Wojciech Iwaniuk, PlayWay i gry w Play2Chill

Dawid TokarzDawid Tokarz
opublikowano: 2023-10-08 20:00

Play2Chill rynku gier nie podbił, a i tak dał zarobić: PlayWayowi oraz… osobom i firmom związanym z szefem agencji Inner Value prowadzącej Play2Chill relacje inwestorskie

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • dlaczego notowana na NewConnect spółka Play2Chill (P2C) jest areną ostrego sporu korporacyjnego, którego różnymi odsłonami zajmowały się dwie różne prokuratury, a wciąż zajmują się sądy karny i cywilny?
  • jaką rolę w całej historii odgrywa Wojciech Iwaniuk, szef Inner Value, największej w kraju agencji ds. relacji inwestorskich obsługującej P2C, a jaką skonfliktowana z nim jego była już żona?
  • jakie osoby i firmy związane z Wojciechem Iwaniukiem zostały inwestorami P2C, i na jak preferencyjnych warunkach w momencie, gdy do spółki wchodził giełdowy potentat rynku gier — PlayWay (PW)?
  • jakiej mocno kontrowersyjnej transakcji nie chce komentować Krzysztof Kostowski, prezes i największy akcjonariusz PW?
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Notowany na NewConnect Play2Chill (P2C) to tylko jedna z ponad 80 spółek growych z notowanej na GPW grupy PlayWay, i bynajmniej nie kluczowa. Jest jednak areną ostrego sporu korporacyjnego, w którym są i zawiadomienia do prokuratury w sprawie szantażu oraz przywłaszczenia akcji, i sądowy pozew, i akt oskarżenia, i wojna byłych już małżonków, a przede wszystkim — objęcie udziałów po mocno preferencyjnej cenie przez krewnych i znajomych królika. Przy czym królik to Wojciech Iwaniuk, szef Inner Value (IV), największej w kraju agencji ds. relacji inwestorskich, obsługującej P2C i dbającej o jej wizerunek.

Nieprzypadkowi inwestorzy

PlayWay (PW) został większościowym inwestorem P2C w czerwcu 2019 r., gdy kupił 61,5 proc. udziałów od trzech założycieli spółki tworzących też jej zarząd: Tomasza Rózieckiego, Pawła Flanca i Pawła Brągoszewskiego. Umowy przedwstępne obie strony zawarły jednak już w kwietniu 2019 r., a ponieważ P2C od razu zakładał wejście na NewConnect (NC) i mocno mu się spieszyło, to growa spółka podpisała też kontrakt z IV na obsługę w zakresie komunikacji i relacji inwestorskich.

Alians P2C z PW wydawał się naturalny, bo flagowym projektem pierwszej firmy była gra „Motorcycle Mechanic Simulator” (MMS) — o tematyce zbliżonej do hitowej serii giełdowego potentata „Car Mechanic Simulator”. Mocno opóźniona premiera MMS z listopada 2021 r., mimo wsparcia jej promocją przez PW, okazała się jednak klapą. Tuż po niej kurs P2C runął o około 60 proc. i od prawie dwóch lat utrzymuje się w okolicy 5 zł, co przekłada się na niską kapitalizację spółki — rzędu 16 mln zł.

Wróćmy jednak do czerwca 2019 r. P2C pozyskała wtedy nie tylko PW, ale też innych inwestorów. Nieprzypadkowych. Udziałowcami firmy stali się: związani z PW menedżerowie Michał Baryła i Jakub Trzebiński, Sandra Iwaniuk (ówczesna żona Wojciecha Iwaniuka), Szymon Okoń (znajomy szefa IV, a jednocześnie prawnik z kancelarii SSW od lat pracującej dla grupy PW), jego żona Anna Grzywińska-Okoń, spółka Challange Twenty należąca do adwokata Marka Małeckiego (pracującego potem i dla Wojciecha Iwaniuka, i dla spółek z grupy PW) oraz spółka FKL powiązana z Mateuszem Leszczyńskim, kolejnym znajomym szefa IV.

