Urbex: adrenalina nie jest dobrym suflerem

Justyna Klupa
opublikowano: 2024-12-06 14:32

Podczas zwiedzania opuszczonych miejsc nie ma co kozakować. Jeden niewłaściwy krok może człowieka pogrzebać na zawsze. Trzeba uważać na stan techniczny obiektu, studzienki, spróchniałe belki… Specjaliści ostrzegają: nie powinno się też chodzić w pojedynkę. Bo można już nie wrócić.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Urbex pochodzi od angielskiego urban exploration, co oznacza eksplorację miejską. Przez to pojęcie rozumie się zwiedzanie opuszczonych miejsc, np. obiektów przemysłowych, mieszkaniowych i bunkrów, które zazwyczaj są pomijane podczas tradycyjnych wyjazdów turystycznych. Cieszy się coraz większą popularnością. W mediach społecznościowych pojawiają się grupy dla pasjonatów zwiedzania takich miejsc, a na rynku działają organizacje ułatwiające eksplorowanie opuszczonych obiektów. Co niezwykłego jest w urbeksie?

– Na urbex składa się zwiedzanie niedostępnych i opuszczonych miejsc, a także eksploracja dachów czy kanałów – mało turystycznych, ale fascynujących i tajemniczych, w których nie spotka się wielu osób – wyjaśnia Radosław „Redman” Stępień, fotograf i eksplorator miejsc opuszczonych.

Poza nietypową przygodą i możliwością zaspokojenia ciekawości urbex gwarantuje skoki adrenaliny i niezapomniane doznania.

– Wyobraź sobie, że chodzisz wieczorem sama po lesie. Każdy trzask i szmer niesamowicie działa na zmysły. To samo się czuje, chodząc np. po opuszczonym szpitalu psychiatrycznym, mając przy tym świadomość, że ów obiekt jest owiany złą sławą. Według legend jest nawiedzony i działy się w nim straszne rzeczy. Od razu przechodzi człowieka dreszcz emocji – mówi Michał „Kołacz” Kołacki z Kołacz Urbex Team.

Ciekawość nie wystarczy

Zanim porzuci się marzenia o urlopie na Malediwach lub weekendzie na plaży w Juracie na rzecz zwiedzania miejsc opuszczonych, trzeba mieć świadomość, że ten rodzaj turystyki nie jest przeznaczony dla każdego.

– Urbex jest ryzykownym hobby, formą rozrywki ekstremalnej, która wiąże się z adrenaliną. Potrzebna jest doza odwagi i spryt, żeby docierać do tych miejsc i nie ingerować w obiekt, który się zwiedza. Przede wszystkim jednak to pasja dla ludzi rozsądnych, znających granice. Kiedyś sam je przekraczałem i z perspektywy czasu, mając obecną mentalność, nie ryzykowałbym zdrowia. Choć zapewniałem, że jedno zdjęcie nie jest warte ryzyka utraty życia, wielokrotnie złamałem tę zasadę. Adrenalina nie jest dobrym suflerem – ostrzega Radosław Stępień.

Miłośnicy tej formy aktywności powinni być nie tylko odpowiedzialni i kierować się rozsądkiem – przyda im się też dobra kondycja fizyczna i zwinność.

– Należy pamiętać, że na przykład osoby tęgie mogą mieć problem z przeciśnięciem się. Z kolei osoby bardzo wysokie będą musiały chodzić w niekomfortowej pozycji w niskim korytarzu. Natomiast osoby z lękiem przestrzeni nie powinny się nigdzie wspinać – ostrzega Michał Kołacki.

Miejsca tajemnicze trzeba zwiedzać z głową.

– Podczas zwiedzania miejsc opuszczonych nie ma co kozakować. Jeden niewłaściwy krok może człowieka pogrzebać na zawsze. Trzeba uważać na stan techniczny obiektu. Patrzy się przede wszystkim na studzienki, spróchniałe belki. Do podziemi nigdy nie wchodzimy sami, bo możemy już z nich nie wyjść – przestrzega Zbigniew Sujak, operator obrazu i pilot drona w telewizji Polsat.

Ekwipunek to podstawa

Eksplorowanie miejsc opuszczonych nie zawsze jest w pełni bezpieczne. Możliwe, że właśnie dlatego jest ciekawe. Uczestnicy wyjazdów powinni być do urbeksu dobrze przygotowani.

– Wskazany jest sprzęt survivalowy. Absolutne minimum to latarka, wygodne spodnie, twarde buty z wysoką cholewką, woda, posiłek, nóż i… naładowany telefon. Nie powinno się chodzić w pojedynkę, bo w razie wypadku nasza przyszłość stanie pod znakiem zapytania. Poza tym warto zabrać ze sobą aparat fotograficzny i statyw, kamerę lub dron – wymienia Zbigniew Sujak.

Michał Kołacki dodatkowo nosi przy sobie gaz pieprzowy w obawie przed dzikimi zwierzętami lub psami biegającymi luzem.

Jest ryzyko, jest zabawa

Żeby zwiedzać tajemnicze i opuszczone miejsca, nie trzeba lecieć do innego kraju. W Polsce jest ich pod dostatkiem. Zbigniew Sujak uważa, że najciekawsze są obiekty najlepiej zachowane.

– Takie, w których pozostało wiele artefaktów. Gdzie miejsce wygląda tak, jakby ktoś je wczoraj opuścił, jednak wszędzie jest pełno pajęczyn, mchu, winorośli, przebarwień, zdjęć czy rzeczy osobistych. Niestety, w Polsce rzadko się takie trafiają z różnych względów, także historycznych. W czasie II wojny światowej wojska radzieckie rabowały i niszczyły wszystko, co napotkały po drodze, więc wschodnia część kraju jest uboga w takie obiekty. Natomiast zachodnia ściana Polski to byłe niemieckie zamki i dwory, niesamowite miejsca, ale mam świadomość, że niektórzy wolą fabryki i bunkry – mówi Zbigniew Sujak.

Michał Kołacki porusza się przede wszystkim po Wielkopolsce. Numerem jeden według niego jest ZNTK, czyli Zakłady Naprawcze Taboru Kolejowego.

– Drugim najciekawszym obiektem jest Ośrodek Szkolenia Policji w Kiekrzu. Kolejnym – trzypoziomowy schron dowodzenia z czasów zimnej wojny. W Bydgoszczy znajduje się DAG Bromberg słynący z produkcji prochu i amunicji podczas II wojny światowej. Z kolei w Legnicy jest Mała Moskwa, czyli poradziecka baza wojskowa. Mazowsze też ma ciekawe miejsca. Przykładowo Otwock słynie wśród eksploratorów z Zakładu dla Nerwowo i Psychicznie Chorych Żydów Zofiówka. Koszmarne miejsce ze smutną historią – mówi Michał Kołacki.

Radosław Stępień chętnie odwiedza pałace, domki i fabryki. Preferuje miejsca z historią, w których nawet po latach czuć obecność ludzi.

– Są urbeksiarze, szczególnie młodszego pokolenia, których kręci miejsce zachowane sterylnie i czasem nawet potrafią włamać się do takich obiektów dla chwili internetowego poklasku. Ludzi, którzy załapali bakcyla dawno temu, bardziej zachwyca brutalna naturalność przemijania miejsc i dlatego ta pasja w nich nie umiera – uważa Radosław Stępień.

Warto pamiętać, że jest to hobby na granicy prawa. Choć urbex nie jest nielegalny, należy uważać na ewentualne naruszenia miru domowego. Trzeba mieć świadomość, że nawet stary i zniszczony budynek może mieć właściciela.