W POLSCE UBYWA KLUBÓW BILARDOWYCH
Światowa liga ma pomóc w promocji dyscypliny
SPORT DLA DŻENTELMENÓW: Elegancka koszula, buty, spodnie, kamizelka i muszka to nieodłączne atrybuty prawdziwego bilardzisty (na zdjęciu Steve Davis, sześciokrotny mistrz świata w snookerze). fot. ARC
Firmy oferujące na polskim rynku stoły do gry w bilard skarżą się na mały popyt. Na wzrost zainteresowania tą dyscypliną sportu może wpłynąć zorganizowanie w naszym kraju zawodów w pool bilarda. Jednak na razie spółki, które żyją ze sprzedaży akcesoriów dla tej dyscypliny sportu, nie zarabiają kokosów.
Rynek firm, które sprzedają w Polsce sprzęt do gry w bilard, nie jest jeszcze rozwinięty. Powodem jest wciąż jeszcze mała, w porównaniu z innymi krajami europejskimi, popularność tej dyscypliny sportu.
— W Polsce działa 50-60 klubów bilardowych. To niedużo w porównaniu z innymi krajami europejskimi. Największy boom na tego typu inwestycje miał miejsce 7-8 lat temu. Wtedy właśnie w warszawskim hotelu Grand otworzyłem pierwszy w kraju klub bilardowy. Obecnie z roku na rok liczba takich placówek drastycznie maleje — mówi Sławomir Machczyński, właściciel firmy Magrybis, zajmującej się sprzedażą akcesoriów do gry w bilard.
Sprzęt kupują głównie wyspecjalizowane kluby, a dopiero od niedawna także osoby prywatne.
— Zauważamy, że coraz częściej naszymi klientami są osoby prywatne. Być może biznesmeni wolą grać w bilard w domu niż w klubach — tłumaczy Małgorzata Szymkowska z firmy Atika.
Ilości akcesoriów sprzedawanych przez poszczególne firmy różnią się bardzo znacznie.
— Miesięcznie sprzedajemy 10-15 stołów bilardowych. Trudno powiedzieć, czy to dużo czy mało — zastanawia się Małgorzata Szymkowska.
— Średnio udaje nam się sprzedać 1-2 stoły w ciągu miesiąca — ocenia Sławomir Machczyński.
Sprzęt podstawowy
Bilard to gra dla dżentelmenów, dlatego też osoba zainteresowana tym sportem — oprócz odpowiedniego kija, którego cena wynosić może nawet 1000 zł — powinna kupić odpowiedni strój. Sprowadzanie akcesoriów do gry na specjalne życzenie klienta nie stanowi jednak poważnego źródła dochodu firm sprzedających taki sprzęt.
— Najwięcej sprzedajemy typowych kijów, kredy oraz bil do gry. Jedynie od czasu do czasu sprowadzamy drogie kije na zamówienie. Nie da się jednak na tym zarobić — uważa Sławomir Machczyński.
— Zdarza się, że w klubach gra się czymś, co tylko z wyglądu przypomina kij bilardowy, ale tak na prawdę nim nie jest — opowiada pragnący zachować anonimowość przedstawiciel sklepu Bilard Shop.
Bez wynajmu i dzierżawy
Sprzętu do gry w bilard z reguły się nie wynajmuje.
— Stoły są bardzo ciężkie, trudno byłoby je komuś wypożyczać — zwraca uwagę Sławomir Machczyński.
Podobnie sytuacja wygląda w przypadku dzierżawy tych akcesoriów.
— Stół, który wydzierżawiamy, musi mieć nowe sukno. Gdy po miesiącach dostajemy go z powrotem, sukno nadaje się już do wymiany, a jej koszt to około 400 zł. Dzierżawa nie jest opłacalna — uważa Sławomir Machczyński.
Mistrzowska promocja
Firmy produkujące i sprzedające w Polsce sprzęt do gry w bilard mają nadzieję, że do popularyzacji tej dyscypliny sportu przyczynią się organizowane w kraju zawody światowej ligi pool bilarda. W promocję tej dyscypliny sportu włączył się Steve Davis, sześciokrotny mistrz świata w snookerze. W tym roku odwiedził on warszawskie kluby bilardowe i spotkał się z sympatykami tego sportu.