Promocyjna cena

Co istotne — wszyscy objęli udziały w P2C po cenie dużo niższej niż ta z niewiele późniejszej oferty prywatnej (maj 2020 r.) i niż ustalona jako cena odniesienia przy debiucie spółki na NC (grudzień 2020 r.). Jak wśród nowych udziałowców znalazły się akurat te osoby i firmy? Według jakich kryteriów — jasnych czy arbitralnych — były dobierane? A w szczególności, czy decydujące były ich związki z Wojciechem Iwaniukiem, prezesem i większościowym właścicielem IV, czyli agencji, która do dziś dba o dobry wizerunek P2C i do której zadań należy przecież komunikowanie się ze wszystkimi inwestorami?

Te pytania nie doczekały się odpowiedzi. Wojciech Iwaniuk zapewnia, że nie uczestniczył „w budowie składu udziałowców P2C”. Krzysztof Kostowski, prezes PW, mówi, że dobór udziałowców był „domeną zarządu P2C i osób go wspierających”, a wywołany do tablicy zarząd P2C, że była to decyzja zgromadzenia wspólników spółki.

Tymczasem okoliczności zainwestowania w P2C Sandra Iwaniuk wspominała przed prokuratorem (o tym, w jakiej sprawie, za chwilę) następująco: „Przed podpisaniem aktu notarialnego zarząd [P2C — red.] zapewnił mnie, że inwestycja bardzo mi się opłaci i zarobię wielokrotność zainwestowanego kapitału (…) Schemat miał wyglądać tak, że przed debiutem spółki na rynku NewConnect przeprowadzona będzie dodatkowa emisja udziałów przy dużo wyższej wycenie niż ta, przy której ja obejmowałam udziały”.

Członkowie zarządu P2C stanowczo zapewniają, że „rozmowa o takiej treści” między nimi a Sandrą Iwaniuk „nie miała miejsca”. Kolejna emisja prywatna, przed debiutem na NC, i przy dużo wyższej wycenie, została jednak faktycznie przeprowadzona i — jak informowała agencja IV — zakończyła się sukcesem. W maju 2020 r. P2C sprzedał 217,5 tys. akcji i pozyskał 1,5 mln zł. Jeden walor spółki został więc wyceniony na 6,90 zł.

Inwestorzy, którzy pojawili się w spółce niecały rok wcześniej, obejmowali udziały, a nie akcje. Jednak uwzględniając parytet wymiany udziałów na akcje przy przekształceniu firmy ze spółki z ograniczoną odpowiedzialnością w akcyjną, można wyliczyć, że PW i związani z nim menedżerowie płacili za akcję po 15 groszy, a pozostali inwestorzy, związani z Wojciechem Iwaniukiem, po 89 groszy. Nawet w tym drugim wypadku było to więc prawie 8 razy taniej niż cena w kolejnej emisji i prawie 11 razy taniej niż cena odniesienia przy debiucie na NC (9,46 zł za akcję).

Pozew i akt oskarżenia

Łącznie inwestorzy związani z szefem IV za nieco ponad 350 tys. zł nabyli udziały P2C odpowiadające 395 tys. akcji i stanowiące prawie 15 proc. kapitału spółki. Jeden z największych pakietów (4,24 proc.) — dokładnie za 99 900 zł — objęła ówczesna żona Wojciecha Iwaniuka. Jednak w przeciwieństwie do pozostałych osób Sandra Iwaniuk, która rozstała się z szefem IV w ostrym konflikcie zaledwie kilka dni po objęciu udziałów (formalnie rozwiedli się w 2022 r.), akcjonariuszem P2C już nie została. Dlaczego? W tej kwestii zdania są mocno podzielone, a o tym, kto ma rację, rozstrzygną sądy: karny i cywilny.

