W rozgrywce UE z Rosją stan 3:2

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2014-06-27 00:00

Standardowy szczyt Rady Europejskiej w Brukseli zaczął się nietypowo, symbolicznym akcentem historycznym.

Szefowie państw i rządów współczesnej zjednoczonej — zawsze pamiętajmy, że tylko częściowo — Europy upamiętnili setną rocznicę wybuchu pierwszej wojny światowej, która spustoszyła kontynent. Akurat w sobotę 28 czerwca przypada rocznica zamachu w Sarajewie na austriackiego następcę tronu Franciszka Ferdynanda Habsburga, który stał się w 1914 r. bezpośrednim detonatorem wojny.

Legitymujący się demokratycznymi mandatami współcześni europejscy władcy spotkali się w Ypres na zachód od Brukseli, gdzie Niemcy w 1917 r. użyli pierwszy raz gazów bojowych — najpierw chloru, a później iperytu.

Przez wiele lat Unia Europejska przyzwyczaiła się, że tematyka wojenna to dla niej abstrakcja. Co prawda dwie dekady temu tuż pod unijnym bokiem rozegrała się tragedia Bałkanów, skalą ofiar momentami przypominająca obie wojny światowe. Ale powoli rany się tam zabliźniają, w znacznym stopniu dzięki światłej decyzji UE o ekspansji terytorialnej właśnie na Bałkany.

Po przyjęciu w ubiegłym roku Chorwacji na horyzoncie widać już Serbię, później Albanię, a docelowo można sobie wyobrazić na całym półwyspie połączenie się terytorialne UE z Grecją.

Niestety, zdecydowanie gorzej wygląda podobna perspektywa w kierunku wschodnim. Podstawowa różnica polega na tym, że w naszym regionie stoi na przeszkodzie potężna siła blokująca — Rosja. Dziesięć lat temu rozszerzenie granic Unii Europejskiej na wschód, które pokryło się z analogicznym poszerzeniem NATO, otworzyło front ostrej konfrontacji. Trudno ją nazwać zimną wojną, raczej skrytą. Dlatego przyjęty z inicjatywy Polski, formalnie wspartej przez Szwecję — przy nieukrywanej rezerwie czy wręcz niechęci wielu państw starej UE — program partnerstwa wschodniego idzie jak po grudzie. Pomyślany jako eksport zachodniej cywilizacji i unijnych wartości objął sześć republik poradzieckich i w związku z tym od początku został uznany przez Moskwę jako nieprzyjazny. W końcówce 2013 r. polem ostrej konfrontacji okazała się Ukraina, co spowodowało tragedię w Kijowie, zagarnięcie przez Rosję ukraińskiego Krymu oraz obecną faktyczną wojnę na pograniczu.

Szczyt w Brukseli/Ypres zaczął się w historycznej symbolice wojennej, ale w jego programie znajduje się punkt, do którego można odnieść tematykę… mundialową. Podpisanie w piątek trzech umów stowarzyszeniowych Unii Europejskiej z Ukrainą (drugiej części), Gruzją i Mołdawią zmienia aktualny wynik programu partnerstwa wschodniego na 3:2.

Dwa punkty zdobyte przez Władimira Putina to oczywiście Białoruś, która stała się współzałożycielką jego imperialnej Unii Euroazjatyckiej, oraz Armenia, która wkrótce dołączy. Szósty podmiot objęty programem to Azerbejdżan, który wykorzystując zasoby surowcowe, siedzi okrakiem na barykadzie i posiedzi jeszcze długo. Notabene poziom demokracji w tym kraju, rządzonym autorytarnie przez prezydenta Ilhama Alijewa, absolutnie wyklucza Azerbejdżan z programu stowarzyszania z UE, ograniczając kontakty do współpracy stricte gospodarczej.