Po przerwie tuż przed godziną 13.00 sąd postanowił nie uwzględnić wniosku obrońców o uchylenie zakazu opuszczania kraju. Na kolejnych dwóch terminach przesłuchiwany będzie Marek Szuszkiewicz, dyrektor z KNF, zaraz potem zeznawać zaczną tzw. wielkie nazwiska - czyli m.in. członkowie rad nadzorczych. Na początek prof. Tomasz Szapiro i Richard Mbewe. Wkrótce sędzia przekaże terminy rozpraw do czerwca, lub września.

Adwokat składa wniosek dotyczący świadka: całą sprawa toczy się od 2006 r., w kiedy moi klienci zostali zatrzymani, a potem dostali zakaz opuszczania kraju. Pamiętając o tym, że są zastosowane również środki zabezpieczające, to biorąc pod uwagę postawę moich klientów, współpracę z obydwoma syndykami, stawianie się na każdą rozprawę, nigdy nie wpływali na prawidłowy tok postępowania, moi klienci złożyli wyjaśnienia. Uważam, ze na tym etapie postępowania nie jest niezbędny zakaz opuszczania kraju i zatrzymanie ich paszportów. Ten dyskomfort życiowy trwa prawie osiem lat, świadkowie mają dzieci, współpracują, wydaje się, że ten środek nie jest niezbędny i na tym etapie nadmiernie surowy. Proszę o uchylenie tego jednego środka.
Prokurator:
Proszę o nieuwzględnienie tego wniosku.
Pełnomocnicy oponują przeciwko wnioskowi: Syndycy nie wskazują na współpracę, Bolejemy nad tym długim postępowaniem, ale znajmy proporcję, mając na uwadze domniemanie niewinności, jednak proszę o nieuwzględnienie tego wniosku.
Adwokat: Żaden sąd nie stwierdził winy moich klientów. W mojej ocenie zdając sobie sprawę pod jakimi zarzutami są moi klienci, ale sąd powinien mieć na uwadze tylko prawidłowość toku postępowania, a w mojej ocenie to nie jest zagrożone.
Pełnomocnicy: Oskarżeni odpowiedzieli jedynie na te pytania, na które chcieli. Przedmiotem badania sprawy są również transakcje transgraniczne.
Adwokat:
To nie jest wina moich klientów, że postępowanie trwa tak długo. Wina moich klientów nie jest przesądzona, proces trwa.
Sędzia:
Podejmę decyzję po przerwie. Wpłynęły uzasadnienia dotyczące przesłuchania kolejnych świadków razem z ich adresami, o co prosiliśmy wcześniej. To dość obszerne dokumenty. Strony zajmą stanowisko dotyczące tych wniosków na następnym posiedzeniu. Na wniosek oskarżycieli o ukaranie świadka Arkadiusza R., nie ma żadnych podstaw do stosowania kar porządkowych. Teraz zarządzam przerwę 10 minut dla zastanowienia się nad wnioskiem o zwrot paszportów.
Ostatni dziś świadek, Sławomir K, lat 36, programista, były pracownik WGI.
Współpracowałem z WGI jeszcze przed uzyskaniem licencji DM, od 2001 czy 2002 r. Pracowałem około dwóch lat. Potem padła propozycja by zacieśnić współpracę, i właściwie to był początek końca. Niedługo potem wyjeżdżałem do USA, dlatego nie chciałem tu pracować. Odpowiadałem za elektroniczne wydawnictwa WGI, potem zaczęliśmy tworzyć klub rozrywkowy. Formalnie jednak nie miałem umowy o pracę z WGI. Dopiero potem tę współpracę sformalizowaliśmy, ja założyłem działalność gospodarczą.
Pytania prokuratora:
Czy miał pan rachunek inwestycyjny w WGI?
- Tak, ale nie mam pojęcia jaki to był rachunek.
W jakim celu?
- Na początku były tam przelewane pieniądze na moje potrzeby, w ten sposób korzystaliśmy z tego rachunku, później nie wiem, co się z tym rachunkiem działo. Wypłacałem regularnie około 3-4 tys. zł miesięcznie.
Zeznania świadka z 2008 r.:
Łukasza K. znam od dziecka, mieszkaliśmy w jednym mieście. Potem, kiedy wyjechał na studia również nie straciliśmy kontaktu. Łukasz dużo i chętnie opowiadał o swojej pracy. Moim zadaniem było stworzenie informatora o WGI, w którym były informacje o ofercie WGI oraz artykuły pisane przez współpracowników WGI, jak Richard Mbewe.
