Y2K: bardzo niepokoi optymizm administracji
KULMINACJA Y2K: Podstawową słabością ujawnioną przez potencjalny kryzys jest nie ilość przetestowanych komputerów, ale brak elementarnej wiedzy o prowadzeniu polityki informacyjnej. rys. ARC
Na niespełna trzy tygodnie przed końcem roku można z dużym prawdopodobieństwem określić poziom przygotowania poszczególnych sektorów naszej gospodarki do uporania się z komputerowym problemem roku 2000. Wiele się już nie zmieni. Kto rozpoczął przygotowania wcześniej, ma szansę je zakończyć. Kto nawet nie zaczął, już nie musi i nie powinien. Może się jedynie przeżegnać i czekać.
GENERALNIE rzecz biorąc, przygotowane jest to, co prywatne. Brzmi to jak pochwała kapitalizmu, i tak właśnie jest. Firmy z wyraźnym właścicielem zrobiły najwięcej, by się przygotować. Tam, gdzie własność jest państwowa, czyli niczyja, jest znacznie gorzej.
PODSTAWOWĄ słabością ujawnioną przez potencjalny kryzys nie jest ilość przetestowanych komputerów. Jest nią brak elementarnego pojęcia o tym, jak prowadzić politykę informacyjną, co tylko pozornie ma niewiele wspólnego z problemem roku 2000. Do liderów w tej wątpliwej konkurencji zaliczyć trzeba Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz sektor energetyki. Na drugim końcu skali umieszczamy łączność i bankowość, które swoje przygotowania nagłaśniały w sposób planowy, w pełni poddając się krytyce opinii społecznej. Nie bez powodu podkreślamy rolę polityki informacyjnej. Od długiego już czasu panuje zgoda co do faktu, że Y2K to nie problem informatyczny, lecz społeczny i biznesowy. Kluczem do poczucia bezpieczeństwa jest wiedza o tym, czy mój kooperant (klient, dostawca mediów, zaopatrzeniowiec) przygotował się do ewentualnej awarii. Tymczasem wiele osób, ważnych w procesie przygotowań, w dalszym ciągu zachowuje się wobec stanu ich zaawansowania, jak w obliczu tajemnicy państwowej.
ZNANE NAM są dwa dokumenty, opublikowane dawno temu. Oba rządowe. Mnóstwo dobrych rad — o przechowywaniu rachunków za gaz, energię, telefon, stanie konta w banku i wielu innych rzeczach. Jeden z tych dokumentów przygotowała agencja rządu Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii. Drugi — rząd Szwajcarii. Media upowszechniły ostatnio komunikat rządu Japonii sprowadzający się do rady — miejcie na przełomie roku trochę gotówki, baterie itp.
KRÓTKA retrospekcja ruchów rządu RP wygląda natomiast tak: zryw aktywności rok temu, powołanie Rady do Spraw. Na koordynatora wyznaczono szefa MSWiA, który do bezpośredniego działania wyznaczył swojego zastępcę. Powstała strona w Internecie, zastępca zorganizował wojewódzkie konferencje, na których administracja państwowa i samorządowa dowiedziały się, że zostaną rozliczone za brak aktywności. Stopień przygotowań tych ciał zgodnie oceniono jako bardzo niski. Na przełomie sierpnia i września Krajowy Koordynator poległ razem ze swoim szefem, po czym w sprawie przygotowań naszego kraju do Y2K zapadła dwumiesięczna cisza.
NIEKIEDY pewne działania można przesunąć w czasie. Tu dni uciekają w tempie zastraszającym. Z MSWiA dochodziły mętne informacje o osobie koordynatora, padały rozmaite nazwiska. Wreszcie w połowie listopada okazało się, że chętnych do wzięcia jednoosobowej odpowiedzialności nie ma i problemem sterować przez pozostałe tygodnie będzie zespół. Komunikat, którego doczekaliśmy się kilka dni temu, brzmiał kuriozalnie. Jego sens sprowadza się do kilku myśli „jak na biedny kraj, to przygotowaliśmy się nieźle, zresztą nie było pieniędzy. Jesteśmy tak mało zinformatyzowani, że nic się nie może stać. Jesteśmy dobrze przygotowani”.
TEN CHAOS w przekazie ze strony koordynatorów przygotowań naszej gospodarki i administracji jest symptomatyczny. Oby los obszedł się z nami łagodnie...