Yuppie kąsa osę

Karol JedlińskiKarol Jedliński
opublikowano: 2012-06-29 00:00

Mały, niezbyt wygodny i hałaśliwy. Skuter z lat 70. robi karierę w XXI wieku, obiecując raj we dwoje. Choćby na Nowym Świecie.

Bądźmy szczerzy — Vespie jak psu buda należy się tytuł najdroższego skutera na świecie. W czasach jednakowo obłej chińszczyzny i koreańszczyzny na dwóch kółkach poczciwa Osa (po włosku Vespa właśnie) oszałamia pięknem. A wiadomo, że piękne rzeczy drożeją z wiekiem. I furda z tym, że w Polsce zazwyczaj dosiadają Vespy ludzie jak z żurnala wycięci. Prawdziwy jej miłośnik nie zważa na zachwyty dzierlatek czy chłopaczków siedzących przy kawce na Nowym Świecie. Vespa to przecież wiatr we włosach i szalony pościg ulicami Rzymu, jaki urządzili sobie zmysłowa księżniczka Anna i amerykański dziennikarz Joe w filmie „Rzymskie wakacje”. Audrey Hepburn i Gregory Peck w hollywoodzkim hicie na dobre zapewnili Osie miejsce w historii, także gospodarczej. Po udanym lokowaniu w filmie dwukołowego produktu sprzedaż w 1953 r. wzrosła o 40 proc., do 100 tys. sztuk.

Cena Vespy SS90 w dobrym stanie przekracza 50 tysięcy złotych. Jeśli jakimś cudem uda się namierzyć egzemplarz na sprzedaż. Internet pełen jest ogłoszeń zdesperowanych fanów włoskiego skutera, gotowych wyłożyć kilkanaście tysięcy dolarów za niepozorny pojazd. Na czym polega fenomen tego modelu? Na pewno nie na filmowych rolach, bo SS90 produkowana była w latach 1965-71. Wartość poczciwej, aczkolwiek bardzo żwawej „dziewięćdziesiątki” (SS to skrót od Super Sprint), podbija to, że wyprodukowano ich zaledwie nieco ponad 5 tysięcy. Wówczas pojazd sprzedawał się średnio, recenzje z jazdy nie obiecywały „raju we dwoje”, czym kusił slogan włoskiej firmy.

Rodzina Agnellich (ta od Fiata), kontrolująca wówczas Piaggio, producenta Vespy, bez żalu zdjęła SS90 z linii montażowych na rzecz oszczędniejszych i bardziej perspektywicznych modeli.

Gdy SS90 wchodziła na rynek, miała ambicję stać się mercedesem wśród skuterów. Uwagę zwracała spora pojemność silnika (zawarta zresztą w nazwie), węższy szkielet niż w innych modelach, schowek na rękawiczki, no i oczywiście rzecz do dziś budząca ciekawość i zdziwienie: koło zapasowe, wypełniające przestrzeń między kierownicą a siedziskiem. Podobno podczas jazdy ten patent nieszczególnie się sprawdzał (walnie w zęby czy nie walnie?), jednak gwarantował ekstrapunkty w klasyfikacji estetycznej. „Pikantny ścigacz” — zachwalał swój dwukołowiec producent. Wtedy rynku nie podbił, po trzech dekadach się okazało, że następcy ostrego skutera lepiej smakują przesłodzonym miejskim yuppies i celebrytom.

A pomyśleć, że nie byłoby całej Vespomanii, gdyby nie alianckie bomby. To one zniszczyły podczas drugiej wojny światowej fabrykę samolotów Piaggio. Wcześniej obrotna włoska rodzina parała się budową m.in. wagonów kolejowych. W 1946 r. Włochom pozostały jedynie zniszczone drogi. A przez nie najlepiej się przedrzeć skuterem, prawda? Dalej już poszło z górki: marketing, design i jeszcze raz marketing. I już nawet nad Wisłą wiadomo, że kawa najlepiej smakuje po przejażdżce Osą w kolorze cappuccino. Skutera nawet nie trzeba przypinać — cały Nowy Świat przyszpili go wzrokiem.

Co?

Skuter Vespa

Za ile?

15 tys. USD

Słownie:

Piętnaście tysięcy dolarów