Odpowiedzi na pytania prokuratora i pełnomocników ostarżycieli:
- Potwierdzam w większości te zeznania. Ale kiedy sam składałem zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa, musiałem sam przypomnieć sobie chronologię.
Jaką działalność prowadziła pana spółka Orlean?
- To był klub rozrywkowy w centrum stolicy. Działał w około 2002 r. Kiedy chciałem zakończyć współpracę z WGI, ja tę spółkę po prostu sprzedałem. Komu? Nie pamiętam. To mógł być Arkadiusz R. Nie szukałem nabywcy, zadzwoniłem do Łukasza i poprosiłem go, żeby z tą spółką coś zrobili.
Kto prowadził interesy tej spółki?
- Przypuszczam, że to Łukasz, choć nie osobiście, bo tam byli zatrudnieni ludzie. Ja nie miałem kompletnie czasu na zajmowanie się sprawami tej spółki.
Czy spółka Orlean była finansowana za pomocą pożyczek w WGI?
- Nie pamiętam.
A jaki wynik finansowy spółka miała w czasie, kiedy pan był jej szefem i właścicielem?
- Ja nie miałem pojęcia, to był powód, dla którego się rozstaliśmy.
Co znaczy, że korzystał pan z rachunku WGI?
- Mógł korzystać z niego kto inny, bo syndyk zwrócił się do mnie z żądaniem kwoty, której zażądał ode mnie syndyk. Jeśli to nie były przekłamania w dokumentach, to ktoś z niego musiał korzystać. Ja nie dokonywałem żadnych wpłat na ten rachunek. Nie byłem informowany o jego stanu. Nie mam też pojęcia jaki to był rachunek, jaki miał status - czy inwestycyjny czy bankowy. To co wcześniej mówiłem, że to rachunek inwestycyjny, mogło być w czasie przesłuchania mi zasugerowane.
Na czyje był nazwisko?
- Musiał być na moje, bo jak inaczej mógłbym wypłacić jakieś środki?
Czy pan wie, jaki był stan tego rachunku?
- Nie kontrolowałem, nie wiem, nie czułem potrzeby.
Jaka była wysokość kwoty, o jakiej zwrot zwrócił się do pana syndyk Kretkiewicz?
- O ile dobrze pamiętam, ponad milion złotych.
Dlaczego miał pan dosyć współpracy?
- Żyłem dość intensywnie, często podróżowałem do Żywca, trochę miałem problemy ze zdrowiem.
Obrońcy
Czy pana wyjazdy do USA miały coś wspólnego z firmą WGI?
- Nie. Pożyczyłem 4-5 tys. zł na bilety od firmy.
Czy firma Orlean mogła robić coś więcej oprócz prowadzenia klubu?
- Nie pamiętam, wydaje się że wynajmowała lokal.
Kolejny fragment zeznań z 2009 r.
O ile pamiętam, zostałem poinformowany że z mojego rachunku w WGI prowadzonego przez BRE Bank mogę korzystać tylko w jednej placówce. Każdorazowa dyspozycja wypłaty musiała wyjść z WGI. Wysokość wypłat ustalałem z Łukaszem K., to miała być rekompensata za przyjazdy do Warszawy i za pracę. Wypłaciłem około 60 tys. zł. Nie wykazywałem tych dochodów w zeznaniach podatkowych, to była praca na czarno. Nigdy nie wykonywałem wpłat. Dwa razy wypłacił z niego Łukasz K. 30 tys. zł i 100 tys. zł. Za tę kwotę m.in. zakupiłem spółkę Orlean, w tej transakcji miałem być figurantem. Pokwitowania nie było. W 2008 r. syndyk zwrócił się do mnie o zwrot 1,5 mln zł, które miały być wypłacone przeze mnie z tego rachunku. Nie wiem, kto wypłacał pieniądze z konta wystawionego na moje nazwisko.
Pytania prokuratora i pełnomocników oskarżycieli:
Kto wypłacał te pieniądze z pańskiego konta?
- Nie mam pojęcia. Nie otrzymywałem wyciągu i trudno mi powiedzieć, czy byłem w tym banku, żeby podpisać umowę o prowadzenie rachunku.
