Wątpliwe są efekty działalności Urzędu Regulacji Telekomunikacji. Monopol TP SA jak był, tak jest, a sam operator zarzuca urzędowi działalność na szkodę rynku. Z drugiej strony, gdyby nie URT, na telekomunikacyjnej mapie Polski dziś może nie byłoby żadnej konkurencji.
Wydaje się, że ostatnie decyzje Urzędu Regulacji Telekomunikacji i Poczty, który od kwietnia zastąpił Urząd Regulacji Telekomunikacji, nie wskazują na kontynuację ostrej polityki regulatora w stosunku do TP SA. Z wypowiedzi przedstawicieli urzędu można wnosić, że najbardziej dotkliwa dla telekomu decyzja o nałożeniu 350 mln zł kar albo zostanie uchylona, albo ich wysokość będzie mniejsza. Po początkowym — pobłażliwym — traktowaniu TP SA URT w drugiej połowie 2001 r. wziął się ostro do roboty i uprzykrzał życie telekomowi. Zdaniem TP SA, nie tylko bezpodstawnie, ale ze szkodą dla rynku.
— Trzeba zadać sobie pytanie, czy działalność URT zmierzała do poprawy na rynku telekomunikacyjnym w Polsce, czy jakakolwiek decyzja regulatora wpłynęła na rozwój infrastruktury czy też obniżenie cen? Naszym zdaniem, tak się nie stało, a większość decyzji była ewidentnie sprzeczna z uregulowaniami prawnymi. Te decyzje biły nie tylko w TP SA, ale w cały rynek — mówi Grażyna Piotrowska-Oliwa, dyrektor departamentu współpracy z regulatorem TP SA.
Według TP SA, półtoraroczna działalność URT nie spowodowała — a powinna — powstania w Polsce konkurencyjnego rynku.
— URT zamiast skupić się na tworzeniu norm i zasad działania konkurencji na rynku, podejmował decyzje, których konsekwencją było ograniczenie wachlarza usług — uważa Grażyna Piotrowska-Oliwa.
Trudno się nie zgodzić, że wciąż mamy do czynienia z monopolem. Zdaniem analityków i konkurentów TP SA, wina nie leży jednak po stronie URT.
— Cały proces demonopolizacji jest kulawy. Trudno winić URT za to, jak rynek się rozwijał. Regulator był przecież tylko elementem procesu zmian, który był przeprowadzany wadliwie. Zamiast najpierw zdemonopolizować rynek, a dopiero potem przeprowadzić sprzedaż TP SA inwestorowi, zrobiono odwrotnie i efekt jest taki, jaki jest — komentuje Włodzimierz Giller, analityk Erste Securities.
— Kilka lat temu były szumne zapowiedzi o liberalizacji. Mimo wejścia kilku konkurencyjnych operatorów, wciąż mamy do czynienia z hegemonią TP SA — dodaje Marek Świętoń, analityk ING IM.
Analitycy podkreślają, że URT miał bardzo ograniczone możliwości wpływania na rynek ze względu na brak rozporządzeń wykonawczych do ustawy Prawo telekomunikacyjne. Niemniej zdaniem konkurencji TP SA i większości analityków, gdyby urzędu nie było, sytuacja na rynku telekomunikacyjnym byłaby znacznie gorsza.
— Regulowanie przez URT relacji między TP SA a konkurencją bez wątpienia miało jakiś wpływ. Bez niego wejście na rynek niektórych firm byłoby niemożliwe. Być może też wielu innych by nie było — uważa Paweł Gwiazda, analityk PBK AM.
Zdaniem specjalistów od spraw regulacji rynku z TP SA, zaostrzenie polityki URT w stosunku do TP SA, jakie nastąpiło od października 2001 r., miało jeden skutek: osłabienie pozycji monopolisty bez poprawy sytuacji konkurentów, a w konsekwencji osłabienie rozwoju rynku.
Próby zbyt szybkiego osłabienia pozycji TP SA i zbudowania mechanizmów rynkowych odniosły jedynie połowiczny skutek. Udało się podważyć pozycję TP SA, natomiast nie spowodowało to poprawy sytuacji konkurentów — twierdzą przedstawiciele TP SA.
— To odwracanie kota ogonem. Dobrze, że jest regulator, bo mamy gdzie pisać wnioski o arbitraż. Gdyby nie URT, nie podpisalibyśmy z TP SA żadnej umowy o współpracy. TP SA nie szuka kompromisów, a wręcz przeciwnie, sposobu jak przedłużyć sytuację patową. W kilku przypadkach arbitraż URT bardzo nam pomógł — mówi Jolanta Ciesielska, rzeczniczka Netii.
— Z drugiej strony, trudno się dziwić TP SA, że nie chce udostępniać swojej infrastruktury konkurencji. Przecież jest to firma prywatna i powinna dbać głównie o swoje interesy — komentuje Włodzimierz Giller.
Okiem eksperta
Bilans osiągnięć URT jest dość skromny. Urząd realizował politykę rządu, dla którego ważniejsze było korzystne sprzedanie TP SA. Ponadto URT brakowało środków, żeby w istotny sposób wpłynąć na rynek. Przykładem jest sprawa NOM i TP SA. Mimo liberalizacji rynku połączeń międzystrefowych, nikt nie był w stanie wyegzekwować od TP SA porozumienia z NOM.
Grzegorz Lityński
analityk DM BZ WBK