Zapowiedzi są, ale bez szczegółów

Marek Knitter
opublikowano: 2003-07-01 00:00

W ocenie ekonomistów, najbardziej niepokojącym elementem zapowiedzi Jerzego Hausnera jest wzrost deficytu budżetowego. Mają jednak nadzieję, że wicepremierowi uda się coś dobrego zrobić w gospodarce, nim w 2005 r. władzę przejmie inna formacja polityczna.

Marcin Mróz

ekonomista Societe Generale

- Nie wiemy na razie, o ile zostanie zwiększony deficyt. Nie wiemy również, jak ma wyglądać późniejsza ścieżka zmniejszenia zadłużenia budżetu i w jaki sposób ma być to realizowane. Może jednak się okazać, że przy wyższym deficycie wzrosną obawy o sukces zwiększonych emisji papierów dłużnych. Tym samym rząd może być zmuszony do szybkiej i skutecznej prywatyzacji. Wejście do strefy euro w 2008-09 jest do przyjęcia dla rynku finansowego i było już wcześniej zdyskontowane.

Jacek Wiśniewski

szef zespołu analitycznego Pekao SA

- Zostało potwierdzone to wszystko, co wcześniej wicepremier zapowiadał. Są to jednak tylko założenia programowe o bardzo dużym stopniu ogólności. Takie zapowiedzi, jak odejście od indeksacji rent i emerytur czy zmiany w górnictwie, są dobrymi informacjami. Na szczegóły założeń programowych rynki finansowe będą musiały poczekać do września. Dlatego trudno jest zinterpretować, czy uda się trwale zmniejszyć np. deficyt budżetowy do 2007 r., nie znając konkretnej ścieżki dojścia do tego.

Richard Mbewe

główny ekonomista WGI

- Ogólnie kierunek, jaki przedstawił wicepremier, jest dobry. Mam jednak wątpliwości dotyczące zwiększenia deficytu budżetowego. Jeżeli w 2008 r. mamy wejść do strefy euro, to już w 2006 Polska powinna spełnić kryteria z Maastricht. Może się okazać, że rząd nie zdoła w porę ograniczyć deficytu. Tym bardziej, że to już inna formacja polityczna może rządzić krajem. Związki zawodowe mogą zgodzić się na podatek liniowy pod warunkiem, jeśli wykaże im się, że nie stracą na ograniczeniu gwarantowanych świadczeń pracowniczych.

Iwona Pugacewicz-Kowalska

główna ekonomistka CA IB Securities

- Rynki finansowe negatywnie oceniają wystąpienie ministra Jerzego Hausnera, ponieważ nadal nic nie powiedział na temat reformy finansów publicznych, a przede wszystkim reformy wydatków publicznych. Dlatego rynek oczekuje, że nie będzie reformy wydatków budżetowych, a z powodów politycznych wzrośnie deficyt. To z kolei wpłynie na wzrost podaży papierów dłużnych i na wahania kursowe na rynku walutowym. W dłuższym horyzoncie czasowym, jeśli Polska chce być konkurencyjna wobec innych państw UE, będzie musiała znacznie uprościć system podatkowy.

Krzysztof Rybiński

główny ekonomista BPH PBK

- Przejściowe zwiększenie deficytu budżetowego jest złym pomysłem w sytuacji, kiedy gospodarka zaczyna przyspieszać. Już w tej chwili deficyt wynosi 5-6 proc. PKB. To jest niedobry sygnał dla przedsiębiorców, którym najpierw się obniża podatki, a w związku z wyższym deficytem trzeba będzie je zwiększyć. Reformę finansów i redukcję zadłużenia należy już teraz realizować, a nie za dwa lata. Poza tym zapowiedź, że od 2006 r. rząd będzie zmniejszał deficyt, by spełnić kryteria z Maastricht, jest niewiarygodna, gdyż może się okazać, że od 2005 r. będzie rządzić już inna koalicja.