Czy kończąc współpracę z WGI, był pan w banku, żeby wydać jakieś dyspozycje?
- Nie wiem.
A czy po uzyskaniu informacji od syndyka podjął pan próby śledzenia skąd ta kwota się wzięła?
- Uznałem, że to już musztarda po obiedzie, nie miałem co śledzić historię rachunku. Jedyne co zrobiłem, to złożyłem zeznania. Wyszedłem z założenia, że lepiej, żeby ktoś się tym profesjonalnie zajął, Doradzono mi, żebym złożył zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Chciałem się spotkać z syndykiem i wyjaśnić tę sprawę, ale nie podejmowałem prób wyjaśniania tego z zarządem WGI. Kiedy byłem an przesłuchaniu w ABW, zadzwoniłem do syndyka, żeby się spotkać. Usłyszałem, że to sytuacja patowa, on to widzi tylko w słupkach, ale nie ma żadnych dokumentów potwierdzających ten stan rzeczy. Finalnie nie spotkaliśmy się.
O jakim przestępstwie pan zawiadomił?
- Nie pamiętam.
Czy może pan przypuszcza, kto mógł być tą osobą?
Protest obrońcy, sędzia pyta, czy świadek wie, kto mógł być taką osobą.
- Nie wiem.
Obrońca:
Czy pani Ewa K. wystawiała panu tylko zlecenia wypłaty czy też jakieś inne?
- Nie pamiętam, nie pamiętam tytułów tych dokumentów.
Kto panu doradził złożenie zawiadomienia?
- Poszedłem z tą sprawą do prawnika, pokazałem mu pismo od syndyka, przedstawiłem sytuację, że nie wypłacałem tych kwot. Zawiadomienie było w reakcji na pismo syndyka.
Czy pan wiedział na którymkolwiek etapie informację, by działalność WGI była niezgodna z prawem?
- Nie. Nie miałem żadnej wiedzy, by księgowość się tam nie zgadzała.
Obrońca przytacza zeznania:
Wypłaty dokonywałem w Warszawie ale także w Żywcu. Nie znałem stanu konta założonego na moje nazwisko. Nigdy nie miałem świadomości, że działalność WGI nie jest zgodna z prawem i że nie zgadza się tam księgowość:
Pytanie obrońcy: skąd takie pańskie przeświadczenie?
- Z prasy.
Oskarżyciel:
Powiedział pan, że otrzymał pan wynagrodzenie na czarno. Czy to było zgodne z prawem?
- Nie, nie było. Ale według informacji, które miałem, to konto nie podlegało jakimś formom opodatkowania, bo dotyczyło rynku forex. Tak, przez jakiś czas pracowałem na czarno, ale wówczas to tak nie wyglądało. Byliśmy dobrymi znajomymi, chłopcy mieli pieniądze, prowadzili poważną spółkę, wydawało mi się, że to ich prywatne pieniądze, które w coś inwestują, według swojego uznania. No, ok, w dzisiejszym świecie tak funkcjonuje kilka milkionów Polaków.
Mówiąc chłopcy ma pan na myśli członków zarządu?
- Tak.
Czy panu wiadomo, dlaczego Maciej S. nie założył tego konta na własne nazwisko, w kontekście spółki Orlean?
- O tym figurancie, chciałbym uściślić, że to było stwierdzenie do którego doszliśmy w trakcie przesłuchania, padło ze strony funkcjonariusza ABW, że zostałem zrobiony słupem, figurantem, ale wówczas to tak nie wyglądało.
Czy został pan w jakiejkolwiek innej inwestycji figurantem?
- Nie, nigdy.
Koniec przesłuchania.
Kolejny świadek, Grażyna D., lat 57, tłumacz przysięgły w Belgii, poszkodowana.
Upłynęło osiem lat, niektóre rzeczy mogły mi się zatrzeć. W 2004 r. byłam pracownikiem francuskiej firmy, z powodów rodzinnych mieszkałam w Polsce od 1997 r. Osoba, która przybyła z Zachodu, nie orientowała się w sytuacji rynku finansowego w Polsce. W 2004 r. miałam ogromny problem z pracą. Znalazłam się bez środków do życia. Miałam oszczędności, które zdeponowałam w polskim banku. Byłam jedyną osobą utrzymująca rodzinę, w jednym momencie znalazłam się w depresji. Lekarz internista wiedziała o moich problemach. Zaproponowała mi współpracę z doskonałym doradcą finansowym. Trzy dni później znalazł się on przed moimi drzwiami. Zgubiło mnie zaufanie na 100 proc. do swojego lekarza.
