Dziś gdańscy stoczniowcy będą pikietować w Brukseli. Pomoc obiecał Donbas, ale stawia warunki.
Komisja Europejska chce, by Stocznia Gdańsk, w zamian za otrzymaną pomoc publiczną, zamknęła dwie z trzech pochylni. Przeciwko tym żądaniom dziś — w rocznicę porozumień sierpniowych — zakładowe związki będą pikietować w Brukseli.
— Pojechało 100 osób. Pikieta będzie trwała nieco ponad godzinę. Prowadzimy też rozmowy ze związkami różnych branż z Polski i innych krajów. Jeśli pikieta nie przyniesie skutku, będą kolejne demonstracje o szerszym zasięgu — zapowiada Roman Gałęzewski, szef Solidarności w Stoczni Gdańsk.
Tymczasem Donbas (ISD) zaproponował, że pomoże stoczni w zwrocie pomocy publicznej.
— Rozważamy taką możliwość, ale najpierw musimy mieć pewność, że będziemy strategicznym inwestorem stoczni. Musimy wiedzieć, jaka byłaby kwota zwrotu i harmonogram ewentualnego wyłączania pochylni — mówi Konstanty Litwinow, reprezentujący ISD w Polsce.
Do 10 września obecni akcjonariusze stoczni mają zdeklarować, czy wezmą udział w jej dokapitalizowaniu kwotą 300-400 mln zł. Pojawiają się informacje, że całą tę pulę może objąć Donbas, który już ma 5 proc. akcji stoczni. Tyle że wówczas nie ma szans, by w prywatyzacji wzięły udział inne firmy zainteresowane przedsiębiorstwem.
Dlatego na rynku pojawiają się przypuszczenia o faworyzowaniu Donbasu w prywatyzacji legendarnej gdańskiej spółki. Mówi się też o możliwości zawieszenia zarządu stoczni.
— Realizujemy tylko uchwałę walnego, nie podejmujemy żadnych działań bez zgody naszych władz — mówi Andrzej Buczkowski, wiceprezes Stoczni Gdańsk.
— Nie chcemy być posądzeni o faworyzowanie nas. Nie może być o tym mowy. O ile wiem, doradca prywatyzacyjny ma przecież wysłać zaproszenie do wielu podmiotów, które będą mogły złożyć oferty dla stoczni — dodaje Konstanty Litwinow.