Wiesław Wojas chciał być górnikiem. Został szewcem. Jednym z większych w Polsce. Teraz postepuje na parkiecie.
Dziadek szył, ojciec szył, w końcu, szyje syn. Taka tradycja. W rodzinnych stronach Wojasa wręcz norma. O Kalwarii Zebrzydowskiej i okolicach mówi się przecież, że to skórzana dolina. Wiesława Wojasa do butów wcale nie ciągnęło. Chciał być górnikiem. I to na poważnie. Skończył Akademię Górniczo-Hutniczą (na wydziale maszyn budowlanych). Został górnikiem. Jednak zamiast do kopalni na przodek, wrócił na Podhale. Tak się skończyła Wojasa przygoda z górnictwem. I rozpoczęła kolejna. Był 1981 rok. Niedoszły górnik został mechanikiem w Nowotarskich Zakładach Przemysłu Skórzanego Podhale w Nowym Targu.
Wojas jest niespokojnym duchem. Po półtora roku przy maszynach zaczęło go nosić. Wymyślił, że zostanie deweloperem. Skrzyknął kilku znajomych i wspólnie założyli przyzakładową spółdzielnię mieszkaniową. Nielichą, skoro postawiła pięć bloków w Nowym Targu i cztery w Krakowie. I kto wie, czy gdyby Wojas ciągnął ten biznes do dzisiaj, nie rywalizowałby na parkiecie giełdowym z JW Construction czy Dom Development. Od dzisiaj jego rywalami będą jednak Gino Rossi i NG2.
Harwardy hitem
Po bankructwie Podhala Wojas zaczął poważnie myśleć o kontynuowaniu rodzinnej tradycji. Nie wyważał otwartych drzwi. Pod koniec lat 80. od syndyka dawnego państwowego molocha kupił wydział produkcyjny, potem dokupował kolejne. Wpierw pracowało dla niego kilkudziesięciu ludzi, z czasem stu. W końcu kilkuset.
Początki Wojasa pamięta Andrzej Bachleda-Curuś, który w tym czasie sprzedawał buty w sklepie przy Krupówkach.
— Raz w tygodniu Wiesław przyjeżdżał do mojego sklepu przy Krupówkach z workami pełnymi butów, dwa, trzy fasony, w jednym kolorze, czasem w dwóch, ale na ich widok ustawiała się kolejka i wszystko znikało w mgnieniu oka — wspomina Bachleda.
I pierwszy rynkowy hit. Harwardy. Szły jak woda. Rocznie ponad 300 tys. par. Dzisiaj to marzenie, nikomu nie udaje się sprzedać tyle jednego modelu. Ale wtedy Wojas wygrał los na loterii. Sam je zaprojektował, wymyślił fason, znalazł specjalną skórę.
— Harwardy tak dobrze się sprzedawały, że musiałem zastrzec ich nazwę, bo pojawili się tacy, co je podrabiali — mówi Wojas.
Ale na rynek i tak trafiały przeróżne howardy i carwardy. Zresztą farta miał Wojas często. Kolejnym był model półbuta z dwoma zameczkami, też jego pomysłu, który sprzedawał się po 60 tys. par rocznie. Mało? W porównaniu z harwardami — tak. Ale dzisiaj, jak się komuś uda sprzedać 10 tys. par jednego modelu, to już sukces.
Dwa modele i pierwszy eksport, do Angli, pociągnęły Wojasa do przodu.
— I poszło — wspomina Wiesław Wojas początki własnej fabryki butów, które na metkach miały napisane: Zakład Produkcyjno-Handlowy Wojas. Właściwie mają do dzisiaj, bo nazwa firmy, choć brzmiała nieco anachronicznie, nie zmieniła się przez te lata.
W sieci
Dzisiaj po dawnej firmie Wojasa pozostały tylko metki w butach i widok z okna gabinetu na smętne resztki tego, co niegdyś było Nowotarskimi Zakładami Przemysłu Skórzanego Podhale.
W nowoczesnej fabryce, nieopodal dawnego molocha, powstają buty damskie, męskie, młodzieżowe oraz dziecięce, a także ochronne i robocze. Rocznie opuszcza ją ponad pół miliona pudełek z butami. Dzięki temu, że Wojas postawił na obuwie całoroczne (50 proc. przychodów) nie targają nim koniunkturalne wiatry, zimne lata i ciepłe zimy.
