W ciągu czterech pierwszych miesięcy tego roku sprzedaż zagraniczna nieprzetworzonego mięsa wołowego wzrosła o 18 proc., do 109 tys. ton — podaje BGŻ BNP Paribas. Szybciej rósł eksport mięsa świeżego lub chłodzonego (o 19 proc.) niż mrożonego (o 15 proc.). Zakupy zwiększyli czołowi odbiorcy polskiej wołowiny — Niemcy i Holendrzy, odpowiednio o 30 i 24 proc. Razem z Włochami i Hiszpanami odpowiadają prawie za 70 proc. wolumenu eksportu tego mięsa — policzył bank.

Niewidoczne ożywienie
— Ożywienie w eksporcie jest m.in. efektem przywrócenia możliwości uboju rytualnego. Najwięksi odbiorcy to wprawdzie nie kraje muzułmańskie, ale społeczności muzułmańskie w nich mieszkają. Rośnie też grupa odbiorców takiego mięsa, którzy jedzą je z przyczyn innych niż religijne — mówi Monika Drążek, analityk BGŻ BNP Paribas.
Przedsiębiorcy sygnalizują też rosnący popyt na mięso nie z krów, ale bydła opasowego, a więc mięso kulinarne wyższej jakości.
— Nie wiemy, jaki ma udział w wolumenie eksportu, ale możemy mówić o zmianie struktury sprzedaży zagranicznej na korzyść mięsa droższego — dodaje Monika Drążek. Mimo optymistycznych danych Tomasz Kubik, prezes Zakładu
Przemysłu Mięsnego Biernacki, nie widzi ożywienia w branży.
— Zamówienia mamy mniej więcej na poziomie ubiegłorocznym. Być może statystyki to efekt niewielkiego wzrostu w wielu zakładach — mówi prezes ZPM Biernacki.
— My widzimy wręcz stagnację w porównaniu z tym samym okresem rok wcześniej. Wykorzystujemy tylko 30 proc. mocy produkcyjnych — dodaje Anna Kaczorowska z Zakładów Mięsnych Józan.
Mistrzowie handlu
Jak zmieniła się eksportowa mapa po rosyjskiej blokadzie?
— Nie widzimy wzrostu we Włoszech. Nie straciliśmy tam klientów, ale zmniejszyły się zamówienia. Całkowity zastój jest też w Hiszpanii — twierdzi Anna Kaczorowska.
Tomasz Kubik tłumaczy lepsze wyniki sprzedaży do Niemiec czy Holandii. — Dopóki była Rosja, branża wysyłała mięso tam, nie poszukując intensywnie odbiorców na zachodnich rynkach. Teraz te kraje ze względów oczywistych zyskały na znaczeniu — mówi prezes ZPM Biernacki.
— Holendrzy to mistrzowie handlu, przypuszczalnie więc kupują u nas i sprzedają dalej — dodaje Wiesław Różański, prezes Unii Producentów i Pracodawców Przemysłu Mięsnego. Z danych BGŻ BNP Paribas wynika, że od stycznia do kwietnia podwoiliśmy sprzedaż do Wielkiej Brytanii, która stała się piątym odbiorcą naszej wołowiny.
— Kilka polskich firm zdobyło kontrakty w Japonii i zaczyna tam eksportować, co też podnosi statystyki — twierdzi Wiesław Różański.
Jego zdaniem, na razie ożywienie w branży przejawia się jednak głównie rosnącą liczbą zapytań, a nie zamówień. — Do hurraoptymizmu jeszcze daleko, ale powrót zamówień na wołowinę rytualną jest coraz bliżej. To może być początek większej zwyżki i bardzo dobrego roku, jeśli tylko do biznesu nie wmiesza się nam polityka — zaznacza Wiesław Różański.
Krajowy apetyt
Monika Drążek podkreśla, że istotny jest też widoczny wzrost importu. Od stycznia do kwietnia tego roku był o 39 proc. większy niż rok wcześniej i wyniósł 6,6 tys. ton.
— Wprawdzie baza jest niska, ale pokazuje wzrost popytu na mięso wołowe w kraju. Zmiana zwyczajów konsumpcyjnych Polaków i wysyp m.in. burgerowni w dużych miastach daje nadzieje na większą sprzedaż w kraju — uważa analityk BGŻ BNP Paribas.
Polscy producenci wołowiny od lat skazani są na wywóz mięsa z kraju. W 2014 r. sprzedali za granicą 83 proc. produkcji. Wydaje się jednak, że konsumpcja rzeczywiście drgnęła. W ubiegłym roku urosła o 0,2 kg, do poziomu 1,7 kg na osobę, w tym roku — jak prognozuje Agencja Rynku Rolnego — ma osiągnąć 1,8 kg. Dla porównania — drobiu mamy zjeść w tym roku 28 kg na głowę, a wieprzowiny — 41 kg. Anna Kaczorowska jest przekonana, że wołowinie w kraju jak i za granicą szkodzi coraz większe wygodnictwo konsumentów.
— Przygotowanie drobiu wymaga mniej czasu i wiedzy. Wołowina ma szanse w restauracji — dodaje właścicielka ZM Józan.