Podpisałam umowę z WGI Consulting. Ta kobieta, doradca finansowy, pomogła mi przelać środki, później już jej niestety nie widziałam. Zespół opisywała jako prężny i młody, rada nadzorcza budziła mój szacunek, ponad 20 osób z grona politycznego i ekonomicznego zapewniały mnie, że moje pieniądze są bezpieczne. Otrzymywałam comiesięczne raporty finansowe - ostatni z 31 marca 2006 r. informował, że mam 216,1 tys. zł. Sądziłam, że spółka jest dobrze prowadzona, nie widziałam zagrożenia. To rozczarowanie największe w moim życiu. Złożyłam wypowiedzenie umowy z prośbą o wycofanie środków w kwietniu 2006 r. Zgodnie z regulaminem umowy do 10 maja 2006 r. powinnam otrzymać środki. Nic nie zostało mi wypłacone. Później KPWiG poinformowało mnie pisemnie, że na moim koncie jest tylko 70 tys. zł. Gdzie się podziała reszta?
Ponieważ nie odzyskałam tych środków, prowadziłam samotną walkę. Jestem ofiarą wyzysku, powierzyłam im wszystkie swoje środki i później nie miałam żadnej możliwości obrony prawnej, bo nie było mnie na to stać. Dlatego wyjechałam do swojego drugiego kraju w poszukiwaniu pracy, zostawiając dzieci w Polsce. Przyjechałam tu dziś, żeby odzyskać wiarę, że moje środki nie zostały utracone, bo zgodnie z umową nie ja popełniłam błąd, ale błąd popełnił moim zdaniem syndyk, nie uwzględniając mojej wierzytelności. Chcę naprawienia szkody w kwocie 216,1 tys. zł, nie mówiąc już o zwrocie prowizji za zarządzanie.
Na razie strony nie mają pytań, sędzia czyta zeznania z postępowania przygotowawczego.
Pytania prokuratora:
Czy mogłaby pani przybliżyć okoliczności złożenia wypowiedzenia?
- Z panią Martą S., pracownicą WGI, miałam kontakt nawet raz w tygodniu. Chciałam mieć osobisty komfort, że wszystko jest w porządku. W styczniu-lutym 2006 r. usłyszałam od kogoś o złych wynikach WGI i radę, że powinnam zadbać o swoje pieniądze. Udałam się osobiście z synem na ulicę Chłodną i poprosiłam o spotkanie z Martą S. Dziwnym trafem po raz pierwszy byłą ona bardzo zajęta, z racji tego emocje wzięły górę, zmusiłam panią S. do przybycia z załącznikiem do wypełnienia. Pani S. opierała się, nie wyrażała chęci, dlatego stwierdziłam, że to niebezpieczny moment. Dlatego nakazałam jej podpisanie załącznika z pieczątką o likwidacji mojego rachunku. To trwało co najmniej godzinę. Bez mojej konkretności w tym wypadku, myślę, że nie byłoby podpisu.
Pytanie obrońcy
Czy pani nie otrzymała żadnej rekompensaty?
- Od syndyka otrzymałam jedno pismo. Wszyscy byli poinformowani o wartości rachunku. Przybyłam z dokumentacją dwóch przelewów, jakich dokonałam na rachunek WGI, ale powiedziano mi że należy zadośćuczynić wszystkim wierzycielom, więc nie miałam wyjścia co bym chciała. Chciałam odzyskać swoje środki, ale nie otrzymałam wówczas odpowiedzi na jaką kwotę. Otrzymałam potem kwotę niezadowalającą: 28 lutego 2008 r. - 56,1 tys. zł, i druga - absolutnie niezrozumiała kwota - 22 maja 2009 r. - 26,7 tys. zł.
Prokurator:
Czy w żądanej kwocie 216 tys. zł uwzględniła pani tę kwotę zwrotu?
- Nie.
Koniec zeznań tego świadka, sędzia ogłasza krótką przerwę.
Na wokandzie pięć nazwisk świadków. Stawiło się jednak trzech. Oskarżeni w komplecie, nie stawił się żaden z oskarżycieli posiłkowych. Sędzia zaczyna przesłuchanie Jana F., lat 77, ekonomisty, audytora ksiąg WGI SA.
