— To już emerytura. Facet się skończył — powtarzali obserwatorzy po kwietniowej rezygnacji Wojciecha Kruka z rady nadzorczej Vistuli. Tymczasem w przedwojennej willi, w której od lat mieszka poznański biznesmen, praca wre. Piwnica domu to teraz biuro firmy Ania Kruk. Kilka osób uwija się jak w ukropie, projektują, nakłuwają, obrabiają szklane i żywiczne paciorki, skórzane rzemienie i metalowe dodatki. Wśród kartonów z komponentami z Włoch i Francji stoją cztery czarne kruki. Przypominają o tym, że Wojciech Kruk nie jest już solistą. Przez lata w biznesie wspierała go żona, teraz skrzydła rozwijają jego dzieci: Anna i Wojciech jr. I od razu paradoks: młode pokolenie rzuca wyzwanie biznesowi stworzonemu niegdyś przez ojca. 16 czerwca w poznańskim Starym Browarze podwoje otwiera sklep z biżuterią marki Ania Kruk.

Czterdzieści metrów dalej, na tym samym piętrze, swój salon ma także W.Kruk. Krukowie wierzą, że to dopiero początek dobrego. Bo w końcu od ponad 170 lat kolejne pokolenia pracują na nazwisko. I nie ma co ukrywać, że innego tak cennego i doświadczonego jubilerskiego rodu w Polsce nie ma.
W tle nowego otwarcia Kruków jest ognisty konflikt seniora rodu z Jerzym Mazgajem, udziałowcem rozdającym karty w Vistuli, kontrolującej W.Kruk. Człowiek z nazwiskiem z szyldu z żalem mówi o tym, co dzieje się w biznesie Vistuli. Ale teraz zaczyna z rodziną biznes od nowa i od razu widać, że taka sytuacja go nakręca. Pozytywnie.
— Podpowiadam, ułatwiam kontakty, doradzam. Jednak prezesem jest mój syn, a dyrektor artystyczną córka — podkreśla Wojciech Kruk. Najmłodsze pokolenie ma już sprecyzowane cele.
Więcej we wtorkowym "Pulsie Biznesu" oraz archiwum PB>>