Wojna wewnątrz sojuszu obronnego

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2025-04-07 20:00

Donald Trump absolutnie nie przejmuje się ani żadnymi reakcjami politycznymi – w tym zszokowanych wieloletnich i bliskich sojuszników Stanów Zjednoczonych Ameryki – ani wyparowywaniem z rynków już nie miliardów, lecz bilionów (oczywiście w terminologii europejskiej) dolarów.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Po wywróceniu stolika światowego handlu 47. prezydent USA z jakąś patologiczną satysfakcją odnotowuje, że ze wszystkich stron adresowane są pod jego adresem propozycje negocjacji. Wszystkim zaś, którzy śmieliby porwać się na jego potęgę cłami odwetowymi, obiecuje nakręcenie dobijającej ich spirali kontrodwetowej.

Poniedziałkowa reakcja Komisji Europejskiej (KE) była ostrożnościowo-wyczekująca. Ursula von der Leyen w imieniu Unii Europejskiej kolejny raz zaproponowała Stanom Zjednoczonym Ameryki całkowite wzajemne zwolnienie z ceł towarów przemysłowych, ale na razie przypomina to pisanie na Berdyczów, nie na Waszyngton – kiedyś tam może zostanie odczytane, ale nikt nie wie kiedy. Na wszelki wypadek unijna centrala przygotowuje środki zaradcze, w tym również traktowane jako ostateczność cła odwetowe. Notabene opoką wcześniejszej Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej i jej następczyni Unii Europejskiej jest wspólny rynek, zatem w obszarze handlu traktatowe kompetencje decyzyjne ma właśnie KE. W kryzysowej sytuacji koniecznie trzeba o tym przypominać, jako że reakcje niektórych rządów z oczywistych powodów akcentują interesy ich państw. Ewentualne pęknięcie unijnej zwartości, będące produktem ubocznym uderzenia Donalda Trumpa cłami, byłoby dla niego wiadomością fantastyczną. Taki jest przecież strategiczny cel jego polityki, notabene całkowicie zbieżny z celami Władimira Putina.

Gospodarcze tąpnięcie związane z wojną celną to okoliczność fatalna dla dorobku polskiej prezydencji w Radzie UE. Przygotowując na pierwsze półrocze 2025 agendę ministerialnych posiedzeń w dziesięciu mutacjach branżowych polski rząd w najczarniejszych snach nie wyobrażał sobie, że będzie musiał mierzyć się w pracach legislacyjnych nie tylko z konfliktem ze Wschodu, lecz także mającym źródło w sercu Zachodu – w końcu waszyngtoński Biały Dom jest takim symbolem.

W tym kontekście warto odnotować inicjatywę, która na pewno nie zostanie sfinalizowana prawnie do 30 czerwca. Oto minister Andrzej Domański za tydzień na nieformalnym posiedzeniu Ecofin w Warszawie przedstawi projekt stworzenia nowej instytucji międzyrządowej pod roboczą nazwą „europejski mechanizm obrony” (EDM). Byłaby to hybryda agencji zamówień wojskowych oraz finansującego je banku. Co bardzo ważne, ze względu na swój status ten mechanizm nie zawęziłby się do państw UE, mógłby objąć przede wszystkim Wielką Brytanię, a także Norwegię – czyli pozaunijne silne filary Organizacji Traktatu Północnoatlantyckiego (NATO). Z fachowych analiz wynika bowiem, że koncepcje proobronne przyjmowane na prezydencko-premierowskich szczytach Rady Europejskiej oraz przetwarzane potem przez KE mają generalną wadę. Oczywiście stanowią postęp w kierunku wzmocnienia dostaw produktów wojskowych, lecz oferowane państwom członkowskim zachęty są zbyt małe, aby rozwiązać problemy takie jak niechęć rządów do wspólnych zakupów czy koordynowania działań, by uniknąć dublowania. W zasygnalizowanej wstępnie polskiej propozycji znajdują się mechanizmy większego uwspólnotowienia wydatków militarnych. Bez względu na finalne losy projektu naszego ministra finansów warto zwrócić uwagę na jego aspekt ważny w okresie ostrego konfliktu gospodarczego wewnątrz sojuszu militarnego. Otóż jako żywo to tzw. europejska poziomka wewnątrz NATO, odcinająca się od Wielkiego Brata zza Atlantyku…