Z prasy wiem, że w WGI DM nastąpiły jakieś finansowe nieporozumienia. Czego dotyczą, nie wiem. Mogę powiedzieć, że przeprowadzałem badanie bilansu spółki w 2003 -2005 r. Za 2006 r. sprawa już się załamała, miałem również badać ten bilans, ale sprawa została odwołana. W tym czasie WGI przekształciło się w DM, działanie DM było poza moim zainteresowaniem, nie przedstawiono mi DM do badania. Jeśli chodzi o samo badanie, przebiegało normalnie, zgodnie z zasadami badania. Ponieważ WGi zajmowało się specyficzną działalnością finansową, zwracałem uwagę na to, by środki finansowe miały odpowiednie potwierdzenie z banków, na odpowiednią ewidencję wkładów. Wyniki mojego badania nie wskazywały na jakieś nieprawidłowości, typu zaniedbania, czy lokowania środków w niewłaściwe miejsca. Walne zgromadzenia przyjmowały moje badania, a nadzór korporacyjny nie zgłaszał zastrzeżeń.
Pytania obrońcy:
Czy sposób prowadzenia księgowości WGI był poprawny?
- Ja służyłem głównej księgowej fachową pomocą, w początkowym okresie ewidencja wymagała udoskonaleń, uporządkowania, to z roku na rok staraliśmy się poprawiać.
Czy w trakcie badań miał pan jakiekolwiek trudności z uzyskiwaniem dokumentów niezbędnych do ich przeprowadzenia?
- Nie, nie miałem jakichkolwiek problemów. Księgowa była tolerancyjna przy wdrażaniu moich uwag, starała się je wdrażać, badanie przebiegało spokojnie i dokładnie.
Czy którykolwiek audyt wykazał jakieś niepokojące praktyki?
- Ja ich nie stwierdziłem, szczególnie w dokumentacji roboczej. Gdybym stwierdził, to opinia byłaby z zastrzeżeniem.
Czy pamięta pan, czy w trakcie przekształcania WGI w spółkę akcyjną, zostało przeprowadzone podniesienie kapitału zakładowego?
- Trudno mi powiedzieć.
Czy panu wiadomo, by WGI po przekształceniu w DM zarząd WGI zawarł umowę z Ernst & Young na badanie raportów?
- Nie wiem.
A czy panu wiadomo, by zarząd chciał zawrzeć taką umowę z jedną z dużych form z tzw. wielkiej czwórki, czy wtedy piątki?
- Nie wiem, to mogło się zbiegnąć z moją ostatnią fakturą.
Sędzia czyta zeznania świadka z maja 2007 r.
Pytania prokuratora:
Wcześniej powiedział pan, że badał pan bilanse za lata 2003-2005, a z zeznań wynika, że to lata 2001-2004.
- Tak wynikało z moich dokumentów. Musiałem też badać wcześniejsze, bo mam tu rachunki za to. Za 2005 r. badałem, ale faktura została anulowana i nie było opinii za 2005 r.
Świadek zakończył zeznania.
W zeszły czwartek 12 grudnia sąd okręgowy w procesie odwoławczym uniewinnił pracowników Komisji Nadzoru Finansowego (KNF) – poprzedniczki Komisji Papierów Wartościowych i Giełd (KPWiG) - od zarzutów karnych. Proces wytoczyła grupa poszkodowanych przez WGI, argumentując, że sąd nie przeprowadził wszystkich dowodów, nie zapoznał się w całości z uzasadnieniem aktu oskarżenia i nie ocenił prawidłowo dowodów. Zarzuty zostały oddalone w całości, a każdy z wnioskujących ma zapłacić 1 tys. zł kosztów sądowych.
Natomiast w czwartek, 19 grudnia sąd okręgowy rozpozna zażalenie na postanowienie prokuratora o umorzenie śledztwa przeciwko Andrzejowi S. (był podejrzany o ukrywanie dokumentacji WGI DM i utrudnianie w ten sposób postępowania upadłościowego), a także w sprawie ujawniania danych osobowych klientów City Gold, fałszowania wyciągów bankowych i poleceń przelewów, poświadczania nieprawdy w dokumentach finansowych, a także w sprawie nadużycia uprawnień i niedpoełnienie obowiązków przez syndyków WGI DM i WGI Consulting.