Tauron to jedna z kontrolowanych przez państwo dużych grup energetycznych. Działa głównie na południu kraju, dlatego kryzys powodziowy dotyka jej klientów, sieci dystrybucyjne, a także liczne dolnośląskie elektrownie wodne.
Tauron podaje, że 8 z jego 33 elektrowni wodnych jest zalanych i nie pracuje. Ponadto w trakcie weekendu ewakuowano załogi z wielu elektrowni, uszkodzeniu uległo oświetlenie w 68 gminach, powodzią dotkniętych zostało również kilkudziesięciu pracowników grupy.
Szok na zebraniu
We wtorek do kryzysu żywiołowego doszedł Tauronowi kryzys komunikacyjny. Z samego rana prezes Wód Polskich, Joanna Kopczyńska, zaalarmowała publicznie, że jej instytucja nie została poinformowana „o nieprognozowanym zrzucie ze zbiornika, którego administratorem jest elektrownia wodna Lubachów, należąca do spółki Tauron”.
„I ta woda idzie na Marszowice. Zadziałaliśmy wczoraj wieczorem. Ponad 100 żołnierzy pojechało układać worki na wałach. Układanie worków jest utrudnione. Nie wiadomo, czy nie będzie potrzebna ewakuacja” – tak PAP cytował szefową Wód Polskich.
- Zrzut wody i brak informacji, to jest szokujące – tak skomentował to premier Donald Tusk na wtorkowym zebraniu sztabu kryzysowego we Wrocławiu.
Zarząd na cenzurowanym
Mocne słowa premiera sprawiły, że w branży zawrzało. Zastanawiano się nad przyszłością zarządu Tauronu, nadzorowanego przez resort aktywów państwowych, gdyby zarzuty szefowej Wód Polskich okazały się prawdziwe. Wody Polskie są z kolei pod nadzorem resortu infrastruktury.
W reakcji Tauron szybko rozesłał komunikat informujący, że „działa zgodnie z wytycznymi sztabu kryzysowego”. Tłumaczył, że w niedzielę doszło do „niekontrolowanego przelania się wody przez koronę tamy przy elektrowni wodnej Lubachów”.
„Stało się to po jednym z największych w historii dopływów wody do zbiornika, niemożliwym do kontroli” – podkreślał Tauron w komunikacie.
Kwity na zgodę
We wtorek po południu zarząd Tauronu zabrał głos na specjalnym briefingu. Prezes Grzegorz Lot podkreślał, że zarzuty, które padły po adresem firmy, są nieprawdziwe i nieuprawnione. Tauron nie dokonał żadnego zrzutu wody, który nie byłby uzgadniany czy komunikowany. Prezes przypomniał, że firma przeprowadza upusty wody, ale każdy z nich wymaga zgody centrum zarządzania kryzysowego w Świdnicy. Podkreślił, że ma potwierdzenie każdej takiej zgody.
Co do wydarzeń z 15 września, o których wypowiedziała się szefowa Wód Polskich, to Grzegorz Lot przypomniał, że doszło do przelania zbiornika.
- Nie mieliśmy na to wpływu – mówi Grzegorz Lot.
Podkreślił, że Tauron właściwie informował władze o tym wydarzeniu, tzn. komunikował się z centrum kryzysowym i Wodami Polskimi.
- To, co usłyszeliśmy, było bardzo przykre również dla naszych pracowników, którzy walczą ze skutkami powodzi – zauważył Grzegorz Lot.
Szpila na koniec
W trakcie briefingu władze Tauronu wbiły też Wodom Polskim tzw. szpilę. Przypomniały, że Tauron proponował tej instytucji współpracę przy finansowaniu pracy feralnego zbiornika. Jeden z menedżerów przeczytał w trakcie briefingu fragment pisma odmownego, które w sierpniu przysłały firmie Wody Polskie. W dużym skrócie: Wody Polskie uznały, że zbiornik jest zbyt mały i nie będzie miał wystarczającego wpływu na próby zarządzania ewentualną falą powodziową.