Sandra Iwaniuk złożyła bowiem i pozew o zapłatę, i subsydiarny akt oskarżenia. Pozwała PW, P2C, członków zarządu P2C i wszystkich pozostałych udziałowców spółki, a także, co w całej historii jest chyba najciekawsze, firmę G43A kontrolowaną przez Lecha Iwaniuka, brata Wojciecha (więcej o tym za chwilę). Subsydiarny akt oskarżenia natomiast wniosła przeciwko ośmiu osobom: trzem członkom zarządu P2C i pięciu udziałowcom, a później akcjonariuszom tej firmy.

Sandra Iwaniuk twierdzi, że została oszukana, bo zarząd P2C nie zawiadomił jej o walnym z grudnia 2019 r., na którym miało dojść do przekształcenia firmy w spółkę akcyjną w uzgodniony sposób, czyli mejlem. Zawiadomienie o nim wysłał pocztą na adres, pod którym już nie przebywała, a mieszkał tam Maciej Nowak, dobry znajomy Wojciecha Iwaniuka, który był jego świadkiem na ślubie.

Władze P2C odrzucają zarzuty, twierdząc, że Sandra Iwaniuk nie stała się akcjonariuszką przez własne zaniedbania. Wskazała bowiem spółce taki, a nie inny adres zamieszkania, nie aktualizując go. Co więcej, dzień po walnym z 16 grudnia 2019 r., na którym się nie stawiła, Tomasz Róziecki, prezes P2C, wysłał jej mejla, w którym napisał, że ma miesiąc na złożenie oświadczenia o chęci uczestnictwa w spółce akcyjnej.

350,8 tys. złTyle łącznie wydali w czerwcu 2019 r. inwestorzy związani z szefem IV na udziały Play2Chill zamienione potem na akcje spółki...
9,1 mln zł... a tyle były te akcje warte w październiku 2021 r., kiedy notowania Play2Chill były rekordowe.

Zostawiony portfel

Była żona Wojciecha Iwaniuka przyznaje, że nie zauważyła tego mejla, ale przekonuje, że „przeoczenie jednego mejla nie może oznaczać wykluczenia mnie ze spółki”. Do tego jednak doszło na kolejnym walnym P2C 17 stycznia 2020 r. (co ciekawe, i to, i poprzednie walne z grudnia 2019 r. odbyły się w siedzibie IV). Wtedy to pozostali udziałowcy P2C zmienili uchwałę o przekształceniu firmy w spółkę akcyjną, proporcjonalnie dzieląc między sobą 112,5 tys. akcji, które miały przypaść Sandrze Iwaniuk.

Była żona szefa IV twierdzi, że wypełniło to znamiona przestępstwa przywłaszczenia. Dodaje, że choć Kodeks spółek handlowych mówi o tym, że akcje muszą być obejmowane co najmniej po cenie nominalnej, to jej walory zostały rozdzielone za darmo. Jej prawnik natomiast w akcie oskarżenia obrazuje to tak: jeśli ktoś był na spotkaniu towarzyskim i zostawił portfel, to nie można uznać, że wszyscy obecni w danym lokalu mogą podzielić się jego zawartością. Przekonuje, że akcje byłej żony Wojciecha Iwaniuka zostały przywłaszczone przez pozostałych wspólników P2C „bez jakiejkolwiek podstawy prawnej”.

P2C, PW i wszyscy pozostali udziałowcy spółki odrzucają te oskarżenia i zapewniają, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem, czego potwierdzeniem ma być m.in. fakt, że procedura przekształcenia została zatwierdzona przez sąd rejestrowy. Niektórzy przekonują też, że również w przypadku innych przekształcanych spółek dochodziło do takich proporcjonalnych podziałów akcji, które miały trafić do jednego ze wspólników, pomiędzy pozostałych, którzy wyrazili chęć uczestniczenia w spółce akcyjnej. Konkretnych przykładów jednak nie podają.

