Walka z inflacją — długa, lecz zwycięska

Jacek Kowalczyk
opublikowano: 2014-01-02 00:00

Sukcesy 25-lecia

POLITYKA MONETARNA

Kiedy polska gospodarka wychodziła z komunizmu, jednym z pierwszych wyzwań, z którymi musiała się zmierzyć, było urealnienie cen. W chwili wejścia w życie ustawy Wilczka inflacja sięgała 90 proc. rocznie, a uwolnienie cen przez rząd Tadeusza Mazowieckiego i Leszka Balcerowicza nakręciło spiralę inflacyjną, która w kilkanaście miesięcy zdeptała wartość złotego. W lutym 1990 r. inflacja w Polsce sięgała już 1183 proc. Ludzie uciekali od złotego i kupowali nielegalnie dolary — w pewnym momencie amerykańska waluta stanowiła aż 75 proc. pieniędzy znajdujących się w obiegu.

Na szczęście, to był szczyt inflacyjnego szaleństwa. Po terapii szokowej Leszka Balcerowicza wartość złotego zaczęła się stabilizować — w lipcu 1990 r. inflacja zeszła poniżej 1000 proc., w październiku przebiła próg 500 proc., a w styczniu 1991 r. spadła nieco poniżej 100 proc. Polska oficjalnie zamknęła okres hiperinflacji. Pożar został ugaszony, ale jeszcze sporo było do zrobienia.

Choć ceny zostały urealnione, wspomnienie hiperinflacji było żywe wśród obywateli, przez co presja inflacyjna nadal tliła się w gospodarce. Prawie do końca lat 90. inflacja wynosiła kilkadziesiąt lub kilkanaście procent, a to nie pozwalało gospodarce zdrowo się rozwijać. Narodowy Bank Polski (NBP) musiał odbudować zaufanie do złotego i przekonać Polaków, że nie ma podstaw, by ceny w sklepach nadal tak szybko rosły.

Pierwszym krokiem była denominacja z 1995 r., dzięki której przy zakupie pieczywa na śniadanie przestaliśmy obracać tysiącami, a zaczęliśmy po prostu złotymi (1 PLN zastąpił 10 tys. starych PLZ). To sprawiło, że nasza waluta przestała przypominać obcokrajowcom i zagranicznym inwestorom walutę kraju trzeciego świata. Od tego momentu bank centralny mógł stopniowo wprowadzać wymienialność złotego na inne waluty.

W 1997 r. nowa Konstytucja RP powołała do życia Radę Polityki Pieniężnej (RPP) i dała jej narzędzia do zarządzania akcją kredytową i depozytami bankowymi, a od 2000 r. całkowicie upłynniono kurs polskiej waluty. Eksperyment zakończył się pełnym sukcesem — staliśmy się gospodarką otwartą na przepływy kapitałowe, a ceny w sklepach zaczęły w końcu rosnąć w tempie, do jakiego przyzwyczajeni są obywatele krajów rozwiniętych. W maju 2002 r. inflacja po raz pierwszy zeszła poniżej celu wyznaczonego przez NBP, wynoszącego 2,5 proc. (spadła do 1,9 proc. z 3 proc. miesiąc wcześniej).

Od tego czasu ani na chwilę ceny nie wymknęły się spod kontroli RPP. Mimo że nasza gospodarka przechodziła wzloty i upadki, a kurs złotego mocno się chwiał, tylko w jednym miesiącu (maj 2011 r.) inflacja sięgnęła 5 proc. Obecnie wynosi zaledwie 0,6 proc. i jeśli już czegoś boją się ekonomiści, to raczej deflacji (spadku cen konsumpcyjnych) niż nadmiernej inflacji. To dowód na to, że złoty spełnia warunki dojrzałej, szanowanej waluty.