Czy w procesie oceny wniosków o dotacje unijne chodzi o to, by wyłonić najlepsze projekty? Odpowiedź nie zawsze jest oczywista.
Składając wniosek o dofinansowanie inwestycji w ramach działania 2.2.1 Sektorowego Programu Operacyjnego — Wzrost Konkurencyjności Przedsiębiorstw, przedsiębiorca musi wykazać, że ma teren, na którym będzie realizowane dotowane przedsięwzięcie. Zgodnie z zapisem ustawy o finansowym wspieraniu inwestycji, nie musi to być koniecznie akt własności. Wystarczy umowa przedwstępna. To spore ułatwienie — w momencie składania wniosku przedsiębiorca musi jedynie wykazać, że ma lokalizację dla swojej inwestycji. Program nie wymaga też, aby w tym momencie przedstawić pozwolenie budowlane. Dzięki temu wiele z długotrwałych i skomplikowanych czynności można wykonać już po złożeniu wniosku, przed podpisaniem umowy o dofinansowanie.
— Niestety, w praktyce mamy do czynienia z nieprzychylnym przedsiębiorcom interpretowaniem przepisów. Tworzy się wykładnie ułatwiające odrzucanie wniosku, a nie realizację projektu — uważa Piotr Stefaniak, prezes Europejskiego Centrum Przedsiębiorczości.
Twarde skutki
Przywołuje przykład firmy, która przedstawiła umowę przedwstępną na zakup nieruchomości. Przewidywała ona, że sprzedający wywiąże się ze swoich zobowiązań, także wtedy, gdy Agencja Nieruchomości Rolnych zechce skorzystać z prawa pierwokupu ziemi.
— Umowa została tak skonstruowana, że niesie skutki „twarde” — takie, które gwarantują, że kupujący będzie mógł skutecznie domagać się przeniesienia własności nawet wbrew woli sprzedającego, np. w wyniku postępowania sądowego. Przedsiębiorca zapewnił sobie, że transakcja dojdzie do skutku, jeśli tylko zostanie wydane pozwolenie budowlane — wyjaśnia Piotr Stefaniak.
To zabezpieczenie oraz dokumenty potwierdzające, że w tym przypadku w niedługim czasie zapadnie decyzja o wydaniu pozwolenia na budowę — co powodowało faktyczne odrolnienie gruntu — nie zapobiegły odrzuceniu wniosku o dotację. Na nic zdało się również zaświadczenie, że agencja nie skorzysta ze swojego prawa.
Ministerstwo upiera się, że faktyczna sprzedaż gruntu przedsiębiorcy zależy od stanowiska Agencji Nieruchomości Rolnych. A to zagraża trwałości inwestycji.
Wiatr w oczy
Przykład dowodzi, że szumne deklaracje elastyczności w realizacji procedur i przyjaznego podejścia do wnioskodawców mają się nijak do konkretnych decyzji urzędników.
Przedsiębiorca złożył wniosek ponownie. Teraz jest szansa, że formalności związane ze zmianą przeznaczenia gruntu zakończą się, zanim nad wnioskiem pochylą się urzędnicy.
— W tego typu sytuacjach realizację inwestycji trzeba jednak przesunąć o kilka miesięcy. A biorąc pod uwagę wykorzystanie nowoczesnych technologii — każde opóźnienie zagraża konkurencyjności przedsięwzięcia, a w konsekwencji zdobyciu odpowiednio wysokiej punktacji, by otrzymać dotację — mówi Piotr Stefaniak
Okiem eksperta
Ustawa swoje, praktyka swoje
Stanowisko urzędników nie ma uzasadnienia w ustawie o finansowym wspieraniu inwestycji. Przewidziano w niej sytuację, w której wnioskodawca nie będzie miał tytułu własności do nieruchomości, ale zawrze umowę przedwstępną. Dopuszczając takie rozwiązanie, założono, że zanim dojdzie do udzielenia dotacji, warunki konieczne do przeniesienia własności zostaną spełnione.
Z prawa pierwokupu można skorzystać tylko przez miesiąc od dnia zawiadomienia o przyrzeczonej umowie sprzedaży. Jeśli uprawniony skorzystałby z prawa pierwokupu, to nie doszłoby do podpisania umowy.
Piotr Klepaczko
adwokat reprezentujący kancelarię Magnusson