Choć z drugiej strony, i nie dotyczy to tylko Wojasa, lecz całej branży, produkcja butów w Polsce maleje. O ile w 2000 r. krajowa produkcja dominowała na rynku, sięgając 66,4 proc., o tyle w 2006 r. spadła do ledwie 34,9 proc. Krajowe obuwie stopniowo wypierane jest przez importowane. I to nie brzmi obiecująco.
Tak czy inaczej, Wojas pozostaje trzecim graczem na rynku obuwia w Polsce, za NG2 z Polkowic i Gino Rossi ze Słupska.
Od 1996 r. tworzy sieć sprzedaży przez spółkę Wojas Trade Sp. z o.o. W 65 sklepach Wojasa, zlokalizowanych głównie w centrach handlowych, pracuje ponad 200 pracowników. Wojas za pieniądze z giełdy chce podwoić ich liczbę. W najbliższych dwóch latach Wojas Trade ma zarządzać siecią 120 sklepów, z których 12-15 powstanie jeszcze w tym roku. To będzie kosztować. Średni koszt uruchomienia jednego salonu firmowego wynosi od 150 do 250 tys. zł, które zwrócą się nie szybciej niż po roku. Kilka salonów Wojasa powstanie również w Czechach, na Węgrzech i Słowacji.
Na rozwój sieci handlowej spółka zamierza przeznaczyć z emisji około 23 mln zł.
Pieniądze z giełdy, około 13 mln zł, mają też pomóc w rozbudowie i modernizacji zakładu produkcyjnego.
Odważne plany inwestycyjne mogą się jednak odbić na kieszeni akcjonariuszy. Wiesław Wojas zapowiedział, że do 2010 r. nie planuje wypłaty dywidendy. Ale jak się chce budować silną polską markę, trzeba zacisnąć pasa. n
Glany, martensy, rumunki
Noszą je żołnierze i budowlańcy. Upodobały je sobie różne subkultury — hippisi, punki lub skini. Dla nich to po prostu glany, czyli ciężkie buty, przeważnie czarne, zachodzące za kostkę (a niekiedy nawet do kolan), wzmocnione blachą na czubie. Najpopularniejsze, tzw. dziesiątki (od liczby dziurek) ważą od 800 nawet do 1000 gramów każdy. Niegdyś każdy szanujący się punk robił swoje glany i sam dobierał kolor sznurowadeł, który był istotnym elementem obuwia, bo wyrażał przekonania społeczne. W PRL funkcję glanów często pełniły tzw. rumunki — robocze buty importowane z Rumunii. Najsłynniejszymi producentami glanów są: Heavy Duty, KMM, Revenger, Underground, Dr Martens.
Hotelarz z przypadku
Wiesław Wojas, gdyby chciał, byłby zapewne drugim Tadeuszem Gołębiewskim. Pierwszy krok już uczynił. W Zakopanem, w dawnym hotelu należącym do znanej przed wojną artystki estradowej Stamary (Marii Budziszowskiej), urządził czterogwiazdkowyhotel Stamary. Przy nim kolejny hotel Wojasa Skalny wygląda jak ośrodek wczasowy.
Wojas w liczbach
539
tys. Tyle par butów wyprodukował Wojas w 2006 r.
3,7
proc. Tyle rynku obuwia w Polsce miał Wojas w 2006 r.
2
Tyle klubów sportowych sponsoruje Wojas: KS Szarotki Nowy Targ i Wojas Podhale Nowy Targ.
Skakanie przez skórę
Najbardziej znanym obrzędem górniczym jest skok przez skórę. Od stuleci symbolizuje przyjęcie do stanu górniczego. Lisy — kandydaci na górników — stają przed rozpiętą skórą. Doświadczony górnik, zwany Starą Strzechą, zadaje im pytanie: Czy gotowi jesteście, lisy, wejść do stanu górniczego? Czy zdajecie sobie sprawę z trudności związanych z tym zawodem? Następuje kulminacyjny moment obrzędu. Na wezwanie Starego Strzechy: Skacz, w imię Boże! — przeskakuje przez skórę, staje na baczność, a Lis-major dotyka jego ramienia końcem szpady. Trzymający skórę profesorowie, opasują nią na chwilę lisa i przekazują w ręce opiekuna, kogoś w rodzaju ojca chrzestnego, z reguły doświadczonego górnika.
Jacek
Konikowski