Rząd przedstawił dziś plan naprawy Kompanii Węglowej. W skrócie – węglowy gigant zostanie zlikwidowany, jego cztery trwale nierentowne kopalnie zostaną wygaszone, jedna sprzedana, a dziewięć rentownych przeniesione do nowego podmiotu.
Dlaczego trzeba to zrobić? Bo Kompania traci gigantyczne pieniądze na… wydobywaniu węgla. Na każdej wydobytej w pocie czoła tonie węgla firma traci 42 zł (w listopadzie nawet 66 zł). W ciągu 11 miesięcy minionego roku KW na sprzedaży węgla straciła 1,14 mld zł (danych za grudzień nie ma, ale na pewno wynik jeszcze pogorszą). Dopełnieniem obrazu są zobowiązania sięgające 4,2 mld zł.
Nie trzeba być wielkim ekspertem od finansów, by widzieć że firma jest chora, a właściwie kona – z punktu widzenia tylko finansowego lepiej byłoby gdyby górnicy siedzieli w domu zamiast fedrować, wówczas straty byłyby niższe (ale oczywiście potrzebujemy węgla).
Co na to związkowcy? Strajkują, tak, ledwie kilka godzin po ogłoszeniu rządowego planu, górnicy w kopalni Brzeszcze rozpoczęli strajk (ta kopalnia jest najgorszą w grupie, tylko w tym roku wypracowała 230 mln zł straty). Dlaczego strajkują? Od szefa związków można usłyszeć, że rząd przerzuca koszty naprawy sektora na biednych górników.
No to sprawdźmy, co dostaną pracownicy wygaszanych kopalń. 2,1 tys. osób które są blisko emerytury dostanie urlop górniczy – przez cztery lata będą otrzymywać 75 proc. dotychczasowej pensji, a jednocześnie mogą bez przeszkód pracować poza górnictwem. 3,1 tys. osób dostanie możliwość dobrowolnego odejścia – wówczas dostaną jednorazowo 24 pensje (pracownicy dołowi) lub 10 pensji (pracujący przy przeróbce).
Czy to naprawdę takie nie fair rozstanie z firmą? Ilu z Państwa miało takie warunki odejścia z bankrutującej firmy? Pewnie niewielu, tak samo jak niewielu ma czternastkę, barbórkę, premię niezależną od kondycji firmy, służbowe mieszkania i na dodatek preferencyjny system emerytalny. A górnicy je mają i na pomysł skasowania licznych przywilejów grożą strajkiem.
Czy zatem los górnika jest taki zły? Nie, to jest po prostu obrona komfortowej sytuacji. Problem w tym, że za ten komfort płacą wszyscy pracujący. I czas powiedzieć dość. Jeśli nie teraz, to w ciągu najbliższych pięciu lat będziemy musieli dorzucić do górnictwa 10-25 mld zł. Z pewnością każdy z nas znajdzie lepszy pomysł na wykorzystanie tej sumy.
Oczywiście nie chodzi o dosłowny strajk, by wyjść na ulice i skonfrontować się z palącymi opony związkowcami, lecz o pokaz społecznego poparcia dla przerwania patologii narastającej przez lata. W kopalniach pracuje wielu fantastycznych ludzi, wykonują piekielnie ciężką i ryzykowną pracę i rozumieją, że jak firma od lat przynosi straty to albo się coś zrobi albo upadnie a wtedy będzie gorzej. Ale są i tacy, którzy mają to gdzieś i uważają, że im się co roku miliardy z moich, pani, pana, społeczeństwa podatków po prostu należą. I o tych w tytule pisałem jako o PAZERNYCH. Oni pewnie się protestem nie przejmą, ale ci, którzy chcą naprawiać górnictwo poczują, że mają wsparcie. To ważne, widać to było w negocjacjach Bartosza Arłukowicza z Porozumieniem Zielonogórskim – brak powszechnego wsparcia dla walczących o większe pieniądze lekarzy dał mu możliwość twardej postawy.