Niektórzy przekonują też, że również w przypadku innych przekształcanych spółek dochodziło do tego typu proporcjonalnych podziałów akcji, które miały trafić do jednego ze wspólników, pomiędzy pozostałych, którzy wyrazili chęć uczestniczenia w spółce akcyjnej. Konkretnych przykładów jednak nie podają.

Pozwani i oskarżeni podkreślają też, że prokuratura nie doszukała się w ich działaniach jakiegokolwiek przestępstwa i śledztwo z zawiadomienia Sandry Iwaniuk umorzyła. Rzeczywiście — o ile pierwsze dwie decyzje o umorzeniu były na skutek zażaleń niedoszłej akcjonariuszki P2C uchylane (pierwsza przez sąd, druga przez nadrzędną prokuraturę), o tyle trzecia już nie. W ostatecznej decyzji śledczych z lipca 2023 r. można przeczytać m.in., że „pokrzywdzona może dochodzić roszczeń na drodze postępowania cywilnego”. I tak też Sandra Iwaniuk robi, jednocześnie nie zamykając sobie drogi karnej (subsydiarny akt oskarżenia można złożyć w sądzie właśnie po wcześniejszym umorzeniu sprawy przez prokuraturę).

Niewyjaśniona transakcja

Rozstrzygnięcia, jakie zapadną w obu sprawach, będą istotne, ale w tej sprawie najciekawsze jest co innego: to, co się stało z akcjami, jakie miały przypaść Sandrze Iwaniuk, a trafiły w ręce pozostałych akcjonariuszy. Była żona szefa IV twierdzi bowiem, że zostały po cenie nominalnej (10 groszy za akcję) kupione przez… spółkę G43A kontrolowaną przez Lecha Iwaniuka, brata Wojciecha, a następnie sprzedane przez nią z olbrzymim zyskiem.

Część pozwanych udziałowców, a potem akcjonariuszy PC2 wprost zaprzecza, że sprzedała akcje G43A, ale nie wszyscy (zakupowi akcji nie przeczy też G43A). Wśród tych drugich jest PW, w którego odpowiedzi na pozew nie tylko nie ma zaprzeczenia, ale w jednym miejscu pojawia się sformułowanie: „oraz spółki G43A sp. z o.o., która nabyła akcje”. Co więcej, z dokumentu informacyjnego PC2 stworzonego na potrzeby wejścia spółki na NC można się dowiedzieć, że w kwietniu 2020 r. PW sprzedał „na rzecz osoby prawnej” — i po cenie nominalnej — 61 498 akcji PC2. Dokładnie taką liczbę walorów, jaką growy gigant otrzymał w ramach proporcjonalnego podziału walorów, które pierwotnie miały trafić do Sandry Iwaniuk.

Zapytaliśmy Krzysztofa Kostowskiego wprost, czy osobą prawną, której PW sprzedał akcje, była spółka G43A. A także dlaczego PW, jako spółka publiczna, sprzedał te walory po cenie nominalnej w sytuacji, gdy zaledwie miesiąc później zbywał kolejne akcje P2C po cenie 6,90 zł, czyli prawie 70 razy drożej? Szef PW odmówił PB odpowiedzi na te pytania. Tymczasem gdyby cena w transakcji z kwietnia 2020 r. była taka sama jak w kolejnych transakcjach z maja 2020 r., PW zainkasowałby nie 6,1 tys. zł, a 424,3 tys. zł.

Zarobieni przed debiutem

Mimo przeprowadzenia tak niekorzystnej transakcji oraz faktu, że P2C kariery na NC nie zrobił, PW nie może narzekać na zwrot z tej inwestycji. Na odkupienie 61,5 proc. udziałów w P2C od jej założycieli w czerwcu 2019 r. potentat rynku gier wydał 211,3 tys. zł, a ze sprzedaży niewielkiej części akcji w okresie do lipca 2020 r. uzyskał ponad 960 tys. zł, czyli prawie pięć razy tyle, ile włożył.

