Poza światem konferencji i gabinetów decyzyjnych jawi się jako człowiek renesansu, w którym artystyczna wrażliwość, duch sportowej rywalizacji i otwartość na technologie współistnieją w harmonii. To pokazuje, że nawet w natłoku obowiązków umie znaleźć przestrzeń na kultywowanie własnych zamiłowań i odkrywanie coraz to nowych ścieżek rozwoju. Czym się zajmuje Jacek Karnowski, gdy ściąga garnitur, i co naprawdę go fascynuje – te pytania odsłaniają nieco inne, bardziej osobiste oblicze tego doświadczonego polityka.
Z zatoki na pełne morze
Od trzech dekad żongluje różnymi rolami na scenie samorządowej i politycznej – zaczynał jako radny i wiceprezydent Sopotu, by przez ćwierć wieku (od 1998 do 2023 r.) stać na czele tego nadmorskiego miasta. Lata 1990-98 to jego czas w Sejmiku Województwa Gdańskiego, a w 2007 r. został wiceprezesem Związku Miast Polskich. Dziś, nosząc togę poselską, równolegle pełni funkcję wiceministra funduszy i polityki regionalnej. Ale tym razem chcemy pokazać Karnowskiego od bardziej prywatnej strony.
Polityk zaznacza, że oddzielenie jego pasji od zadań publicznych nie jest proste. Podając jako przykład swoje zamiłowanie do żeglarstwa, rugby i narciarstwa pozatrasowego, podkreśla, że te dyscypliny zazębiają się z działaniami dla dobra ogółu. Dzięki nim rozwija przymioty, które są bezcenne zarówno w samorządzie, jak i na szczeblu państwowym. Jakie to cechy? Giętkość myślenia, odwaga, refleks, a także umiejętność współpracy i przywództwo.
– Gdy stoisz za sterem, biegasz za jajowatą piłką czy zjeżdżasz z dzikich stoków, uczestniczysz w dyscyplinach drużynowych, które wymagają pełnej synchronizacji – każdy musi znać swoje miejsce i wpływ na całość układanki. Nie ma tu miejsca na domysły. Wszyscy wiedzą, co mają robić i jak się przyczynić do sukcesu zespołu – tłumaczy Jacek Karnowski.
Sport ma dodatkową zaletę – zapobiega izolacji w biurokratycznym światku. Chodzi nie tylko o utrzymanie formy fizycznej, ale też o tworzenie sieci relacji.
– Aktywny relaks często prowadzi do znaczących rozmów. Przykład: odkąd zainstalowałem się w stolicy, często odwiedzam muzea i galerie sztuki, jeżdżę też na rowerze z kolegami. To idealny moment na swobodną wymianę myśli i dyskusję o sprawach służbowych w nieformalnej atmosferze – zdradza Karnowski.
Czy zmiana miejsca zamieszkania przyszła mu z łatwością? W pewien sposób tak, gdyż była to furtka do nowej, pełnej ekscytacji podróży życiowej i świeżych wyzwań. Mimo to nigdzie nie czuje się tak swojsko jak w swoim rodzinnym Sopocie. Często przywołuje słowa Agnieszki Osieckiej, która uważała to miasto za perfekcyjnie skrojone na miarę człowieka – wystarczająco duże, by nie czuć klaustrofobii, lecz nie tak ogromny, aby zatracić się w jego anonimowości. Krótko i na temat.
Warszawa, pomimo rozmiaru, jednak go nie przytłacza. Gęsty grafik obowiązków, niezliczone spotkania i sprawy wymagające uwagi nie pozwalają na zagłębianie się w takie drobnostki. Dodatkowo dobra komunikacja w stolicy sprawia, że niemal każde miejsce jest na wyciągnięcie ręki, nadając miastu bardziej ludzki wymiar. Odkrył również zakątki, w których czuje się jak w domu, co znacznie ułatwia oswojenie się z nowym środowiskiem. I najważniejsze – jego rodzina ciągle rezyduje w Sopocie, do którego wraca, kiedy tylko ministerialne powinności mu na to pozwalają.
– Czeka tam na mnie jedna z największych miłości mojego życia: prawie 40-letni jacht, który może pomieścić pięć osób. Jego długość to 7,6 metra, zaś powierzchnia żagli rozciąga się na 25 metrów kwadratowych. Na tej łajbie odbywam zarówno dłuższe rejsy, jak i krótsze, jednodniowe eskapady. Na jego pokładzie miałem zaszczyt gościć wybitne postacie, wśród nich prezydentów Trzaskowskiego, Sutryka i Dulkiewicz. Moje ulubione kierunki to Hel, Puck i Jastarnia – zdradza wiceminister funduszy i polityki regionalnej.
Od kiedy pamięta, zawsze fascynowały go wielkie akweny – od zatoki po pełne morze. Zdobył patenty sternika jachtowego i motorowodnego, poszerzając swoje morskie kompetencje. Wyrobił sobie również licencję ratownika wodnego. Choć nie dane mu było za dużo popracować w tym charakterze, ta rola dała mu wgląd w realia miejskiej plaży, pozwoliła też lepiej poznać służby ratownicze i stanowiła swoiste wyzwanie charakteru.
– Miałem kilka interwencji z pokładu łodzi. Podczas dyżurów społecznych nieraz spieszyłem z pomocą: a to gdy ktoś utracił ster na swojej jednostce, a to kiedy ktoś wywrócił kajak i trzeba było go holować do brzegu – z werwą opowiada Karnowski, dzieląc się wspomnieniami z dni, gdy adrenalina wzywała go do działania na wodzie.
