Unią realnie rządzi kto inny

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2012-01-11 00:00

GRY POLITYCZNE

Znoworocznym poślizgiem prezydencję Rady Unii Europejskiej dzisiaj rozpoczyna Dania. Prezentacji tzw. priorytetów dokona w przyszłym tygodniu na posiedzeniu Parlamentu Europejskiego w Strasburgu premier Helle Thorning- Schmidt. Dania wraz z Polską oraz przejmującym pałeczkę 1 lipca Cyprem tworzy tzw. trio. To teoretyczna konstrukcja wymyślona po to, by kolejne przewodnictwa przynajmniej na papierze jakoś się tematycznie zazębiały. Jednak w praktyce efektywność tria okazuje się równie iluzoryczna, jak samej instytucji prezydencji.

Poprzednie przewodnictwo Danii w drugim półroczu 2002 przeszło do historii zarówno Polski, jak i Unii Europejskiej. Na szczycie w Kopenhadze liberalny premier Anders Fogh Rasmussen (obecny sekretarz generalny NATO) był rzeczywistym, silnym szefem Rady Europejskiej. Na finiszu negocjacji akcesyjnych spinał wszystkie sznurki i to właśnie z nim socjalistyczny premier Leszek Miller dopinał ostatnie szczegóły. Po latach wyszło trochę błędów, ale generalnie gdyby nie Rasmussen, załapaliśmy się do UE nie 1 maja 2004 r., lecz dopiero w kolejnej turze z Bułgarią i Rumunią.

To już przeszłość, od czasu traktatu z Lizbony szczytami rządzi Herman Van Rompuy. A w kryzysowej trwodze faktyczne stery przejęli historyczni założyciele wspólnoty, czyli kanclerz Angela Merkel z prezydentem Nicolasem Sarkozym. Natomiast liberalny premier Donald Tusk i socjalistyczna premier Helle Thorning-Schmidt (to odwrotność wobec roku 2002) mogą sobie sympatycznie porozmawiać, wyrazić wspólny frasunek przyszłością UE, wypić toast — i w sensie decyzyjnym tyle.