Powodów mocnych wzrostów na amerykańskich rynkach akcji było wiele. Pierwszy z nich to ugoda osiągnięta przez 10 firm zajmujących się obrotem akcjami. Koszt duży, ale problem znika, a rynek już raz chciał przyjąć to z entuzjazmem. Drugi to wystąpienie Alana Greenspana, szefa Fed, z optymistycznym przesłaniem i zapewnieniem, że gospodarce Stanów Zjednoczonych nie grozi deflacja. Trzecie to oświadczenie USA, że następny krok w sprawie Iraku nastąpi 27 stycznia, kiedy inspektorzy przedstawią ocenę wyników swojej pracy Ra- dzie Bezpieczeństwa ONZ. To odsuwało niebezpieczeństwo wybuchu wojny przynajmniej na luty. Czwarty powód to tzw. tripple witching, czyli wygasanie opcji i kontraktów. To zawsze daje gwałtowną sesję i często wzrostową.
Można jeszcze dodać piąty powód: koniec roku i „windows dressing”. Poza tym nie było złych informacji, a to też jest ważne. Indeksy z łatwością wróciły nad wsparcia.
W poniedziałek pozytywny wpływ miały informacje mówiące o tym, że podczas weekendu Amerykanie jak zwykle robili zakupy świąteczne, co powodowało, że sobota była dla handlu najlepszym dniem w roku. Co prawda zauważono, że klienci kupują tańsze rzeczy i przede wszystkim promocyjne, co nakręca obrót, ale zmniejsza zysk spółek. Jednak nie przypuszczam, by to miało negatywny wpływ na inwestorów.
Nastroje pogarszała informacja, że agencja Standard & Poor’s może obciąć rating kredytowy dla McDonald’s. Dane makro o zarobkach i wydatkach Amerykanów nie wniosły nic nowego — były nieco lepsze od prognoz, ale rynki to zlekceważyły czekając na indeks nastroju Uniwersytetu Michigan, który zresztą też był lepszy od prognoz.
Na giełdach europejskich panował już świąteczny nastrój. Tak powinno być już do końca tygodnia. Niepokoje wojenne nie pozwalały na klasyczne dla końca roku duże wzrosty — rosły za to cena ropy i złota, osłabiał się dolar. To w końcu wywołało spadki, szczególnie indeksu XETRA DAX, który kolejny raz spadł poniżej istotnego wsparcia na poziomie 3 tys. pkt. Ta giełda jest w podobnej sytuacji do naszej (też nie pracuje dzisiaj i wznawia pracę w piątek), co mogło wpływać na rynek.
Dziś część giełd nie pracuje, ale w Stanach Zjednoczonych sesja trwa do 19.00 naszego czasu. Nie oczekiwałbym wielkich zmian, chociaż trochę zamieszania mogą wprowadzić podawane o 14.30 dane o zamówieniach na dobra trwałego użytku w listopadzie (prognozowany jest wzrost o 0,9 proc.).
W czwartek, 26 grudnia, w Ameryce jest normalna sesja, podczas której dowiemy się, jaka była w ostatnim tygodniu ilość nowo zarejestrowanych bezrobotnych (prognoza 400 tys.). W piątek wpływ na notowania będzie miała sprzedaż nowych domów (godzina 16.00 – prognoza to 1 mln). Istnieje szansa na wzrost indeksów podczas ostatecznego „windows dressing” przed końcem roku.
U nas w piątek była dosyć dziwna sesja. Indeksy zachowywały się normalnie do 14.30. Później nastąpił gwałtowny spadek. W pierwszej części sesji indeks podnosiły przede wszystkim banki. Uważam, że tamta sesja dla losów dalszej koniunktury była bez znaczenia.
Wczoraj, gdyby nie specyficzny okres świąteczny, powiedziałbym że zobaczyliśmy prawdziwy stan rynku. Wygląd indeksów, a przede wszystkim WIG (dwa razy zostało obronione wsparcie na 14.050 pkt, powstała świeca bliska młotowi, a następna to klasyczne doji, które często zapowiada zwrot), sugerował, że powinniśmy mieć do czynienia ze wzrostem i taki wystąpił.
Obrót był jednak tak mały, że należy uznać ten wzrost za kompletnie bez znaczenia. Po prostu fundusze podciągały kursy na koniec roku. Jest to jednak dowód na to, że spekulacyjne fundusze zagraniczne nas opuściły i zostaliśmy na łasce funduszy emerytalnych, co może spowodować również zwyżkę w piątek.
Na koniec życzę Państwu zdrowych i wesołych świąt Bożego Narodzenia i powrotu w dobrej formie do gry w piątek.