Wojciech Sobieraj: Kłody pod nogami

WK
opublikowano: 2009-02-27 00:00

Wojciech Sobieraj nie mógł gorzej trafić z momentem wejścia na rynek bankowy. Mimo to cele zrealizował, a Alior okazał się przebojem.

Na przekór: Na całym świecie banki w tarapatach, tymczasem Alior Bank przebojem wdarł się na nasz rynek. Gdy pod koniec 2007 r. Wojciech Sobieraj, były wiceprezes BPH, zapowiedział, że chce zbudować w Polsce bank od podstaw, wielu pukało się w czoło. Eksperci przekonywali, że szczyt koniunktury już minął, a plany przebicia się do pierwszej 10. banków w Polsce uważali za nierealne marzenia. Na domiar złego w 2008 r. runął system finansowy i banki na całym świecie wpadały w tarapaty. Analitycy twierdzili, że najtrudniej będzie przetrwać załamanie debiutantom.

Swoim rytmem: Tymczasem Alior Bank konsekwentnie parł do przodu. W kwietniu uzyskał licencję od Komisji Nadzoru Finansowego i ujawnił nazwę oraz logo. Rekrutował też ludzi — w sumie blisko 1 tys. — i zapowiadał start w drugiej połowie roku. Słowa dotrzymał. We wrześniu nadzorca wydał zgodę na operacyjną działalność, a pod koniec października Alior pochwalił się, że ma już 18 oddziałów. Jakby mało było problemów: pod koniec roku pojawiły się informacje o problemach włoskiego właściciela Aliora: grupy Carlo Tassara. Jednak bank zapewniał, że jego to nie dotyczy.

I się udało: Alior ruszył z kopyta. Nie szczędził wydatków na reklamę (według deklaracji szefów poszło na nią kilkadziesiąt milionów złotych). Skonstruował ciekawą ofertę i kusił przyjaznymi procedurami. Chwyciło. W grudniu pochwalił się 30 tys. klientów, 450 mln zł na depozytach i kredytami o wartości 100 mln zł. Miesiąc później miał już 80 placówek, 63 tys. klientów i 1 mld zł na depozytach. Jeśli utrzyma tempo, zapowiedzi o zdobyciu 1 mln klientów w kilka lat i wskoczenia do grona największych banków się ziszczą. Nic dziwnego, że niektórzy eksperci sugerują, że wkrótce mogą się znaleźć chętni do przejęcia Aliora.