Zazdroszczą nam członkostwa

Jacek Zalewski
opublikowano: 2003-09-18 00:00

Krajowi eurosceptycy nie chcą przyjąć tego do wiadomości, ale Polska zaczyna już być traktowana jako pełnoprawny członek Unii Europejskiej — zwłaszcza przez państwa, dla których europejska wspólnota na razie może być tylko cukierkiem lizanym przez szybę. Mowa tym razem nie o naszych wschodnich sąsiadach, lecz o Chorwacji. Krótka wizyta premiera Leszka Millera była okazją do przypomnienia, że taki kraj w ogóle istnieje. Uwaga ta dotyczy relacji państwowych, albowiem tysiące polskich turystów znają adres nad Adriatykiem doskonale.

Roczne obroty towarowe obu naszych państw wynoszą zaledwie 150 mln USD, przy czym Polska ma spore saldo dodatnie. Za to w inwestycjach bezpośrednich przewagę mają Chorwaci — Pliva wykupiła akcje krakowskiej Polfy, Podravka zaś zbudowała fabrykę w Kostrzynie. Łącznie daje to 173 mln USD. Natomiast polscy drobni inwestorzy nastawiają się na nieruchomości i prywatyzację obiektów turystycznych nad Adriatykiem — hoteli, przystani etc. O płytkości kontaktów gospodarczych świadczy nawet tematyka umów dwustronnych, podpisanych podczas wizyty premiera — o wzajemnej ochronie informacji niejawnych oraz o współpracy w dziedzinie zapobiegania katastrofom.

Kontakty polsko-chorwackie ożywia obecnie wątek unijny. Chorwacja tęsknym okiem spogląda w stronę UE i pogłębia swój kompleks wobec Słowenii. W dawnej Jugosławii obie te republiki związkowe w naturalny sposób dążyły ku sobie. Dekadę niepodległości Słoweńcy wykorzystali nadzwyczajnie, natomiast Chorwaci pierwsze lata strawili na wojnie z Serbami. Wygrali, ale ugruntowali swój nacjonalizm, nijak nie przystający do standardów unijnych.

Pomoc takiego adwokata, jak znacząca Polska, może okazać się bezcenna. Nam zaś nasuwa się refleksja, że następne rozszerzenie UE pójdzie — niestety — tylko przez Bałkany. Perspektywy integracyjne Chorwacji i na przykład bliskiej nam Ukrainy wydają się wręcz nieporównywalne.