utrzymaniu Rosji jako ważnego gracza na arenie międzynarodowej, na stabilnej granicy chińsko-rosyjskiej, liczącej ponad 4 tys. km, oraz na przewidywalnym systemie politycznym. A gwarantem tego jest dla nich Putin.
Czy Polskę stać na prowadzenie osobnej polityki wobec Pekinu?
To są mrzonki i przestrzegam przed mocarstwowym myśleniem. Prawda jest brutalna – w oczach Chińczyków nie jesteśmy istotnym partnerem gospodarczym. Nie mamy ani zaawansowanych technologii, ani imponującego w ich oczach potencjału ekonomicznego.
Naszą jedyną szansą jest mocna pozycja w Unii – tylko to daje nam wpływ na kształtowanie wspólnej polityki wobec Chin. Z pewnością nie powinniśmy stawać okoniem wobec polityki unijnej – jak robią to Węgry, próbując samodzielnie układać sobie stosunki z Rosją i Chinami, bo to prowadzi do katastrofy.
Czy uważa pan, że zabiegi dyplomatyczne prezydenta Andrzeja Dudy zakończyły się fiaskiem?
Nie jestem tego pewien. Oczywiście dobrze, że Xi Jinping wie, kim jest Andrzej Duda. Ale to nie przełożyło się ani na nowe inwestycje, ani na większy eksport do Chin.
Jaką ma pan radę dla prezydenta elekta?
Biorąc pod uwagę jego ograniczone doświadczenie w polityce międzynarodowej, radziłbym, by Karol Nawrocki otoczył się szerokim gronem ekspertów znających i rozumiejących Chiny i działał w synergii z najważniejszymi graczami w Unii. Tylko to może nas uchronić przed powtórzeniem węgierskiego scenariusza.
