W wakacje 2015 r. „PB” ujawnił, że Włodarzewska, znany stołeczny deweloper z obligacjami na Catalyst, ma problemy z płynnością i nie płaci terminowo zobowiązań (CZYRAJ>>Włodarzewska zaklina rzeczywistość oraz Włodarzewska przyznaje się do problemów). Jerzy Szymański, prezes i największy akcjonariusz spółki, przekonywał, że wcale nie jest tak źle. Dobrze jednak też nie było i wciąż najwyraźniej nie jest. Do poniedziałku Włodarzewska powinna wykupić publiczne obligacje dwóch serii, warte łącznie ponad 17,5 mln zł, ale - jak podał serwis obligacje.pl - na konta Krajowego Depozytu Papierów Wartościowych (KDPW) pieniądze nie wpłynęły.



- Jesteśmy w stałym kontakcie z KDPW, a całą sytuację mamy pod kontrolą. Rozmawiamy z obligatariuszami i maksymalnie w ciągu dwóch tygodni ze wszystkimi dojdziemy do porozumienia: bądź to w zakresie rolowania, co większość z nich zaakceptowała, bądź wykupienia papierów – zapewnia Jerzy Szymański.
Jak Włodarzewska informowała w raportach, w ostatnim czasie część obligacji jednej z serii została spłacona. Jak? Jerzy Szymański twierdzi, że w różny sposób. Potwierdza jednak, że częściowo swoistym barterem, poprzez sprzedaż obligatariuszom mieszkań deweloperskich z upustem.
To nie pierwszy raz, kiedy Włodarzewska spóźnia się z płatnościami dla obligatariuszy. Wcześniej miała niewielkie poślizgi z wypłatą odsetek, nieterminowo obsługiwała też kontrahentów, ZUS i fiskusa (obie instytucje miały hipoteki przymusowe na nieruchomościach spółki). Deweloper miał też, opiewające na niewielkie kwoty, opóźnienia w spłacie zobowiązań wobec obsługującego go BOŚ Banku. Nie spłacił też w terminie (do końca września 2015 r.) wartych prawie 20 mln zł kredytów, ale ostatecznie miesiąc później udało mu się wydłużyć termin ich uregulowania – do czerwca 2017 r.