Sześciokrotny spadek wartości spółki w pół roku. Do tego niemal 25 tysięcy czytelników mniej w trzy miesiące i w tym samym czasie wzrost sprzedaży głównego konkurenta o 25 tysięcy egzemplarzy. To cena, jaką Platforma Mediowa Point Group (PMPG) płaci za rozstanie z Tomaszem Lisem.
Wydawca „Wprost” zmienił naczelnego na początku lutego, a ten wkrótce zaczął kierować „Newsweekiem”. Czy w związku z tym w łeb biorą wszystkie pachnące zyskami prognozy dotyczące „Wprost”, jakie przedstawiła pod koniec 2010 r. PMPG?
Prezes spółki obstaje przy swoim.
Wyścig na e-wydania
Według założeń, w tym roku „Wprost” ma wypracować 43,4 mln zł przychodów i zysk netto na poziomie 3 mln zł. W 2013 r. ma to być już 46,1 mln zł przychodów i 5,6 mln zł zysku.
Obecnie „Wprost” odpowiada więc za około 70 proc. przychodów PMPG. Tymczasem w pierwszym kwartale spółka pokazała kilkunastoprocentowy spadek przychodów, do 15 mln zł, i stratę na poziomie 0,7 mln zł. Sprzedaż „Wprost” spadła od stycznia z 95 tys. do 72 tys. egzemplarzy. W tym czasie „Newsweek” wzbił się z 97 tys. do 125 tys. egzemplarzy.
— Prognoza jest aktualna, gdyby było inaczej, zmienilibyśmy ją lub odwołali. Założenia były konserwatywne, „Wprost” dobrze się sprzedaje w formie cyfrowej, czytelnictwo i zasięg trzymamy na zbilansowanym poziomie. Sprzedaż papierowa nie jest tu więc takim zmartwieniem — przekonuje Michał Lisiecki, prezes i główny akcjonariusz PMPG.
Problem z cyfrowymi wydaniami „Wprost” polega jednak na tym, że według danych przekazywanych do Związku Kontroli Dystrybucji Prasy (ZKDP), pełnopłatne wydania cyfrowe „Wprost” sprzedają się co tydzień w liczbie ledwie 1,8 tys. egzemplarzy. To, co prawda, wynik o kilkaset sztuk lepszy od „Newsweeka” czy „Polityki”, ale minimalnie wpływający na ogólną sprzedaż tygodnika.
Tymczasem rekordy cyfrowy „Wprost” bije w niskomarżowej kategorii. Chodzi o rozpowszechnianie e-wydań obejmujące np. dołączanie ich za darmo lub po zaniżonej cenie w promocjach z innymi towarami lub usługami.
Tu „Wprost” ściga się z „Newsweekiem” — od stycznia rozpowszechnianie cyfrowego „Wprost” rośnie skokowo z 9 tys. egzemplarzy do 37 tys. w maju.
— Nie będę komentował sytuacji we „Wprost”, nie znam szczegółów od wewnątrz. Mogę tylko powiedzieć, że 72 tysiące sprzedanych egzemplarzy to dla „Newsweeka” byłaby katastrofa. Oznaczałaby jedno: cięcia aż do kości — deklaruje Tomasz Lis.
Medioznawca prof. Wiesław Godzic uważa, że „Wprost” szybko potrzebuje dobrego, świeżego pomysłu na siebie. Inaczej skończy w drugiej lidze obok „Gazety Polskiej” i „Przekroju”.
Jego zdaniem, szokowanie czytelników nie jest rozwiązaniem, co pokazał przykład właśnie „Przekroju”, który im bardziej radykalny, tym bardziej marginalny.
— Oczywiście, dawka mocnego przekazu musi w tygodniku opinii być, inaczej szybko uschnie. Niepokojący więc dla „Wprost” jest przechył w wojnie na okładki z „Newsweekiem”. Teraz to ten drugi tytuł dominuje w tej kategorii, o jego okładkach mówi się co tydzień — kwituje Wiesław Godzic.
Katastrofa Lisa
Choć liczby mogą sugerować co innego, Michał Lisiecki przekonuje, że z trójki: „Wprost”, „Polityka” i „Newsweek”, to jego tytuł jest najbardziej rentowny.
— Oceniam, że „Newsweek” przy obecnej strukturze jest nierentowny — zaznacza Michał Lisiecki. I zaprzecza, jakoby z Tomaszem Lisem na pokładzie PMPG miała w perspektywie eldorado.
— Zmiana zespołu, agresywna i nagła, wpłynęła negatywnie na czytelnictwo tytułu. Tomasz Lis wprowadził skuteczną strategię w życie, ale oznaczało to też konkretne koszty — podkreśla prezes PMPG.
Jeśli oceniać perspektywy i kondycję PMPG przez pryzmat notowań na GPW, to różowo nie jest. Dwa tygodnie temu papiery spółki zaliczyły historyczne minimum 9 gr. Wczoraj akcję wyceniano na 11 groszy, sześć razy mniej niż w lutym. No i ponad dziesięciokrotnie mniej niż w chwili ogłaszania w końcu 2010 r. prognozy dla „Wprost”.
Co na to jeden z dwóch głównych sprawców zamieszania wokół giełdowej spółki? Nie twierdzi, że jest Midasem prasy drukowanej. Ale…