Z dokumentu informacyjnego PC2 wynika też, że jeszcze przed debiutem PC2 na NC sporo zarobili też inni inwestorzy związani z Wojciechem Iwaniukiem. Którzy ile, nie wiadomo, bo w dokumencie można przeczytać o transakcjach dokonanych przez „osoby fizyczne” czy „osoby prawne”. Ceny zawarcia tych transakcji wahają się jednak między 6,90 a nawet 21 zł za walor P2C, czyli są dużo wyższe niż cena płacona przez tych inwestorów rok wcześniej (0,89 zł).

Jedną z takich zanonimizowanych transakcji ze względu na jej wolumen można przypisać tylko Szymonowi Okoniowi. Ten partner kancelarii SSW na udziały zamienione potem na 112,5 tys. akcji wydał w czerwcu 2019 r. dokładnie 99 900 zł. 4983 akcje dostał za darmo w ramach podziału walorów, które miały przypaść Sandrze Iwaniuk. Łącznie dysponował więc 117 483 akcjami, z których 27 483 sprzedał 11 maja 2020 r. za prawie 190 tys. zł (po 6,90 zł). Na tym niedużym pakiecie zarobił więc 90 tys. zł i wciąż miał w portfelu 90 tys. akcji P2C.

Prokuratura szantażu nie widzi

Szymon Okoń, podobnie jak jego żona, nie odpowiedział na pytania PB i prośby o kontakt. Tak samo zachował się Lech Iwaniuk, prezes i większościowy udziałowiec spółki G43A, która od marca 2021 r. jest mniejszościowym udziałowcem IV, a której nazwa w zagadkowy sposób nawiązuje do adresu budynku w Warszawie, pod jakim mieszka Wojciech Iwaniuk. Komentarza w sprawie Sandry Iwaniuk i jej twierdzeń dotyczących G43A nie udzielił też Maciej Nowak, świadek Wojciecha Iwaniuka na ślubie, który wspólnie z Lechem Iwaniukiem zakładał G43A w listopadzie 2019 r. jako jej mniejszościowy udziałowiec (brak odpowiedzi tłumaczył tym, że nie zasiadał w zarządach spółek IV, G43A i P2C).

Na nasze pytania nie odpowiedział też Roman Krawczyk, prezes i większościowy udziałowiec spółki FKL, która została inwestorem P2C, choć na co dzień, jak wynika z jej sprawozdań, zajmuje się… prowadzeniem restauracji. Nie chciał z nami rozmawiać również Mateusz Leszczyński, znajomy Wojciecha Iwaniuka z upadłością konsumencką na koncie, który — jak wynika z informacji PB — ma duży wpływ na FKL.

Co do powiedzenia w całej sprawie ma sam szef IV, który od 2019 r. jest członkiem rady nadzorczej P2C (co oznacza, że gdyby sam był akcjonariuszem spółki, to od jej wejścia na NC musiałby informować rynek o wszystkich swoich transakcjach)? Wojciech Iwaniuk twierdzi, że od lutego 2022 r. „czuje się szantażowany” przez byłą żonę, a to dlatego, że ta w trakcie spotkań z nim, które nagrał, miała oczekiwać od niego kilkuset tysięcy złotych m.in. za „spokój w mediach”. Sandra Iwaniuk, która również dysponuje nagraniami spotkań z byłym mężem, kategorycznie zaprzecza tym twierdzeniom i tłumaczy, że spotykała się z Wojciechem Iwaniukiem, by ten jako osoba jej zdaniem zaangażowana w wydarzenia wokół P2C zrekompensował jej poniesioną szkodę.

Żadnego szantażu w sprawie nie doszukała się warszawska prokuratura, do której w maju 2022 r. trafiło zawiadomienie autorstwa Wojciecha Iwaniuka wraz z załączonym nagraniem. Śledczy po jego analizie uznali, że nie istnieje uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa i odmówili wszczęcia śledztwa. Decyzję tę zaskarżył szef IV, ale w kwietniu 2023 r. stołeczny sąd utrzymał ją w mocy.