Sprawdzian charakteru
Śmieje się, że kolekcjonuje uprawnienia jak znaczki. Weźmy choćby licencję instruktora narciarskiego – dość nietypowe jak na faceta z wybrzeża, prawda? Ale nie ma co się dziwić. Jego serce bije tak samo dla gór, jak dla morskich fal. W Tatrach, które pieszczotliwie nazywa kieszonkową wersją Alp, z radością oddaje się skitourowi – wycieczkom na nartach z dala od wytyczonych tras. Nie zdradza tym samym rodzinnych stron?
– Kto zjawi się na Hali Gąsienicowej, natychmiast zauważy, że Sopot ma tam swoje drugie oblicze. W Murowańcu można by urządzać zjazdy ludzi z Trójmiasta, bo po warszawiakach dominują tam mieszkańcy Sopotu, Gdyni i Gdańska. I większość jeździ na nartach w stylu, który budzi respekt – ocenia Karnowski.
Miłość do białego szaleństwa zaszczepił mu Edward Wroński, wizjoner i założyciel Sopockiej Szkoły Narciarstwa. Już jako człowiek samorządu Karnowski przekazywał tę pasję młodzieży, która w życiu zabłądziła, oferując im nie tylko narty, ale i żeglarstwo oraz rugby. Wybór tych dziedzin nie był przypadkowy.
– Nastolatków, którzy borykają się z problemami, zazwyczaj nie pociągają grzeczne dyscypliny sportowe, takie jak tenis czy golf. Oni potrzebują czegoś, co podniesie poziom adrenaliny, dostarczy ekstremalnych doznań i jest sprawdzianem charakteru – wskazuje polityk.
Jeszcze jednym świadectwem troski o młodych ludzi są działania włodarzy Sopotu pod wodzą Karnowskiego w sprawie Zatoki Sztuk. W pewnym momencie zaczęła tam kwitnąć przestępczość – handel narkotykami, gwałty, wykorzystywanie seksualne nieletnich, a lokal określono mianem królestwa koksu i botoksu. Samorządowcy wzięli na celownik odpowiedzialnych za patologie. Rezultat? Już zostali surowo ukarani albo oczekują na sądowy werdykt.
– To miejsce, synonim zepsucia w świecie blichtru i celebryckich zabaw, mocno nadszarpnęło wizerunek Sopotu. Dziś Zatoka Sztuk, już pod nową nazwą Mamuszki 14, wraca do łask jako miejska instytucja kultury, w której organizowane są zajęcia dla dzieci i seniorów. Ośrodek buduje pozytywny wizerunek miasta – mówi Jacek Karnowski.
Twarda ręka bez rękawiczki
Święty człowiek? Nie do końca. Ryszarda Socha przed laty tak charakteryzowała go w „Polityce”: „Doktor nauk ekonomicznych, inżynier budownictwa, twarda ręka bez rękawiczki. W sposobie bycia bezpośredni, z inklinacją do rubaszności. Nazywany »Sołtysem«, według niektórych dlatego, iż chce decydować o najmniejszych drobiazgach. Ale nawet oponenci cenią jego determinację, energię i waleczność”.
– Skupianie się na najdrobniejszych detalach? Zapomnijmy. Sprawy publiczne są tak skomplikowane, że mikrozarządzanie nie wchodzi w grę. Delegowanie zadań stało się koniecznością, zwłaszcza na poziomie rządowym – komentuje sam zainteresowany.
Przydomek „Sołtys”? To już przeszłość, tak samo jak miano „Kudłaty”, które dostał za sprawą swojej imponującej fryzury. A oto historia z tym związana: w 2017 r. Karnowski, jako lider ruchu Tak! Dla Polski, startował z list Koalicji Obywatelskiej. Wtedy złożył ślubowanie – nie będzie się strzyc, dopóki PiS nie straci władzy. Podczas ostatniej kampanii, znów z ramienia KO, rzucił hasło „Głosy za włosy!”. No i proszę, mandat zdobył, a jego formacja polityczna zepchnęła Prawo i Sprawiedliwość z tronu. Ówczesny prezydent Sopotu, wierny obietnicy, w Operze Leśnej poddał się nożyczkom Roberta Kaszubskiego, mistrza świata w trymowaniu czupryn. Na to widowisko masowo ściągnęli sopocianie, a pomorskie media miały temat dnia.
– Zawsze starałem się nie tracić poczucia humoru i dystansu do siebie. Dla mnie utrzymanie luzu i spontaniczności to atut w życiu publicznym. Dzięki nim buduje się lepsze relacje i przyjaźniejszy klimat. Moje wyborcze postrzyżyny to potwierdzają – żartuje Jacek Karnowski.
Jeszcze jako prezydent Sopotu często przemierzał miasto rowerem lub pieszo, angażując się we wszystko osobiście – zdradzają z nutą uznania sopocianie. Wiedzą bowiem, że choć ich przedstawiciel jest teraz w Warszawie, ciągle interesuje się sprawami kurortu, co bardzo im odpowiada. Brakuje im jego obecności na wernisażach, koncertach muzyki klasycznej czy miejskich festynach, gdzie przyrządzał swojego słynnego śledzia po sopocku. Mimo to przyznają, że wartościowym człowiekiem trzeba się dzielić.